Mija dziś 250 lat od powołania Komisji Edukacji Narodowej. Jest to pewien polski paradoks. Bywa, że do zgody i mądrych decyzji dochodzimy w Polsce w chwilach trudnych. Wszak KEN powołana została z inicjatywy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego uchwałą sejmu rozbiorowego w dniu 14 października 1773 (w dodatku za zgodą rosyjskiego przedstawiciela dyplomatycznego w Rzeczypospolitej), czyli w momencie dość tragicznym dla polskiej państwowości. Ktoś przejrzał wówczas na oczy, że edukacja jest jednak ważna, żeby nie powiedzieć - kluczowa dla rozwoju kraju i niepodległości? Dziś – sądzę, że naszej klasie politycznej brakuje takiego zgodnego poglądu na edukację i jeszcze pewnie długo go nie doświadczymy.
W związku z tą piękną rocznicą przypomnę, że Komisja Edukacji Narodowej w 1773 roku była pierwszą w Europie (na świecie?) państwową instytucją oświatową. Choć zachwycamy się ideą powstania tejże instytucji, warto przypomnieć, że było to jednak dość pragmatyczne i konieczne rozwiązanie państwowe, wymuszone przez czynnik zewnętrzny, a dokładnie przez kasację zakonu jezuitów przez papieża Klemensa XIV w 1773 roku. Tak się składa, że to zakon jezuitów w największym stopniu organizował w Polsce edukację podstawową i średnią. Zostaliśmy zatem postawieni przed koniecznością stworzenia (w krótkim czasie) nowego systemu kształcenia, aby wypełnić powstającą lukę. Na szczęście ówcześni politycy dopuścili do tego zadania grupę uczonych (wśród nich m.in. Hugo Kołłątaja, Juliana Ursyna Niemcewicza, Grzegorza Piramowicza) i powierzyli im zadanie organizacji polskiej oświaty od nowa. Udało się im podołać wyzwaniu i dziś możemy tak miło wspominać KEN, nie tylko jako kompleksowe rozwiązanie edukacyjne, ale też jako jedno z największych osiągnięć epoki Oświecenia w Polsce.
Możemy też czegoś nauczyć się z tychże wydarzeń historycznych (historia nauczycielką życia?). Myślę, że kluczem do sukcesu wówczas okazało się właśnie poszerzenie kręgu osób, które miały zajmować się narodową edukacją. Do podejmowania decyzji dopuszczono osoby, które trochę więcej wiedziały o potrzebach i rozwiązaniach w zakresie kształcenia powszechnego. Takiego podejścia do rodzimej edukacji dziś mi brakuje. Zasłaniamy się tym, że to rządzące partie polityczne biorą odpowiedzialność za system edukacji i że skoro taki był wynik demokratycznych wyborów, to mogą zmieniać co popadnie i po swojemu. Historia KEN pokazuje, że tak być nie powinno, bo to nie jest sprawa partyjna, tylko jednak ogólnopolska i narodowa. Niestety z tym mamy pewien problem - politycy nie zostali jeszcze dostatecznie oświeceni, że edukacja to jest dobro narodowe i trzeba porozumienia politycznego, żeby dojść do dobrych i trwałych rozwiązań. Słabo się chyba uczyli historii, chociaż wielu wśród nich jest profesorów i doktorów... Historia pierwszej KEN pokazuje, że brak takiego politycznego porozumienia i współpracy na rzecz edukacji prowadzi do upadku nawet najlepszych pomysłów reformatorskich. Tak, chwalimy się dziś Komisją Edukacji Narodowej, ale ostatecznie to ówcześni politycy (zwłaszcza po 1789 roku) kłócąc się i walcząc o wpływy polityczne (oraz względy Kościoła), doprowadzili do zahamowania reform oświeceniowych i częściowego przywrócenia starego systemu (np. powrotu szkół zakonnych pod opiekę Kościoła).
Myślę, że pewne analogie daje się zaobserwować w dzisiejszym podejściu do edukacji w Polsce.
W dyskusjach o zmianach w polskiej oświacie wątek przywrócenia do życia KEN pojawia się już od pewnego czasu. Sam czuję się jedną z wielu osób, która postulowała już w pierwszych latach Edunews.pl zastąpienie politycznego MEN niezależnym organem państwowym zwanym Komisją Edukacji Narodowej (bis). Myślę, że wiele osób czuje, iż jest to pewne działanie państwowotwórcze i może okazać się pod pewnymi warunkami dobrym rozwiązaniem dla systemu kształcenia. Idea ta zadomowiła się też w Obywatelskim Pakcie dla Edukacji, w którym czytamy:
O potrzebie ponadpartyjnego porozumienia w sprawie polityki oświatowej przekonują od kilku lat nie tylko organizacje społeczne, ale też niektóre partie opozycyjne. Postulują one powołanie niezależnej kolegialnej Komisji Edukacji Narodowej. KEN miałaby odpowiadać za politykę edukacyjną, w tym podnoszenie jakości pracy szkół (przy zachowaniu ich samodzielności), zapewnienie dostępności edukacji czy zmiany programowe. KEN pozwoliłaby także zachować ciągłość pracy systemu oświaty i uniknąć sytuacji, w których powoływane po kolejnych wyborach rządy dokonują głębokich i nieuzasadnionych badaniami ani diagnozą ingerencji w organizację pracy szkół i treści nauczania. W skład KEN powoływani byliby edukacyjni eksperci i ekspertki proponowani przez stronę społeczną, związki zawodowe, samorządy lokalne i szkoły wyższe. Zasady wyłaniania członków komisji oraz jej kompetencje powinny zostać określone w ramach szerokiego, ponadpartyjnego porozumienia.
To ostatnie jest kluczowe dla myślenia o jakichkolwiek sensownych zmianach w polskiej edukacji. Bez niego idea KEN okaże się edukacyjną wydmuszką. Jeśli nie będzie takiego ponadpartyjnego porozumienia, to każda zmiana polityczne w szkolnictwie będzie oznaczała kolejną zmianę koncepcji i kursu. Póki co mamy w Polsce do czynienia z pewnym „ideologicznym zakleszczeniem w polityce oświatowej” (Bogusław Śliwerski) – i to błędne koło (nie)zmian trzeba w końcu przerwać. Takie porozumienie udało się wiele dekad temu wypracować Finom, więc jest to w warunkach demokratycznych osiągalne, przy odrobinie dobrej woli politycznej i wyłączeniu edukacji z walki o wpływy polityczne. Osiągnęli oni dzięki temu ogromny edukacyjny sukces, my też możemy.
Jeszcze jeden komentarz, pod kątem ewentualnego składu KEN. Tak, powinno być ciałem merytorycznym i eksperckim. W dyskusji o założeniach systemu i kierunkach rozwoju edukacji powinni być zaangażowani eksperci, naukowcy i praktycy edukacji. To nie może być lipna konsultacja społeczna made in Anna Zalewska. Nie kilku, nie kilkudziesięciu ekspertów. Być może potrzeba ich znacznie więcej. Główny zespół ds. reformy fińskiego systemu edukacji (pracujący niemal dekadę nad głównymi założeniami reformy!) liczył sobie w porywach tylko… 1800 osób plus ok. 3000 ekspertów zewnętrznych (dane za Bankiem Światowym). Niekoniecznie musimy to powielać, ale być może okaże się to konieczne, jeśli rzeczywiście będziemy chcieli cofnąć polską edukację z toczenia się po równi pochyłej…
Prace KEN w latach 1773-1793 faktycznie okazały się zbawienne dla rozwoju edukacji na terenie Rzeczypospolitej. Ale dzisiaj powoływanie KEN raczej nie zbawi polskiej edukacji, o ile partie polityczne nie zmienią swojego podejścia do edukacji. Potrzebujemy więcej edukacyjnego pragmatyzmu, a mniej bujania w politycznych obłokach i oparach absurdu. Zatem - politycznego i edukacyjnego opamiętania życzę już dziś wszystkim posłom i senatorom wyłonionym w jutrzejszych wyborach.
Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym portalu o nowoczesnej edukacji Edunews.pl (2008-) i organizatorem cyklu konferencji dla nauczycieli INSPIR@CJE (2013-). Zajmuje się zawodowo edukacją od 2002, angażując się w debatę na temat modernizacji i reformy szkolnictwa (zob. np. Dobre zmiany w edukacji, Jak będzie zmieniać się edukacja?). Należy do społeczności Superbelfrzy RP.
Ostatnie komentarze