Mówiąc czy pisząc o szkole, edukacji, kierunku polityki oświatowej nie można pominąć kluczowego czynnika sukcesu, jakim jest wpływ i udział rodziców w edukacji ich dzieci. Nie chodzi tylko o wsparcie i zapewnienie dobrych warunków do wypełniania obowiązków edukacyjnych, albo – coraz bardziej popularne – dbanie o poziom nauczania.
Ważne jest także przekonanie dziecka, że edukacja to nie tylko instytucja. Jest to kolejny krok w kształtowaniu siebie i świata wokół. Świata, który dotyczy nie tylko dzieci, ale który oddziaływuje na sprawy publiczne, dobro wspólne. Świata po prostu poważnego.
Wydaje się, że bez udziału rodziców w tym procesie, edukacja nie będzie pełna. Świat podzielony na „my” i „oni” w różnych konfiguracjach i odsłonach będzie się utrwalał i petryfikował. Współpraca, dialog, a także dawanie przykładu jak współdecydować i współkształtować dzień codzienny w swojej pierwszej roli obywatela z prawami i obowiązkami jest bezcenna. Partycypacja rodziców więc, to nie tylko troska o jakość i stan wiedzy i umiejętności przyszłych pracowników – swoich dzieci. Może i powinna dawać przykład wpływania na program wychowawczy, plan zajęć dodatkowych, szkolny system oceniania. Na jakość i celowość codziennych starań wykraczających poza „własny interes” i „własne plany”.
Jest to zadanie trudne. Od Rodziców oczekuje się pomocy na wycieczkach, pieczenia i gotowania na szkolne imprezy, zbierania składek, przychodzenia na zebrania, odrabiania lekcji i uzupełniania zaległości wynikających np. z dłuższej nieobecności w szkole. Wpływ na politykę edukacyjną – choć odbywa się już w majestacie prawa i przepisów – jest ciągle odbierany jako atak bądź wchodzenie w kompetencje „tych, którzy mają wiedzieć najlepiej”.
Czyli w myśl „Ogniem i mieczem” nadchodzi czerń…. do szkolnej cywilizacji? A może po prostu obywatel współkształtuje swój świat codzienny?
Paradoksalnie nie chodzi o budowanie postaw wspólnotowych. Te, wśród silnie konformistycznych grupowo młodych ludzi są pierwsze w kolejce. Jednomyślność i „myślenie tak samo” to krąg kultury bizantyńskiej a nie śródziemnomorskiej, do której wszyscy aspirujemy. Edukacja obywatelska „przez Rodziców” może nauczyć czegoś znacznie ważniejszego, Postawy: A ja swój rozum mam. I wyrażam go. Stąd tylko krok do zdrowej konfrontacji i budowania rzetelnego dialogu, opartego na argumentach a nie na wspólnych poczęciach. Czyż nie tego wszyscy sobie życzymy?
Notka o autorce: Elżbieta Piotrowska-Gromniak jest prezesem Zarządu Stowarzyszenia Rodzice w Edukacji, http://www.rodzicewedukacji.pl/