Kamera! Akcja!

domena publiczna - Pixabay.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Prawie dwa miesiące pracy zdalnej za nami. Nowa rzeczywistość, nowe wyzwania. Każdego dnia na nowo stajemy przed naszą wirtualną publicznością, klasą i odgrywamy rolę życia…

Kamera niezgody

Czy wszyscy Wasi uczniowie włączają kamerki internetowe w trakcie zajęć online? Mają taki nakaz? Tak się umówiliście, a może wszystko Wam jedno? A jeśli nie ma takiego wymogu, to w jaki sposób kontrolujecie, czy ktoś jest obecny, czy tylko wszedł do pokoju spotkań, ale tak naprawdę robi coś całkiem innego? Istnieją jakieś sprawdzone sposoby by to sprawdzić? Jak sobie radzić?

A może po prostu nie zawracać sobie tym głowy? Ostatecznie, może to najlepszy moment, by to młody człowiek przejął odpowiedzialność za swoje postępy w nauce. Niech zdecyduje, czy chce być z nami, czy też nie. I poniesie tego konsekwencje. Pomyślicie: tak, ocena otrzeźwi takiego delikwenta. A moje myśli idą o krok dalej. Wszak to nie o oceny w szkole chodzi. Naprawdę jeszcze tego nie widzicie?

Idzie nowe

Wiem, że nowa sytuacja wymaga nowych środków. Musieliśmy bardzo wiele zmienić w swoim podejściu do edukacji, by nadal miała ona sens. Wciąż jednak spotykam się z tym, że model, w którym sprawowanie kontroli to najważniejsze zadanie nauczyciela, jest modelem obowiązującym i bardzo pożądanym. Odeślij pracę w ciągu godziny, zaloguj się, by mieć obecność, włącz kamerę na zajęciach. Czy aby na pewno tędy droga? Niczego się nie nauczyliśmy? My, pedagodzy i my, dorośli? Gdzie zaufanie, budowanie poczucie sprawczości, czy samodzielność?

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Jesteśmy w sali lekcyjnej. Prowadzimy wykład. Widzimy przed sobą morze głów. Niektóre oczy wpatrują się w nas z zainteresowaniem (tak nam się przynajmniej wydaje), inne błądzą po ścianach, a jeszcze inne uparcie tkwią w podłodze. Wszyscy są obecni, przynajmniej teoretycznie. Ich ciała karnie siedzą w ławkach, a myśli? Który z uczniów nas faktycznie słucha, a który tylko sprawia takie wrażenie? Czy jesteśmy to w stanie ocenić bez zadania choćby jednego pytania? Wątpię. Czy zatem wyłączone kamerki są o wiele innym przypadkiem? Czy widoczne na ekranie twarze są gwarancja tego, że jesteśmy w mentalnym (nie tylko wzrokowym) kontakcie?

Jak soczewka

Nie samymi kamerkami jednak edukacja żyje, że się tak wyrażę. Obserwuję dyskusje zarówno nauczycieli, jak i uczniów. Każda z tych grup próbuje jakoś oswoić rzeczywistość. Z lepszym, czasami gorszym skutkiem. Jest jednak coś, co mnie w tym wszystkim uderza. Mam wrażenie, że zdalna edukacja, jak soczewka, powiększa problemy, które zwykliśmy zamiatać pod dywan. Niewygodne tematy wysypują się jak trupy z szafy.

Taki choćby przykład: wiele mówi się o budowaniu pozytywnych relacji. O tym, by wspierać młodych ludzi w najtrudniejszym dla nich okresie (z neurobiologicznego punku widzenia). Co robimy? Dokładamy dwadzieścia zadań do zrobienia z zajęć na zajęcia. Czy porozmawiamy o nich? Raczej nie, przecież nie ma potrzeby prowadzenia wideokonferencji. Filmiki na You Tube muszą wystarczyć, nawet jeśli sami ich nie nagraliśmy. Program ponad wszystko. Wbrew zdrowemu rozsądkowi. Wbrew ludzkiej przyzwoitości. Maja umieć (nawet jeśli natychmiast po napisaniu pracy kontrolnej zapomną).

A może inaczej: młodzi ludzie „rozwalają” nam zajęcia. Na lekcjach online (które postanowiliśmy z wielkim poświęceniem prowadzić) pojawiają się zupełnie obce osoby i w wulgarny sposób odzywają się do pozostałych obecnych. Po czymś takim to już nie ma o czym mówić. Zostają tylko zadania do przesyłania. Sami tego chcieli. Czyżby? Skąd możemy wiedzieć, czego chcą młodzi ludzie, skoro z nimi nie rozmawiamy? Może gdybyśmy przestali być automatami do podawania wiedzy, a stali się po prostu ludźmi, takie rzeczy by się nam nie przytrafiały? Trochę na zasadzie: głupio zrobić świństwo komuś, kogo lubimy i szanujemy. Nawet jeśli konkretny przedmiot nie jest naszym ulubionym. I znów relacje, relacje, relacje. Chyba jednak bez nich nie można żyć.

Czas próby, czas relacji

A wracając do samych kamerek. Jeśli są włączone, to wspaniale. Szczególnie u młodszych uczniów widzę, że pozwala to na utrzymanie stałego poziomu koncentracji (choć jeśli komuś jej brak, to widać to od początku do końca zajęć). Poza tym dzieciaki cieszą się, gdy mogą się nawzajem zobaczyć (i ja też nie lubię gadać do pustego ekranu). W starszych klasach jednak bywa i tak, że wszystkie są wyłączone. I wiecie co, myślę, że to nie moja sprawa. Chcą się czegoś dowiedzieć: wspaniale. Będą ze mną bez względu na to, czy się widzimy, czy nie. Nie muszę tego stale sprawdzać. A jeśli wolą tworzyć fikcję: proszę bardzo. Patrząc na dalekosiężne skutki, to nie ja poniosę konsekwencje. Poza tym, może ta wiedza faktycznie nigdy do niczego im się nie przyda?

Nie wiem, jakie jest Wasze zapatrywanie na ten temat. Wiem tylko, że gdyby całą energię, którą wkładamy w wymyślanie, jak kontrolować uczniów, włożyć w samo przygotowanie zajęć, efekty mogłyby być spektakularne. Jak w prawdziwym teatrze. Możemy zmusić widza, by przyszedł nas oglądać. Jednak to, czy nasza rola go zainteresuje i czy zechce kolejny raz przyjść z własnej woli, zależy już tylko od tego, jak zagramy. Oby to była nasz oskarowa rola, rola życia.

 

Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny blog edukacyjny Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Licencja CC-BY.

 

Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie