W wieku sześciu lat w płacie czołowym mózgu występuje największa ilość połączeń neuronalnych. Jednak utrzymane zostają jedynie te, których dziecko używa. Mózg konsekwentnie kieruje się bowiem zasadą: „Używaj lub wyrzuć!” Stabilizuje się tylko część połączeń, im jesteśmy starsi, tym mamy ich mniej. Te struktury, które są wykorzystywane, mózg dalej rozbudowuje, nieużywane uznaje za niepotrzebne i je usuwa.
Dyskutując o tym, w jakim wieku dzieci powinny iść do szkoły, warto spojrzeć na problem z puntu widzenia neurobiologii i zapytać, jakie środowisko lepiej wspiera ich rozwój, co sprzyja wykorzystaniu potencjału, jaki sześciolatkom dała natura, w jakich warunkach ilość stabilizujących się połączeń jest większa, a w jakich giną. Choć droga do pełnego zrozumienia procesów uczenia się jest jeszcze długa, to wiedza, jaką dziś dysponujemy pozwala na sformułowanie pewnych tez. Otóż bez znaczenia jest fakt, czy sześciolatki będą chodzić do przedszkola czy szkoły; z punktu widzenia rozwoju mózgu liczy się jedynie, co będą tam robić.
Neuroplastyczność
Struktura mózgu zależy od tego, co i jak długo robimy. Można powiedzieć, że nasza aktywność rzeźbi mózg, który rozbudowuje potrzebne struktury. Wszystko, czemu poświęcamy dużo czasu, znajduje odzwierciedlenie w strukturze neuronalnej. Im bardziej różnorodne zajęcia, im więcej zmysłów bierze udział w procesie uczenia się tym lepiej. Neurobiologia potwierdza to, co już w XVIII wieku wiedział Johann Heinrich Pestalozzi, efektywna nauka możliwa jest tylko wtedy, gdy dzieci uczą się ręką, głową i sercem. Dlatego tak ważne jest środowisko edukacyjne. Jeśli jest ciekawe i różnorodne, to sieć neuronalna jest odpowiednio stymulowana i może się rozwijać, jeśli ubogie w bodźce i wzorce i ogranicza aktywność dzieci, to połączeń neuronalnych, jakie dała im natura, wciąż ubywa. Każdy zmysł ma w mózgu swoją reprezentację. Inne struktury przetwarzają impulsy wzrokowe, inne słuchowe, a jeszcze inne pobudzane są wtedy, gdy dziecko używa rąk lub gdy tańczy.
Chcąc stymulować rozwój całego mózgu, trzeba więc dbać o to, by uaktywnione zostały różne struktury. W praktyce oznacza to, że dzieci powinny poznawać dużo nowych zjawisk. Im więcej zmysłów bierze udział w procesie uczenia się, tym lepiej. Siedzenie w ławce i słuchanie nauczyciela, wywołuje jedynie bardzo ograniczoną aktywność mózgu. Inaczej, gdy dzieci tańczą, śpiewają, budują z klocków, grają, wycinają, lepią, rysują, malują czy przygotowują przedstawienie. Wszystko, co jest związane ze sztuką i kreatywnością silnie pobudza sieć neuronalną, a więc inicjuje proces uczenia się. Szczególna rola przypada muzyce, która aktywizuje niemal cały mózg. Informacje werbalne zapisane zostają razem z rytmem, a to jeden z najtrwalszy sposobów kodowania. Mechanizm ten wyjaśnia dlatego ludzie do późnej starości pamiętają poznane w dzieciństwie piosenki.
Innym sposoben na uaktywnienie dużych partii mózgu są zajęcia wymagające pracy rąk. Warto przypomnieć, że rozwój naszego gatunku wyraźnie przyspieszył, gdy ludzie zaczęli używać narzędzi. Dlatego tak ważne jest, by maluchy możliwie często pracowały rękami.
Zabawa czy nauka?
