Nowe media w kieszeni – wykorzystajmy je w szkole (1)

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

W 2001 r. amerykański edukator i badacz mediów Mark Prensky po raz pierwszy użył sformułowania „cyfrowi tubylcy“ dla określenia generacji, której cyfrowe technologie informacyjno-komunikacyjne towarzyszą od kołyski, będąc ważną częścią „naturalnego“ środowiska, w której żyją i się rozwijają. I faktycznie - są tacy rodzice, którzy z chwilą urodzin swojego dziecka mają już założony dla niego profil na Facebooku.PHOTO: SXC.HU

Już jako niemowlaki jesteśmy dziś fotografowani przy każdej okazji przez rodzinnych paparazzich, gramy główne role w dziesiątkach filmów, zaś portale społecznościowe opisują nasze życie na sto różnych sposobów, nie szczędząc także pikantnych opisów naszych raczej nieświadomych dokonań. Człowiek to dziś, najprościej ujmując, zwierzę medialne. A wszystko dzięki technologiom, o których można mówić, że są wszędobylskie. Wkraczają bowiem w coraz to nowe obszary życia (nieraz od pierwszego momentu, bo w domowych kolekcjach zdarzają się nawet filmy z sali porodowej) i śmierci też – jeśli wspomnieć o „cyfrowych nagrobkach“ pozostawionych po sobie przez osoby, które odeszły. Technologie są nie tylko popularne, ale i użyteczne, podnoszą bowiem jakość naszego życia i wspierają nas – na przykład wszędzie tam, gdzie może nas zawodzić nasza pamięć. Co istotne – są praktycznie zawsze przy nas.

Skoro technologie towarzyszą nam na każdym kroku w życiu i potwierdzają swoją przydatność i użyteczność, nie może ich zabraknąć również w edukacji i rozwoju. Jak potencjał nowych mediów wykorzystać dla edukacji?

Mój telefon to jest komputer. Mogę w nim wyszukiwać informacje, gdyż mam połączenie z internetem. Robię w nim notatki, zdjęcia, filmy, komunikuję się z kolegami i nauczycielem. To nie jest gadżet. To coś więcej i ja o tym wiem! Tak mógłby powiedzieć już każdy uczeń, który korzysta aktywnie i świadomie (także do celów szkolnych) ze swojego multimedialnego telefonu.

Niestety, szkoła najczęściej zakazuje mu korzystania z telefonu podczas przebywania na terenie szkoły, uznając, że jest to narzędzie edukacyjnie nieprzydatne i wręcz groźne dla tzw. procesu nauczania.

Zabrania się przynoszenia i używania na terenie szkoły telefonów komórkowych oraz wartościowego sprzętu elektronicznego (Szkoła Podstawowa nr 187 w Warszawie).

Zakazuje się używania telefonów komórkowych w czasie zajęć edukacyjnych w jakimkolwiek celu. Uczniowie, posiadający telefon, mają obowiązek wyłączyć urządzenie na czas zajęć i przechowywać je w miejscu, wskazanym przez nauczyciela (Gimnazjum nr 8 w Łodzi).

Szeczgólnie ten drugi zakaz jest kuriozalny: „zakazuje się używania telefonów komórkowych w czasie zajęć edukacyjnych w jakimkolwiek celu“. Gdyby jakiś nauczyciel chciał użyć telefonu na zajęciach i w celach edukacyjnych – powinien dostać naganę od dyrekcji (znm takie przypadki wśród użytkowników Edunews.pl). Jest to bardzo dobitny przykład krótkowzroczności i bezrefleksyjności władz szkolnych, a jednocześnie dowód bezradności wobec „nowego“.

Nowa technologia, mniej znana dyrekcji i nauczycielom, z założenia traktowana jest przez nich jako coś podejrzanego, którego celem jest odciągnąć uczniów od tzw. nauki i przeszkadzać nauczycielowi w realizacji programu. To niestety dość typowe podejście – szkoła przecież nie jest dla uczniów, lecz dla nauczycieli, którzy mają od A do Z przekazać, co mają do przekazania, i dla urzędników, którzy mają z jednej strony rozliczyć nauczycieli z wykonania obowiązku, a także sprawozdać, że w ich szkole program został zrealizowany.

Uczeń – który przecież powinien być w centrum wszystkich działań edukacyjnych – nie jest podmiotem działań edukacyjnych, lecz przedmiotem, pozycją w klasowym dzienniku, dowodem na to, że proces nauczania idzie zgodnie z planem. To jest pewien paradoks, który powoduje, że szkoła polska nie idzie naprzód, lecz tkwi w tym samym miejscu (praktyce szkolnej mniej więcej z połowy ubiegłego wieku).

Wydaje się, że aby sytuację zmienić potrzeba sekwencji kilku działań, zarówno po stronie dyrekcji, jak i oddolnej – uczniów i nauczycieli. To przede wszystkim ci ostatni powinni otworzyć się na nowe narzędzia i pomysły, które mogą przyczynić się do ożywienia zajęć, zwiększenia zaangażowania i entuzjazmu uczniów, a nawet – co jest bardzo prawdopodobne – poprawy wyników uczniów. Nie mówiąc już o kształtowaniu się społeczności osób razem współpracujących i uczących się w klasie – co rozwija kompetencje niezbędne na współczesnym rynku pracy.

Trzeba podkreślić, że w kieszeniach i plecakach uczniów znajdują się najnowocześniejsze urządzenia, które zdolne są zdynamizować uczenie się na poziomie szkolnym. Mobilne, z dostępem do internetu, z funkcjami, które mogą świetnie wspomagać nauczanie na wszystkich przedmiotach: kamera, dyktafon, kalkulator, przeglądarka internetu – zestaw podstawowych narzędzi, z których każdy uczeń potrafi korzystać.

Błędem byłoby jednak sądzić, że każdy uczeń wykorzystuje te narzędzia, aby się uczyć. Nie każdy jest świadomy tego, co posiada w kieszeni. To właśnie powinno być zadaniem nauczyciela: uświadomić uczniom, czym dysponują, co mogą z tym zrobić. To nauczyciele są kluczem do modernizacji i podniesienia jakości w nauczaniu, ale na razie ukrywają się za szkodliwie (dla edukacji) sformułowanymi szkolnymi zakazami. Czas najwyższy, aby to zmienić. Z każdym rokiem technologie mobilne są coraz bardziej wielofunkcyjne. Obecnie w ofercie pojawiają się już telefony najnowszej generacji – czyli smartfony – w ofercie za złotówkę. Liczba aplikacji, w tym edukacyjnych, dostępnych na te telefony rośnie w tempie o wiele większym niż tradycyjne, drukowane pomoce szkolne. Koszt oprogramowania edukacyjnego w telefonie jest na poziomie nieporównywalnie niższym niż koszt podręczników i innych „tradycyjnych“ narzędzi, którymi świetnie posługuje się już tylko nauczyciel.

Czego najbardziej brakuje nauczycielom? Odwagi eksperymentowania i zaufania do uczniów. Rozmowy z uczniami o tym, jak chcą się uczyć i co możemy wspólnie osiągnąć w klasie. Nauczyciel, który przełamie się i przestanie być „przekaźnikiem“ wiedzy, lecz zacznie współpracować z uczniami, aby wypracować wspólną przestrzeń do edukacji, zostanie wynagrodzony. Przez samych uczniów, którzy pokażą mu, że naprawdę potrafią się świetnie uczyć, są kreatywni, są odpowiedzialni, a co najważniejsze – dzięki zmianom zaczynają osiągać lepsze wyniki w nauce.

Zmiana w praktyce szkolnej jest potrzebna, a wręcz konieczna i niezbędna. Skąd brać przykłady do naśladowania? O, tych wcale nie brakuje. Świetnie opowiada o nauczycielach-innowatorach Aleksandra Pezda w swojej książce Koniec epoki kredy. To są postaci z życia (szkolnego) wzięte, którym udaje się faktycznie odstawić kredę i starą tablicę do lamusa.

Oprócz tego warto sięgać po doświadczenia zagraniczne. Świetnym przykładem jest Khan Academy – niezależna i nie działająca dla zysku organizacja pozarządowa założona przez Salmana Khana, byłego analityka w funduszu inwestycyjnym, który zaczął dla swoich kuzynów tworzyć filmy wyjaśniające zawiłości matematyki i umieszczał je na YouTube. Po pewnym czasie okazało się, że jego działaność zdobyła tysiące odbiorców, a w dodatku jeszcze filmy pomogły im rzeczywiście zrozumieć zagadnienie i rozwiązać problemy z matematyką. Dziś Khan Academy to ponad 2400 filmów z różnych przedmiotów i ponad 30 milionów lekcji przez internet, których odbiorcami są uczniowie z całego świata.

Ale nie tylko to – w okręgu Los Altos w Stanach Zjednoczonych zdecydowano się na eksperyment. Cztery klasy (dwie z poziomu podstawowego i dwie z poziomu średniego) zrezygnowały z podręczników i uczą się w oparciu o metodologię wymyśloną przez Khana: bogaty zasób filmów wyjaśniających cały zakres programowy, z których uczniowie korzystają w domach (wykłady w domu!), ćwiczenia online sprawdzające, czy zrozumieli materiał przedstawiony w filmach (też w domu), zaś w szkole omawiają i wyjaśniają sobie nawzajem napotkane problemy, realizują projekty, uczestniczą w dyskusjach, ćwiczeniach, symulacjach dotyczących danego tematu.

Prosta metoda, ale praktyka szkolna obrócona o 180 stopni. Nie ma wykładu nauczyciela w klasie – wykłady przeniesione zostały do sfery wirtualnej. I to jest strzał w dziesiątkę – nauczyciel nie marnuje już czasu, aby opowiedzieć o danym zagadnieniu, nie stosuje mało skutecznych i nie motywujących uczniów do dalszej pracy form wykładowych. Ma czas na rozmowę z uczniami, na pracę z tymi, którzy mają wciąż problemy ze zrozumieniem tematu (informacje o postępach każdego ucznia zapewnia panel nauczyciela na platformie online). To tylko jeden z przykładów pokazujących, że cyfrowe media edukacyjne mogą doprowadzić do istotnej zmiany w szkole i to zmiany na lepsze.

(Niniejszy tekst powstał na potrzeby wystąpienia podczas Educamp'a w Krakowie, 28.09.2011 r. - część I)

(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Prowadzi także międzynarodowy serwis edukatorów ekonomicznych i finansowych www.EconomicEducator.eu).


Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Ppp napisał/a komentarz do Jak książeczki uczą rozmawiać?
Mama opowiadała mi, że zacząłem mówić bardzo późno, ale jak już zacząłem - od razu pełnymi zdaniami,...
Przerażająca wizja. Z jednej strony trzeba gonić za technologią która rozwija świat, z drugiej stron...
Stanisław Czachorowski napisał/a komentarz do Wykład w czasach postpiśmienności, czyli szukanie drogi we mgle
Tak, najważniejszy jest tok rozumowania, opowieść o wiedzy i dochodzeniu do wniosków, odkryć. To się...
Wykładam matematykę i staram się postępować na przekór pewnego określenia czym jest wykład: to trans...
Stanisław Czachorowski napisał/a komentarz do Wykłady w stylu programów popularnonaukowych?
Zawsze najważniejszym jest mieć coś do powiedzenia. Interesującego, ważnego, wartościowego. Dobrze j...
Jak widzę, odniósł się Pan do mojego komentarza, więc odpowiem.Programy B. Wołoszańskiego były różne...
Pani Anno, to co zamierzam napisać dotyczy zarówno psychologów szkolnych jak i pedagogów. I jedni i...
Drodzy Państwo, czy głupotę można nazywać po imieniu? Czy głupota ministra jest głupotą szkodliwą? C...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie