Często można spotkać się z opiniami, że „Internet spłyca myślenie”. Ale czy jest tak naprawdę? Jaki powinien być punkt odniesienia? Być może porównujemy nie te elementy komunikacji, które należałoby. Z całą pewnością powszechny dostęp do komputerowych technologii zmienił nasz sposób komunikacji. Zastanówmy się co i jak zmienia. Pytanie, czy to dobrze czy źle jest już znacznie trudniejsze.
Jak uczymy się w sieciach?
Będziemy gościć ciekawą osobowość świata edukacji. Do Warszawy przyjeżdża jeden z współtwórców konektywizmu – Stephen Downes. Został on zaproszony do Polski przez Centrum Nauki Kopernik, zaś konektywizm uczyniono głównym tematem tegorocznej konferencji „Pokazać – Przekazać 2017”[1]. O tej koncepcji pedagogicznej pisaliśmy w 2009 roku na łamach Edunews.pl (chyba jako pierwsi w Polsce) – warto zatem przypomnieć jej główne założenia.
Rewolucja czy ewolucja w szkole?
Połowa sierpnia, ale nauczyciele powoli przygotowują się do pracy w szkole. Już od września. A tam spore zmiany. Dla rodziców także będzie (niemiła) niespodzianka...
Szkoła bez ocen?
Mój szanowny kolega, Iwo Wroński, dyrektor Zespołu Szkół STO im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, opowiedział niedawno historię, której istotę przytoczę tutaj z pamięci. Otóż swego czasu miał uczennicę, która po ukończeniu z sukcesem pierwszej klasy liceum postanowiła przejść na… nauczanie domowe. Swojej decyzji nie motywowała bynajmniej niezadowoleniem ze szkoły, a wręcz przeciwnie, otwarciem jej oczu w liceum na bezkres możliwości, jakie przynosi życie. Doszła jednak do wniosku, że na realizację programu nauczania poza szkołą wystarczą trzy godziny samodzielnej pracy dziennie, a zaoszczędzony czas będzie mogła poświęcić na rzeczy naprawdę (dla niej) ważne – własny rozwój w różnych dziecinach, działalność społeczną, wolontariat etc.
Nauka programowania w szkole? Owszem, ale...
Zaiste, głęboka jest wiara w skuteczność masowej edukacji. Stanowi ona pamiątkę dawnych, dobrych czasów, kiedy to, co wykładano w całym kraju z ambony, a w późniejszych latach zza szkolnej katedry, wprost przekładało się na światopogląd i zasób wiedzy przeciętnego zjadacza chleba. Jest też owa wiara wyrazem słusznego przekonania, że jeśli współczesny młody człowiek spędza w placówce oświatowej kilkadziesiąt godzin tygodniowo, to nawet w epoce internetu jakaś część tego, co mu się tam zaserwuje, nieuchronnie pozostanie w jego głowie. Dlatego niemal każde państwo, bez względu na ustrój, niezmiennie dba o właściwy dobór treści nauczania. Przy czym słowo „właściwy” jest tutaj kluczowe – z politycznego i światopoglądowego punktu widzenia.
Szkoła dla nikogo?
Nie jestem fanem teorii spiskowych. Nie przekonuje mnie teza, że szkoła celowo utrzymywana jest w obecnym kształcie, by realizować interesy jakichś sił. Ona de facto nie przynosi korzyści nikomu.
Kot żywy i martwy, czyli paradoksy w wydaniu szkolnym
Chyba żadne społeczeństwo na świecie nie jest w pełni zadowolone ze stanu swojego systemu edukacji. Nawet Finowie, powszechnie podziwiani za osiągnięcia w dziedzinie oświaty, właśnie wprowadzają nowe rozwiązania, wychodząc w ten sposób naprzeciw wyzwaniom współczesności. Stan niezadowolenia w tej kwestii można więc uznać za zupełnie normalny i nie przejmować się nim, rozumiejąc, że bezwładność każdego wielkiego systemu siłą rzeczy powoduje jego zacofanie i oporność na zmiany, co nieuchronnie skutkuje frustracjami.