Znów powiało grozą. Najważniejsi urzędnicy odpowiedzialni za polską szkołę przyznali w czwartek, że nasz system egzaminowania nadaje się do... tzn. do niczego się nie nadaje. Skoro mówi się o tym, że ten moment prawdy, podsumowujący to, czego Jaś (nie) nauczył się w szkole jest „głupi, niedoświadczony, słaby“ (prof. Konarzewski), to co można mówić o jakości polskiej edukacji?
Parlament Studentów RP wydał oświadczenie w kontekście
doniesień o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu jednej z największych
prywatnych uczelni wyższych w Polsce. Chociaż stanowisko PSRP odnosi
się do nieuczciwych praktyk w Akademii
Humanistyczno-Ekonomiczną w Łodzi, nie zabrakło w nim głosu
wzywającego do głębszych reform szkolnictwa wyższego.
Dlaczego na historii uczymy się głównie o wojnach, a nie ma poruszanej
problematyki historii wynalazków albo prawa? Dlaczego uczymy się
trygonometrii, którą tak rzadko wykorzystujemy w życiu, zamiast statystyki,
która jest nam potrzebna praktycznie na co dzień. Kto ustala co jest ważne w nauczaniu? I czy dla
każdego ucznia ważne jest to samo?
Ustrój uczelni wyższej, ale i zwykłej szkoły podstawowej, gimnazjum, czy szkole ponadgimnazjalnej opiera się na strukturze
wertykalnej. Są rektorzy i dyrektorzy, kadra wykładowcza i grono
pedagogiczne. Najniższe miejsce w strukturze zajmują studenci i uczniowie. Wiele mówi się
o tym, że to ci ostatni stanowią o istocie szkoły. Ale czy jest tak w
praktyce?
Z badań wynika, iż dorośli jeszcze korzystają i uczą się z książek,
ale dzieci i młodzież szybciej uczy się z Internetu lub telewizji i to
w rytmie MTV. No cóż, wychowanie przy pomocy "elektronicznej niańki"
zmieniło ich preferencje percepcyjne. Nie można się z tym nie liczyć w
szkole. Trzeba spróbować na to zareagować w pozytywny sposób.
Nie tylko osoby zajmujące się edukacją mają silne poczucie, iż
dotychczasowa praktyka nauczania szkolnego jest już nieskuteczna. Na
szkołę narzekają uczniowie, rodzice... i sami nauczyciele! A także
instytucje profesjonalnie powołane do działań na rzecz edukacji, które
czują wyraźnie, że obecny stan rzeczy jest mało satysfakcjonujący.
Debata o systemie edukacji nie może być udziałem wyłącznie polityków i
urzędników, którzy określają ogólne ramy i planują szczegóły
rzeczywistości szkolnej. Dobrze, że coraz więcej osób wyraża
zainteresowanie jego kształtem – coraz częściej są to sami rodzice,
którzy podważają sens wielu urzędniczych decyzji (i słusznie), ale
również przedstawiciele świata biznesu.