Szkoły społecznie nie/ekonomiczne

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Doszliśmy do takiego punktu w rozwoju cywilizacyjnym, w którym powszechna szkoła konwencjonalna wywodząca się z pruskiego modelu edukacji traci rację bytu. Następuje przesilenie. Przejawia się ono m.in. w postawach rodziców, którzy decydują się wybrać alternatywne formy edukacji dla swoich dzieci. Edukacja domowa, unschooling we wszystkich jego odmianach, oddolne grupy edukacyjne, szkoły demokratyczne i wolne. Rodzice robią to lokalnie z osobistej troski o dobrostan własnego potomstwa. Jednak globalnie ma to znacznie szerszy kontekst.

Stary paradygmat edukacji przestaje nam się po prostu "opłacać". Marnujemy ogromny potencjał społeczny tkwiący w umysłach naszych dzieci zmuszając wszystkich, na jedno kopyto i w tym samym czasie, do realizowania z góry opracowanych państwowych curriculum programowych. Ustalając takie zadanie potrzebujemy monitorować jego efekty. Stąd różnego rodzaju egzaminy, sprawdziany, które mają określić stopień opanowania narzuconego materiału i zmusić uczniów do całkowitego zaangażowania się w coś, co ich z reguły mało interesuje.

Cóż... uważam, że to jest po prostu pozbawione sensu. Już kilka pokoleń przeszło przez trening pruskiej szkoły i jasno widać, że nie zapobiega to wykluczeniu kulturowemu niektórych grup społecznych. I tak na koniec edukacji najlepiej poradzą sobie dzieci z rodzin uprzywilejowanych.

Niezależnie od prób uniformizacji kapitału intelektualnego poprzez powszechną edukację, zasób jakim jest intelekt przede wszystkim dziedziczymy. Geny i uwarunkowania ekonomiczne wynosimy ze środowiska, w którym spędzamy pierwsze lata naszego życia. Jeszcze zanim pójdziemy do szkoły. Uwolnienie się od piętna narodzin w środowisku społecznie defaworyzowanym graniczy z cudem. Możemy liczyć jedynie na rosyjską ruletkę genetyki, która sprawi, że przez przypadek nasze możliwości intelektualne i ciekawość poznawcza znacznie wykroczą poza zasoby, które można wynieść z domu.

I tak: wygrałeś w totka rodząc się jako dziecko pracowników akademickich, dziennikarzy, aktorów czy prawników. Jesteś w plecy, jeśli Twoja mama ledwo skończyła podstawówkę, zaszła w ciążę po imprezie i dorywczo zarabia na czarno, bo na stałe jest na różnego rodzaju zasiłkach. Wychowuje ciebie i kilkoro twojego rodzeństwa sama, bo ojciec, który generalnie się poczuwa i tak siedzi w więzieniu. Masz FAS, więc to, co Twój kolega z klasy, syn senior managera w Orange łapie natychmiast, tobie przez synapsy nie przeciska się wcale. Z trudem czytasz, ale w 6 klasie przed obojgiem z was stawiane są te same wymagania programowe. W tak skonstruowanej szkole oboje macie w plecy. Twój kolega, który ma inne zasoby niż ty i inne zainteresowania niż ty, jest zmuszony robić dokładnie to, co obojgu wam narzuca plan lekcji i nauczyciel… W szkole konwencjonalnej nie ma znaczenia, że ty o niebo lepiej czułbyś się w towarzystwie czwartoklasistów stanowiąc dla nich autorytet, jako starszy kolega, który chce im poświęcać swój czas i wsparcie, a twój kumpel w tym samym czasie chętniej siedziałby z ludźmi z liceum, z którymi można analizować niuanse najnowszego oprogramowania druku 3D. Obaj jednak uwielbiacie grać w piłkę nożną i tam świetnie się czujecie w swoim towarzystwie, bo ty w drużynie jesteś napastnikiem, a on bramkarzem. Ty uwielbiasz gotować, on projektować. Obaj w swoich dziedzinach błyskawicznie się rozwijacie, pomimo że żaden z Was nie jest zmuszany ani do gotowania, ani do projektowania. Macie szansę zostać wysokiej klasy specjalistami w tych dziedzinach - pod warunkiem, że na rozwijanie tego, co was ciągnie macie czas. No... ale go nie macie…

10 lat obserwowania ludzi, którzy rozwijają się w warunkach wolnej szkoły demokratycznej, u której założeń leży unschoolingowe myślenie o wspieraniu rozwoju, pokazuje mi, że szkoła konwencjonalna jest machinerią służącą do pchania energii w komin. Obserwuję wolne dzieci, które optymalnie angażują własne zasoby w zabawę. To dzięki niej uczą się dokładnie tego, na co są gotowe w tym konkretnym momencie ich życia. Widząc ich w grupie obserwuję, jak naturalnie dzielą się rolami i zadaniami, co sprawia, że każde z nich dokonuje transgresji dokładnie wtedy, kiedy jest na to czas każdego z nich. Rozwijają się jak roślinność w buszu. Bujnie, organicznie, wspaniale. Bywa, że po ósmej klasie chcą iść do klasycznych liceów, bywa, że chcą zostać z nami do matury. Bywa, że nie chcą zdawać matury i bywa, że wracają do nas w wieku 20 lat, żeby zdać maturę i pójść na studia, a bywa, że już w ogólniaku dorabiają sobie w zakładzie samochodowym marząc o karierze mechanika.

Szkoła demokratyczna stwarza każdemu możliwość eksplorowania własnego potencjału. Daje przestrzeń do podążania za własną ciekawością i rozwijania się w dziwnych kierunkach przerzucając uwagę z punktu do punktu. Zgodnie z własnym wyborem. Tylko wówczas, gdy sami wybieramy, czego i w jaki sposób się uczymy energia życiowa ma szansę być dobrze wykorzystana dla naszego własnego dobrostanu i w efekcie dla korzyści nas wszystkich.

Uczenie się na własnej energii, z własnej motywacji sprawia, że wiedza i umiejętności, które zdobywamy ugruntowuje się i stanowi fundament do sięgania po coraz dalsze i bardziej skomplikowane konteksty. Intelekt rośnie jak roślina. Fraktalnie. Nowe konteksty rozwijają naszą świadomość, bo nowe linkuje się z tym, co już mamy. Jesteśmy twórczy, bo składamy nowe układy z klocków, po które sami wcześniej sięgnęliśmy. Uczymy się, bo nasz apetyt rośnie w miarę jedzenia tylko dlatego, że sami sięgamy po to, co mamy w zasięgu naszej percepcji.

Niestety stary paradygmat pruskiej szkoły ugruntował ogólnie funkcjonujące przekonanie, że człowiek jest z natury leniwy. Należy więc go zmuszać do uczenia się. W tym przekonaniu uczenie się mylone jest z zapamiętywaniem. No więc nie! Proces uczenia się realizuje się wówczas, gdy korzystamy ze zdobytej wiedzy i umiejętności. Nie, nie na kartkówkach i sprawdzianach. Tak, w życiu i w zabawie. Przede wszystkim w zabawie. W radości pokonywania trudów, wspinania się, satysfakcji osiągania celów.

I zdziwię Was. Takim celem może być też egzamin ósmoklasisty i matura i egzaminy na sesjach akademickich. Jest tylko jeden warunek. Decyzja idzie z bebechów, a nie z przymusu. Tak, spełnieni ludzie to warunek dobrostanu społecznego.

 

Notka o autorce: Marianna Kłosińska jest prezeską i założycielką Fundacji Bullerbyn oraz Fundacji Dzieci Mają Głos. Założycielka Wolnej Szkoły Demokratycznej Bullerbyn – dyrektorka Liceum Astrid i Szkoły Podstawowej Ronja.

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Przerażająca wizja. Z jednej strony trzeba gonić za technologią która rozwija świat, z drugiej stron...
Stanisław Czachorowski napisał/a komentarz do Wykład w czasach postpiśmienności, czyli szukanie drogi we mgle
Tak, najważniejszy jest tok rozumowania, opowieść o wiedzy i dochodzeniu do wniosków, odkryć. To się...
Wykładam matematykę i staram się postępować na przekór pewnego określenia czym jest wykład: to trans...
Stanisław Czachorowski napisał/a komentarz do Wykłady w stylu programów popularnonaukowych?
Zawsze najważniejszym jest mieć coś do powiedzenia. Interesującego, ważnego, wartościowego. Dobrze j...
Jak widzę, odniósł się Pan do mojego komentarza, więc odpowiem.Programy B. Wołoszańskiego były różne...
Pani Anno, to co zamierzam napisać dotyczy zarówno psychologów szkolnych jak i pedagogów. I jedni i...
Drodzy Państwo, czy głupotę można nazywać po imieniu? Czy głupota ministra jest głupotą szkodliwą? C...
Jak się zadaje pytanie całej klasie to nie odpowiadają nieśmiali. Te rady są ok tylko dla tych, któr...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie