Psycholodzy obserwujący rozwój społeczeństw krajów wysoko rozwiniętych wskazują na coraz bardziej powszechne występowanie w nich zjawiska przemocy dzieci i młodzieży wobec swoich bliskich, a zwłaszcza wobec rodziców[1]. Dzieci krzyczą na rodziców, biją ich i im ubliżają. Grożą śmiercią. Terroryzują rodziny. Większość z nich ma od 12 do 17 lat, ale zdarzają się też młodsze, a nawet całkiem małe, które stają się prawdziwymi tyranami.
Maciusie i ich opiekunowie
Naganne zachowania dzieci oraz młodzieży widoczne są coraz wyraźniej również poza domem, na przykład w szkole. Obserwujemy niezwykle intensywny ruch, który z powodzeniem można by nazwać „inwazją maciusiów”- szczególną próbą przejęcia władzy przez dzieci oraz młodzież. Efektem tego stanu rzecz jest to, że część nauczycieli zaczyna uważać, że jedynym rozwiązaniem w konflikcie z uczniami jest przemoc. Choćby słowna. Wprost pisze o tym nauczyciel, a zarazem stały felietonista Polityki Dariusz Chętkowski: …zwykle mówię bez krzyku, więc moi uczniowie nie rozumieją. Ostatnio mam spore problemy z jedną klasą, która pewnie chodziłaby jak w zegarku, gdybym zdobył się na opieprzenie w stylu niczym święty Michał diabła, ale jakoś za delikatny jestem. Może się przemogę i zaserwuję młodzieży oczyszczającą torturę w postaci mocnych słów podniesionym głosem. Wiem, że niektórzy na to właśnie czekają, przyzwyczajeni, że w domu dopiero na dźwięk pewnych słów podnosi się tyłek z kanapy. Warto przypatrzyć się tej wypowiedzi. Ile w niej emocji. Choćby takie stwierdzenia: gdybym zdobył się na opieprzenie, podnosi się tyłek z kanapy. Mówiąc o agresji zaczynamy mówić agresywnie. Mówiąc agresywnie zaczynamy wzbudzać agresję. Nauczyciel, który nie potrafi się powstrzymać przez użyciem mocnych słów, mimowolnie zaczyna stymulować naganne postawy swoich uczniów. Jeżeli myślisz źle o uczniu, uczeń zacznie się źle zachowywać. Nie dlatego, że jest zły, ale dlatego że wydaje mu się, że tego od niego oczekujesz. Nawiasem mówiąc podobne oczekiwania reprezentują niekiedy również rodzice. Przynajmniej to słyszą a może tylko tak sądzą niektórzy nauczyciele. Ot, choćby wspomniany Dariusz Chętkowski, który pisze: Gwałtowna napaść na ucznia, gruboskórność, obrzucenie inwektywami, wybuch gniewu, brutalne zachowanie - to wszystko jest wbrew prawu. Nauczyciel nie może sobie na takie zachowanie pozwolić, bo przecież »uszkodziłby duszę« niedojrzałą. Pokazałby niewłaściwy wzorzec postępowania, straciłby autorytet itd. A jednak praktyka uczy, że agresywne zachowanie nauczyciela jest oczekiwane przez uczniów, czasem też przez rodziców. Więc rodzice tak chcą?
Syndrom cesarza
Psycholodzy zajmujący się rozwojem i zachowaniami dzieci zdefiniowali swoisty typ zachowań, który został określony jako „syndrom cesarza”. Charakterystyczną cechą osób reprezentujących ten przypadek jest brak wrażliwości, łatwość ulegania atakom furii, nieposłuszeństwo, agresja wobec innych i niepohamowana potrzeba narzucania innym swojej woli, a przede wszystkim nadmierna impulsywność, mocno rozwinięty egocentryzm oraz niezdolność do odczuwania winy i skruchy za własne czyny. Zwykle dzieci te oraz młodzież zachowują się prowokująco, chętnie kłamią, są oziębłe uczuciowo i mają narcystyczną wizję świata: zazwyczaj uważają, że zaczyna się on i kończy na nich samych. Co więcej w tego typu przypadkach nie skutkują na ogół ani awantury, ani rozmowy czy kary. Środowiskiem wychowawczym dla takich dzieci nie są na ogół wcale rodziny patologiczne. Dużo częściej przypadki tego typu zdarzają się w domach tak zwanych inteligenckich, poukładanych, z pozornie usystematyzowanych i w pełni akceptowanym społecznie system wartości.
Zero tolerancji
Nauczyciele coraz częściej słyszą od rodziców swoich uczniów, że ci już sobie nie dają rady. Wielu ma w głowach założenia programu Zero tolerancji dla przemocy w szkole. Nawiązuje on do projektu realizowanego w latach dziewięćdziesiątych przez słynnego szefa policji w Nowym Jorku Williama Brattona. Problem polega jednak na tym, że całkowicie opatrznie interpretuje się ideę tego projektu. Nie chodziło w nim bowiem dla absolutnego braku tolerancji dla przestępczości. Chodziło raczej o swoiste ograniczenie warunków sprzyjających przestępczości. Bratton tłumaczył. że zerową tolerancję można stosować tylko wobec dwóch spraw, które w dodatku rozgrywają się wewnątrz policji: korupcji oraz używaniu narkotyków przez policjantów. Natomiast stosowanie tego pojęcia w odniesieniu do przestępczości uważał po prostu za błąd. Uważał, że przestępczość można zaledwie kontrolować i ograniczać jej społeczne koszty. Nigdy nie uda się jej ostatecznie wykorzenić. Przekładając to porównanie na życie szkoły, należałoby uznać, że jedyną podstawą przeciwdziałania rozmaitym przemocy w szkole jest odpowiednie przygotowanie do tego procesu nauczycieli. O ile w nowojorskiej policji problemem były narkotyki i korupcja o tyle w polskiej szkole wyzwaniem tego typu może być brak odpowiedniego przygotowania nauczycieli do radzenia sobie z agresją oraz arogancją ich uczniów, nieumiejętność współdziałania i brak solidarności korporacyjnej. Nauczeni nauczania nie potrafimy równocześnie kreować procesów, które prowadziłyby do działań opartych na otwartości, kontakcie oraz współdziałaniu. Sporo mamy też do zrobienia w obszarze współpracy dorosłych. W tym również współdziałania nauczycieli oraz rodziców.
Wybite szyby
Potrzeba ta nawiązuje do innego programu, który po części łączy się z inną formą przeciwdziałania przemocy, którą w książce Wybite szyby. Jak zwalczyć przestępczość i przywrócić ład w najbliższym otoczeniu opisali George L. Kelling oraz Catherine M. Cole. Autorzy - jeden z najwybitniejszych kryminologów Ameryki i antropolog a jednocześnie prawnik - stwierdzają w swojej książce, że największe efekty w zwalczaniu przestępczości osiągnąć można dzięki współpracy obywateli z policją oraz poprzez przywracanie ładu i porządku w najbliższym otoczeniu, czyli wstawianie „wybitych szyb”. Dokładnie taki sam program należałoby wprowadzić w odniesieniu do łagodzenia zarówno syndromu cesarza jak i szeroko pojętej „inwazji Maciusiów”. Dorośli powinni ze sobą współpracować. Ustalić jakie zachowania młodych są do zaakceptowania, a którym należy się wspólni przeciwstawiać. Pod żadnym pozorem nie można się zgodzić na powszechne zjawisko jakim jest swoiste „napuszczanie” rodziców na nauczycieli. Nie można też zgodzić się na brak rodziców w szkole. Okazuje się, że uczniowie, których rodzice nie chodzą na wywiadówki, nie interesują się szkołą i nie utrzymują z nią stałego kontaktu znacznie częściej zachowują się po prostu nagannie. Rodzice są szkole potrzebni podobnie zresztą jak szkoła powinna być potrzebna rodzicom. To platforma wspólne odpowiedzialności dorosłych za kształt i kierunki rozwoju kolejnych pokoleń. Praktyka „wybitych szyb” mówi o natychmiastowej i konsekwentnej reakcji na każdy przejaw zła. Te przejawy w równym stopniu mogą się pojawić zarówno w domu jak i w szkole. Ważne, by obie strony – rodzice i nauczyciele - zdawali sobie z tego sprawę i by chcieli ze sobą współpracować.
[1] Zob. bogatą listę źródeł polskich i zagranicznych np. w: Ćwikowski R. Zjawisko przemocy małoletnich dzieci wobec rodziców. Probacja. (2021);1(null):61-76. https://doi.org/10.5604/01.3001.0014.8938. Zob. także: Shukri, R. E. B., & Formella , Z. (2022). Przemoc dorastającej młodzieży wobec rodziców: inny rodzaj przemocy wewnątrzrodzinnej: La violenza adolescenziale nei confronti dei genitori: un altro tipo di violenza intrafamiliare. Seminare. Poszukiwania Naukowe, 37(3), 84–96. https://doi.org/10.21852/sem.2016.3.07
Notka o autorze: Jarosław Kordziński – obserwator rzeczywistości edukacyjnej w Polsce i na świecie. Autor, między innymi wydanej w 2022 roku przez Wydawnictwo Wolters Kluwer książki „Edukacja wyzwolenia szkól i nauczycieli”.
Ostatnie komentarze