Jeśli ktoś uważa, że dzieci w przedszkolu się nie uczą, nie rozumie, czym w istocie jest nauka, twierdzi Manfred Spitzer. Nauka odbywa się tam cały czas, np. podczas wspólnego śpiewania, czy gry w piłkę. Najnowsze badania pokazują, że koordynacja ręka – oko, która wyrabia się podczas rzucania i łapania piłki lub woreczka, tworzy struktury neuronalne, które później wykorzystywane będą w czasie nauki matematyki. Inne struktury rozwijają się podczas pracy nad zadaniami wymagajacymi precyzyjnych ruchów palców. To, co z punktu widzenia dorosłych jest zabawą, dla mózgu jest zwykłą pracą. Im więcej różnorodnych zajęć, im więcej nowych wzorców, tym solidniejszy fundament, na jakim można w późniejszych latach budować. Wszelkie ograniczanie i redukowanie rodzajów aktywności, jest z punktu widzenia mózgu szkodliwe.
Bardzo ważne dla rozwoju dzieci są relacje z dorosłymi i rówieśnikami. Wtedy wykształcają się neurony lustrzane. Dlatego ilość dostarczanych wzorców powinna być jak największa. Wychowawcy powinni tak organizować naukę, by dzieci mogły poznawać świat poza budynkiem szkoły czy przedszkola. Siedzenie w ławce i słuchanie nauczyciela do minimum ogranicza aktywność mózgu, a kanał werbalny jest nie tylko dla maluchów, ale również dla dorosłych, najtrudniejszym i najmniej efektywnym. Inaczej rzecz się ma z tym, co można zobaczyć i zrobić samemu. Nieważne, czy dzieci będą się uczyć w szkole czy w przedszkolu, ważne by rozumieć, jak wiele zależy od stymulującego, bogatego w bodźce środowiska i czym w istocie jest proces uczenia się. Mózg uczy się tylko wtedy, gdy jest aktywny i gdy neurony przetwarzają impulsy. Śpiewając, lepiąc z plasteliny, grając w piłkę, kłócąc się i godząc, dzieci uczą się tego, od czego zależy ich późniejszy sukces zarówno w szkole, jak i w życiu. Dlatego powinny być jak najbardziej aktywne i twórcze. A dorośli muszą zrozumieć, że zabawa jest dla młodego mózgu niezbędną dla dalszego rozwoju pracą.
Dzieciom trzeba pozwolić na rozwój w ich własnym tempie. „Trawa nie rośnie szybciej, gdy się za nią ciągnie”, twierdzi neurobilogog Gerald Hüther i podobnie jak inni badacze apeluje, by nie próbować na siłę przyspieszać rozwoju, bo rozwój każdego dziecka przebiega nieco inaczej Najlepsze, co możemy dać dzieciom, to bogate w bodźce i stymulujące, ale i bezpieczne, środowisko edukacyjne, a do tego wsparcie mądrych dorosłych, którzy od najwcześniejszych lat nie będą przypinać dzieciom etykietek „Słabszy od innych”. Aby móc rozwinąć swój potencjał dzieci potrzebują wiary w siebie i nie wolno im jej zabierać nawet wtedy, gdy potrzebują nieco więcej czasu.
Dzieciństwo to okres największej aktywności mózgu, tu można najwięcej zepsuć. Dlatego w przedszkolach i pierwszych klasach szkoły podstawowej powinni pracować najlepsi specjaliści, którzy umożliwią dzieciom wykorzystanie ich indywidualnego potencjału. A dzieci najlepiej uczą się w ruchu i poprzez zadawanie pytań. Gdzie będą to robić, jest sprawą drugorzędną.
Notka o autorce: Marzena Żylińska jest wykładowcą metodyki w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Toruniu i w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. Zajmuje się też wykorzystaniem nowych technologii w nauczaniu. Prowadzi seminaria dla nauczycieli, współorganizuje europejski projekt "Zmieniająca się szkoła". Autorka książki "Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych". W przygotowaniu jest jej nowa książka "Neurodydaktyka, czyli nauczanie przyjazne mózgowi". Prowadzi swój blog pod adresem http://osswiata.nq.pl/zylinska/.
Ostatnie komentarze