Co myślisz, gdy słyszysz słowo dysleksja? Zbyt często pierwszą reakcją jest strumień negatywnych skojarzeń: "powolny czytelnik", "dodatkowy czas na egzaminach", "trudności w pisaniu". Chociaż prawdą jest, że są to typowe objawy u uczniów z dysleksją, można probować je przezwyciężyć - uważa Patrick Wilson, były nauczyciel, a obecnie tutor specjalizujący się w uczeniu osób z dysleksją.
Kultura tworzenia pod hasłem "mogę"
W szerokiej perspektywie “produktem” każdej szkoły powinien być nie tylko biegły intelektualnie uczeń, ale aktywny uczący się. To osoba rozumiejąca problemy w skali makro, dostrzegająca mikro-szczegóły, planująca zdobywanie wiedzy, zadająca pytania i stosująca poznane schematy myślenia w zróżnicowanych okolicznościach. Nie wystarczy do tego tylko posiadana wiedza czy nawet ogień entuzjazmu. Konieczne jest tworzenie warunków do rozwijania w edukacji kultury tworzenia pod hasłem “mogę” (culture of can).
Jakich zmian potrzebujemy?
W ostatnim czasie pojawia się w mediach coraz więcej głosów, z których wynika, że nasz system oświaty wymaga pilnych i głębokich zmian, ale niekoniecznie idących w tym samym kierunku, co propozycje MEN. Jestem nauczycielką w szkole w Nidzicy, czyli w niedużym mieście (20 tys. mieszkańców) w województwie warmińsko-mazurskim i z tej perspektywy chciałabym zaprezentować pewien punkt widzenia na edukację szkolną. Swoje obserwacje ograniczę do edukacji podstawowej i gimnazjalnej, które są mi dobrze znane, także w wymiarze międzynarodowym.
Szkoła oparta na fałszywych założeniach
„Umysł nie jest naczyniem, które należy napełnić, lecz ogniem, który trzeba rozniecić”. To słowa bardzo starego człowieka, ma prawie 2000 lat (Plutarch). A Wy ciągle debatujecie. Widzicie zło w szkole, ale nie poszukujecie jego przyczyn. Chcecie naprawiać szkołę poprzez leczenie objawów choroby. Dziwicie się dlaczego nie udaje się wprowadzić dobrych rozwiązań, ale nie interesujecie się dlaczego tak się dzieje.
Oświatowy bełkot
Tuwim napisał wiersz Dzieci Wariaci. Ciekawe, co dziś poświęciłby nauczycielom? Większość szkolnych lekcji XXI wieku to przewracanie stron podręcznika pod dyktando nauczyciela, krzyżykowanie i strzałkowanie rozwiązań w ćwiczeniówkach, tresura do pseudo-testów i przygotowanie do egzaminów zewnętrznych na zasadach 3Z (zakuj, zdaj, zapomnij) – wyścig szczurów na zgliszczach kultury narodowej. Kultury narodowej! A cóż to takiego. Dawniej byli zaborcy i okupanci oraz ZSRR. A teraz? A teraz jest uMENczenie!
Po co nam komponent badawczy w Cyfrowej Szkole?
Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu Rady Informatyzacji Edukacji. Przysłuchując się gromom jakie spadały z ust profesorów na przedstawicieli Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji (MAC), zastanawiałem się nad pytaniem, po co jest komponent badawczy w Cyfrowej Szkole? Teoretycznie, wystarczy zapytać innowacyjnych nauczycieli, którzy od lat się tematem cyfryzacji zajmują, żeby uzyskać odpowiedzi na pytania o najlepszą konfigurację sprzętu, o szybkość łącza, o szkolenia dla nauczycieli. Wystarczy wysłuchać nauczycieli od lat zajmujących się TIK w edukacji jak Dariusz Stachecki z Nowego Tomyśla, czy Andrzej Grzybowski z Jarocina.
Zmęczenie MEN-em, czyli umenczenie
Spodobała mi się językowa zabawa z użyciem skrótu nazwy Ministerstwa Edukacji Narodowej, ale i jednocześnie trafna (i niestety smutna) konstatacja, którą zaprezentował niedawno prof. Mariusz Zawodniak na swoim blogu "Co z tą szkołą?". Napisał on o obserwowanym przez niego autentycznym umęczeniu tłumu komentatorów i pasjonatów, na co dzień zgłaszających dziesiątki propozycji zmian i ulepszeń – ale be specjalnych reakcji, a nawet zwykłej otwartości ze strony MEN-u. Czy ministerstwo stać na lepszą komunikację i większą otwartość w debacie edukacyjnej?
Ostatnie komentarze