Sidebar

07
Śr, Maj

Zdalna edukacja pokazała nam, jak ważne są kontakty bezpośrednie

fot. Stanisław Czachorowski

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Tak, teraz widzimy, że w edukacji kontakty bezpośrednie są bardzo ważne i niezastępowalne w pełni. Zarówno w odniesieniu do szkół jak i uniwersytetów. I nie chodzi mi tylko o zajęcia typowo laboratoryjne i eksperymentalne. Bezpośredni kontakt jest niezbędny do dyskusji i budowania relacji. Zdalne nauczanie może tylko uzupełniać taką edukację.

Z pewnością przyszłością jest edukacja hybrydowa (blended learning), w które część przestrzeni mentalnej i edukacyjnej realizowanej przez tradycyjne książki i podręczniki zajmować będą media wirtualne (i e-boooki). Będziemy chodzi do szkoły by się spotykać w grupie rówieśniczej i społecznej, na uniwersytety by się spotykać z innymi młodymi ludźmi i z ekspertami. A nie tylko po to, by zdobyć informacje (od wykładowcy czy z biblioteki). Nauczyciel i wykładowca bardziej będzie potrzebny nie jako jedyne źródło informacji i wiadomości ale jako ten, który pokaże sens, który pokaże do czego dana wiedza się przyda, pomoże odkryć co już na ten temat wiem, gdzie i jak mogę poszerzyć swoje wiedzą, jakie techniki zastosować by lepiej zapamiętać to, co chcę zapamiętać. Inne role. Czy jesteśmy na to przygotowani? Czy już widzimy, że świat się zmienił? Ta zmiana powoli dokonuje się już od kilkudziesięciu lat.... Epidemia COVID-19 i zdalna edukacja w społecznej samoizolacji tylko wyraźniej nam to uwidoczniła. Choć i teraz, wielu nie dostrzeże... bo emocję zakłócają procesy percepcji, refleksji i analizy.

Skoro namacalnie dostrzegamy wagą kontaktów bezpośrednich (to już mocno wybrzmiewa w wielu wypowiedziach rodziców, uczniów, nauczycieli, studentów, akademików), to dlaczego w dotychczasowej infrastrukturze kampusów uniwersyteckich brakuje przestrzeni do bezpośrednich i częstych spotkań pracowników z pracownikami, studentów ze studentami, pracowników ze studentami? Chodzi i o fizyczna przestrzeń, ułatwiającą spotykanie się, dyskutowanie, budowanie relacji i interakcji. Jest dużo budynków, dużo powierzchni, ale bardzo mało do interakcji i poznawania czy uczenia się w relacjach z innymi.

Edukacja zdalna nie zastąpi edukacji "tradycyjnej", tej w bezpośrednim kontakcie. Ale ją zmieni i może ją uzupełniać. Inną sprawą jest bardzo zły stan edukacji także na poziomie wyższym. Dydaktyka już dawno została zepchnięta na margines. Nasza tradycyjna dydaktyka jest bardzo słaba. Teraz, w czasie izolacji i zdalnego nauczania, widać to bardzo dobitnie: duże niedoinwestowanie technologiczne i merytoryczne (kapitału ludzkiego), bylejakość. Przynajmniej jeśli chcemy porównywać się z uniwersytetami z całego świata). Od dłuższego czasu liczą się tylko badania naukowe a w zasadzie tylko punkty za publikacje. Punkty mierzone w bardzo krótkiej perspektywie czasowej (do awansu i wskaźników). Dydaktyka toczyła się i toczy siłą rozpędu i przyzwyczajenia. Skupieni jesteśmy na wskaźnikach i tabelkach. Zdalne nauczanie obnażyło słabość zarówno szkoły, jak i uniwersytetu. Ze strachu trudno o tym mówić, bo lepiej w sprawozdaniach i relacjach pisać o sukcesie, o 100% frekwencji i realizowaniu zakładanych rezultatów. Tak jest bezpieczniej, po co się wychylać, zaraz będą problemy, komentarze typu "że zły to ptak, co własne gniazdo kala", "że władza mówi o sukcesie więc jest to podważanie władzy i dywersja" itd. Czy i gdzie i jak mierzona jest jakość nauczania? Co uznajemy za jakość? Istnieją na papierze różne procedury, zespoły, komisje. Czy poza istnieniem na papierze coś się sensownego dzieje? Coś, co warto poddać refleksji i dyskusji?

Kampus uniwersytecki w Olsztynie budowany był i jest blisko 70 lat, głównie w czasach, gdy nie było żadnego e-learningu, żadnej zdalnej edukacji. Gdzie w Kortowie (miasteczku uniwersyteckim) można się spotykać? Jak jest zorganizowana przestrzeń dla pracowników i dla studentów? Jesteśmy poumieszczani niczym w klatkach, brak przestrzeni do swobodnych dyskusji, nawiązywania relacji. Spotykamy się tylko w wyznaczonych planem zajęć wykładach i ćwiczeniach, nieliczny w ramach rad naukowych (bo już nawet rad wydziałów nie ma?), czasem na konferencjach naukowych czy okazjonalnych sympozjach, komisjach ds. przewodów doktorskich. Brak nam dobrego środowiska edukacyjnego, zarówno tego analogowego jak i cyfrowego. Czy dopiero teraz dostrzeżemy wagę przestrzeni w budowaniu dobrego środowiska edukacyjnego? By sami studenci mogli łatwo i często wchodzić w interakcje. Teraz chyba najlepszą taką przestrzenią jest Biblioteka Uniwersytecka. By naukowcy różnych wydziałów i specjalności mieli możliwość spotykania się i dyskutowania? W tym ostatnim to paradoksalnie właśnie zdalna komunikacja może pomóc.

Całe Kortowo należałoby zupełnie inaczej zorganizować (przebudować). Z pewnością są to koszty. Ale najtrudniej dokonują się zmiany w naszych mózgach. Bariery nie do przebycia, mury nie do przeskoczenia, rowy nie do zasypania... Mamy duże budynki, wiele z nich to całkiem nowe. A przestrzeni do interakcji, dyskusji nie ma. W każdym razie jest jej bardzo mało, stanowczo zbyt mało co to wyzwań i potrzeb. Nawet w sensie gastronomii, pokojów socjalnych dla studentów (nieliczne jaskółki wiosny nie czynią). Nawet nie mamy zwyczaju siadać na trawie (póki jest jeszcze zielona, a zbliżająca się susza może to zmienić). A kończone inwestycje w rewitalizację parków w Kortowie także i tego nie uwzględniają. Jak w fabryce brojlerów: dobry dojazd samochodami, wszędzie parkingi, byle dobry dostęp do klatek... Izolowani w swoich gabinetach, pokojach, byliśmy już od dawna. Paradoksalnie poprawa jakości pogorszyła możliwości interakcji. Bo teraz siedzimy osobno, pooddzielani ścianami i nieprzezroczystymi drzwiami.

Co mnie zainspirowało do tej wypowiedzi? Taki mianowicie tekst: "Schyłek uniwersytetów jakie znamy". Czy będzie nas stać przynajmniej na dyskusję wybiegającą w przyszłość? I czy jesteśmy w stanie świadomie do takich zmian się przygotowywać?

Jeśli nie dyskutujemy w sieci, to znaczy, że nie mamy nawyku do dyskutowania w przestrzeni analogowej. Izolacja / zdalna edukacja jest jak papierek lakmusowy - wyraźniej pokazuje nam stan naszej edukacji. Także tej na poziomie wyższym.

Owszem, mogę być cicho (emigracja wewnętrzna nie jest taka trudna), mogę potakiwać, wypełniać tabelki i sprawozdania. I tak przeczekać jeszcze te kilka lat do emerytury... Mogę piać tylko o owadach, roślinach, konektywizmie, filozofii przyrody. To nie jest trudne. Mogę także pisać pod pseudonimem, anonimowo. Przypomnę sobie czasy młodości...

 

Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.

 

Komentarze (2)
This comment was minimized by the moderator on the site
Pisałem już gdzieś chyba, że nie bardzo wyobrażam sobie prowadzenie zajęć online z grupą, z którą nie nawiązałem wcześniej relacji w realu - edukacja w pełni wirtualna, to specyfika mi obca, wymagająca zupełnie innych predyspozycji i jeszcze...
Pisałem już gdzieś chyba, że nie bardzo wyobrażam sobie prowadzenie zajęć online z grupą, z którą nie nawiązałem wcześniej relacji w realu - edukacja w pełni wirtualna, to specyfika mi obca, wymagająca zupełnie innych predyspozycji i jeszcze więcej czasu, którego nawet we w pełni analogowej rzeczywistości, nigdy nie ma dosyć. Tym bardziej, trzeba dbać o zachowanie właściwych proporcji w blended learning.
Doświadczenie mówi mi, że nie da się ich ustalić na zasadzie odgórnej regulacji, ani też puszczenia na żywioł. Wbrew pozorom, niektórzy już "[I]do szkoły chodzą by się spotykać w grupie rówieśniczej i społecznej[/I]", a druga, merytoryczna (dla mnie wciąż podstawowa) składowa procesu edukacyjnego, w ogromnej ilości przypadków, jest właściwie pomijana (z nieformalną, ale niemal pełną akceptacją szkoły). Edukacja online jedynie wzmocni ten trend. Dla mnie ma żadnego problemu - jest to sprawdzian podmiotowości uczestników. Po prostu, uczciwiej byłoby zrezygnować z "powszechnego obowiązku", na rzecz "świadomego uczestnictwa". W ten sposób, wiadome zmiany zachodziłyby zdecydowanie sprawniej, a emocje rzadziej zakłócałyby "[I]procesy percepcji, refleksji i analizy[/I]". Dotychczasowy stan rzeczy jest główną przyczyną "[I]słabości dydaktyki, szkoły i uniwersytetu[/I]", które powoli ewoluują w stronę propagowania technik karmienia chorych zwierząt, a nie szerzenia wiedzy.
W kwestii dostępnej przestrzeni, infrastruktury i ich organizacji, to oczywiście, znów jest to raczej pochodna świadomości i chęci (podmiotowości), niż rozwiązań architektonicznych, które rzadko jesteśmy w stanie kształtować na bieżąco. Próby narzucania "kultury dialogu" ludziom, którzy jej nie potrzebują nie mają najmniejszego sensu. Poza tym, "[I]spotykanie się, dyskutowanie, budowanie relacji i interakcji[/I]" musi być wynikiem realnej potrzeby, a nie "projektem" zapisanym w rozkładzie materiału - to projekt, wynikający z potrzeby poznania, dyktuje rozkład. Dopóki podmiot nie będzie zdawał sobie sprawy z celu przebywania w szkole, czy uniwersytecie, nie będzie go świadomie kształtował i nadawał sensu swoim działaniom, będzie to jedynie odtwarzanie ról, narzuconych przez modę, konwenans, biurokrację, korporację, poprawność polityczną, etc., że nie wspomnę o prymitywnym, zakamuflowanym, choć "antyautorytarnym" przymusie. Odwoływanie się do odpowiedzialności podmiotu leży u podstaw pedagogiki towarzyszącej i rozwiązuje większość "nierozwiązywalnych" problemów, przed którymi, w nieustannym zdziwieniu stają nasi pragnący zmian.
Edukacja tradycyjna i zdalna nie różnią się pod tym względem. Ktoś odpowiedzialny w realu, będzie taki w rzeczywistości wirtualnej, i odwrotnie. Jak pisze prof. Czachorowski, ktoś nie odczuwający potrzeby wymiany myśli, nie rzuci się do dyskutowania abstrakcyjnych problemów za pośrednictwem mediów. Ja tylko dodam, że nie zmieni tego nawet najlepsza organizacja przestrzeni, ani najdoskonalszy sprzęt - potrzeba tu wyzwania i czasu. To jedyne czynniki zdolne zmieniać mentalność.
More
Robert Raczyński
This comment was minimized by the moderator on the site
Naturalną potrzebą każdego człowieka jest możliwość bezpośredniej rozmowy z drugim czlowiekiem , nie da się budować wzajemnych relacji bez kontaktu wzrokowego .
Marek
Nie ma tu jeszcze żadnych komentarzy
Skomentuj
Piszesz jako gość
×
Suggested Locations
Wpisz tekst z poniższego obrazka. Nie jest wyraźny?

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kajtek napisał/a komentarz do Po co jest szkoła?
Szkoły niczego nas nie uczą oprócz polskiego oraz matematyki nic więcej nie jest nam potrzebne a nau...
Ludzie nie umieją słuchać bo są skupieni na sobie, na swoim ja. Do tego dochodzą narcystyczne wzorce...
Rafał Kapica napisał/a komentarz do Szkolna klasa - dobre miejsce do współpracy
tak tablice są bardzo dobrym rozwiązaniem - polecam
Jan Soliwoda napisał/a komentarz do Jeszcze większa automatyzacja pracy twórczej
Świetnie, nareszcie! Acz poprzez 'reductio ad absurdum' niestety (starożytnym wystarczyło że wyobraz...
Ppp napisał/a komentarz do Jak książeczki uczą rozmawiać?
Mama opowiadała mi, że zacząłem mówić bardzo późno, ale jak już zacząłem - od razu pełnymi zdaniami,...
Przerażająca wizja. Z jednej strony trzeba gonić za technologią która rozwija świat, z drugiej stron...
Stanisław Czachorowski napisał/a komentarz do Wykład w czasach postpiśmienności, czyli szukanie drogi we mgle
Tak, najważniejszy jest tok rozumowania, opowieść o wiedzy i dochodzeniu do wniosków, odkryć. To się...
Wykładam matematykę i staram się postępować na przekór pewnego określenia czym jest wykład: to trans...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie