Z moimi obecnymi trzecioklasistami mamy takie powiedzenie – nasza klasa jest jak rodzina. I jak to w rodzinie bywa, mamy gorsze i lepsze momenty. Czasami ktoś przyjdzie do szkoły niewyspany lub smutny. Ktoś inny wesoły czy podekscytowany. Ktoś się pokłóci, by móc się pogodzić. To co dla mnie jest w klasie niezwykle istotne, to otwieranie przestrzeni na rozmowę, budowanie relacji i popełnianie błędów. A od kilku miesięcy otwieranie przestrzeni na… "wolne piątki"!
Od jakiegoś czasu w kręgu moich zainteresowań znajdowała się między innymi kwestia motywacji wewnętrznej w procesie uczenia się. Zastanawiałam się, w jaki sposób mogę wykorzystać moje dotychczasowe doświadczenia (harcerstwo, praca w przedszkolu, pobyt w Wiosce Bullerbyn, itp.), by wspierać uczniów w przejmowaniu przez nich odpowiedzialności za własną edukację.
W tym kontekście rozważałam między innymi to, czy przestrzeń, którą tworzę w klasie oraz wybierane przeze mnie metody, wpływają na zwiększenie samodzielności moich uczniów.
Jednym z rezultatów własnych dociekań oraz rozmów z innymi osobami stało się zorganizowanie "wolnych piątków", czyli takiego dnia w tygodniu, w trakcie którego całkowicie oddaje ster dzieciom.
Nim wolne piątki pojawiły się w naszej klasie, podzieliłam się z dziećmi pomysłem na ich zorganizowanie. Długo rozmawialiśmy o tym, jak sobie wyobrażamy taki dzień. Wspólnie postanowiliśmy spróbować "robić wszystko" (z drobnym zastrzeżeniem, że ma to być możliwe do zrobienia w sali). By uniknąć przygotowywania zajęć przez rodziców, w pierwszej fazie zaniechałam informowania dorosłych o formule pracy.
Pierwszy wolny piątek rozpoczęła nasza codzienna rozmowa w kręgu, podczas której chętne osoby podzieliły się swoimi planami na ten dzień. Spośród 25 osób, kilka nie miało pomysłu na swoją aktywność, co wzbudziło różne emocje, pojawiły się nawet łzy. Niezwykle cenne na tym etapie było dostrzeżenie, że nie jest się osamotnionym. Wzmacniającymi okazały się wsparcie i inspiracje płynące ze strony grupy. Tego dnia większość dzieci robiła plakaty na jakiś temat, budowała konstrukcje z różnych klocków, inne rysowały.
Nie opuszcza mnie wrażenie, że w trakcie tych kilku miesięcy przeżyliśmy skok cywilizacyjny. Już po kilku wolnych piątkach dzieci stały się bardziej świadome tego, co chciały robić. Zaczęły lepiej zarządzać czasem. Przestały się pytać, czy coś mogą, tylko to robiły. Czasem planowały większe projekty na kilka wolnych piątków. Zdarzały się też propozycje dla całej klasy. Coraz częściej dzieci przed wolnym piątkiem chodziły do biblioteki po książki potrzebne do projektów, wybierały ważne informacje, uczyły się je filtrować.
Ja nabrałam większego dystansu, a jednoczenie upewniłam się w przekonaniu, że aby nauczyć się zarządzać wolnym czasem, trzeba mieć CZAS. Z dalszej perspektywy oceniam, że największym wyzwaniem było dla mnie wyjście poza porównywanie się z innymi nauczycielami oraz odpędzanie myśli, że będziemy mieli zaległości, choć mam świadomość, że to nie liczba wypełnionych ćwiczeń jest wyznacznikiem opanowania pewnych umiejętności.
Moje wątpliwości rodziły się również za sprawą powtarzalności niektórych dziecięcych działań. Kilkoro uczniów chciało cały czas budować z klocków lub rysować. Sytuacja była w pewnym momencie na tyle frustrująca, że raz zapowiedziałam dzieciom, że "muszą robić coś naukowego". Teraz lepiej rozumiem, że dziecko, które nie ma czasu na realizację swojej pasji, nie będzie miało motywacji do robienia czegoś innego, ponieważ jego realna potrzeba związana z samorealizacją jest niezaspokojona.
Zdałam sobie sprawę, że choć planując wolne piątki myślałam o motywacji uczniów do uczenia się, stworzeniu przestrzeni do samostanowienia, to gdzieś podświadomie miałam wyobrażenie, że dzieciaki będą się UCZYŁY szkolnych rzeczy, tylko samodzielnie i w swoim tempie. Wydawało mi się, że jestem w stanie przewidzieć potrzeby moich uczniów, że ich dobrze znam. Chciałam dla nich wolności, ale pojawiła się refleksja, że moja głowa weszła ze schematu w schemat… W trakcie realizacji wolnych piątków zrozumiałam, że muszę na nowo zweryfikować moje motywacje, że cel tego dnia jest dużo głębszy i moje dzieciaki wspaniale go realizują. To ja musiałam dojrzeć i zrozumieć, że aby dać uczniom swobodę, możliwość planowania, samostanowienia, trzeba najpierw samemu przejść ten proces, być świadomym schematów, w jakich funkcjonujemy.
Co bym zmieniła? Wprowadziłabym wolne piątki od pierwszej klasy.
Co bym doradziła? Nie mam gotowego przepisu. Ten proces ciężko jest zaplanować, tym bardziej przygotować instrukcję wprowadzania zmian. Każda grupa jest inna, inaczej ustawione są granice, inaczej budowane relacje.
Co dalej? Projekt został opisany jako innowacja i – co mnie cieszy – zyskał poparcie dyrekcji i grona nauczycieli. Nie zakończył moich poszukiwań. Wolne piątki czasami rozwijają się w wolne środy.
Słuchanie uczniów, pozwolenie im na decydowanie, planowanie uczenia się… odkrywanie ich zainteresowań na innym poziomie niż dotychczas. Pokazanie dzieciom, że ich decyzje są ważne, że to co mówią jest istotne. Czuję, że ten fascynujący proces to nie tylko otwarta przestrzeń dla uczniów, ale i dla mnie.
Notka o autorce: Karolina Gaweł, nauczycielka wczesnej edukacji w Szkole Podstawowej nr 3 w Olsztynie. Trenerka w programie Zaprogramuj Przyszłość oraz Mistrzowie Kodowania. Członkini grupy Superbelfrzy Mini. Niniejszy artykuł ukazał się w blogu Superbelfrów. Licencja CC-BY-SA.
Ostatnie komentarze