Edukacyjne podróże: Brazylia

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Paszport brazylijski jest ponoć najbardziej poszukiwanym paszportem w świecie przestępczym. Tak przynajmniej powiedziano mi w Brazylii, gdzie przebywam obecnie odwiedzając szkoły i ciekawe projekty edukacyjne. Rzeczywiście różnorodność rasowa jest tu wręcz niewyobrażalna. Nie ma czegoś takiego, jak przeciętny, typowy Brazylijczyk. Byłam pewna, że z moim rudym i piegowatym synem o jasnej karnacji oraz drugim - blondynem, będę w jakiś sposób odstawać. Bez szans. Spotkaliśmy bardziej białych, bardziej rudych i bardziej piegowatych...fot. sxc.hu

Brazylia to siódma potęga ekonomiczna na świecie, jednak w edukacji pozostaje daleko w tyle. Świadomość problemu wydaje się być w Brazylii bardzo rozwinięta, stąd - na pierwszy rzut oka - bardzo dużo się tu dzieje. Jest mnóstwo projektów, zdawałoby się niezwykle innowacyjnych, jest sporo inicjatyw rządowych i wiele dobrych i bardzo dobrych szkół. Po bliższym przyjrzeniu się, pojawiają się wątpliwości, czy na pewno wszystko to idzie w dobrym kierunku. Spróbuję pokrótce naświetlić sytuację, z którą się tu zetknęłam. Brazylijczycy chcą się od nas uczyć. Od nas, bo jesteśmy im bliżsi kulturowo (głównie ze względu na religię) i jako kraj (przeszliśmy przez ciężkie czasy, teraz coraz prężniej się rozwijamy), niż na przykład Finlandia, z której cały świat próbuje brać przykład w dziedzinie edukacji.

W miastach jest sporo dobrych szkół. Nie wszystkie są prywatne. Do wszystkich jednak trzeba zdać egzamin wstępny. Ilość kandydatów do szkół publicznych to mniej więcej 5000 na 150 miejsc. Podobny przelicznik pojawia się na egzaminach uniwersyteckich np. na medycynę, która obecnie jest niezwykle popularna (lekarze zaczęli zarabiać dobre pieniądze). Ale na taki egzamin nawet dobra prywatna szkoła nie wystarcza. Po szkole średniej uczniowie zaczynają więc kilkuletnią mozolną ścieżkę kursów do Vestibular, czyli egzaminu na studia. Za kursy dużo się płaci. Średnio, aby zdać na medycynę trzeba na takie kursy chodzić od 3 do 5 lat. Zajęcia odbywają się codziennie z wyjątkiem niedziel, często od 7 rano do 8 wieczorem z długą przerwą na lunch. Osobiście nie mogłam nie zauważyć, że takie podejście - z punktu widzenia neurodydaktyki - jest niezwykle nieefektywne. Mózg nie ma czasu na przetworzenie informacji, nie ma też czasu na jej poukładanie. Cały czas dokładane są nowe informacje i testowane poprzednie. Nie zdziwił mnie więc fakt, że trzeba tyle lat te kursy powtarzać. Dlaczego więc to się tak dzieje? Taki jest efekt presji społecznej. Dobra edukacja jest dla coraz większej liczby ludności priorytetem, zupełnie jak w Chinach, czy w Korei i podobne zaczynają być tego skutki. Patrzy się na wyniki egzaminów, a nikt nie spojrzy na to, jak zostały one osiągnięte. W prywatnych szkołach płaci się ciężkie pieniądze za każdy miesiąc. Jednak poziom naukowy często wyrównywany jest dodatkowymi kursami. Jeśli chce się nauczyć angielskiego, to płatne kursy popołudniowe są po prostu koniecznością. Poziom nauki języków jest po prostu fatalny. A poziom umiejętności językowych wśród dorosłych Brazylijczyków jeszcze gorszy - po prostu go w ogóle nie ma. Statystyki podają, że jedynie 3% społeczeństwa mówi w miarę dobrze po angielsku. Z mojego doświadczenia wynikałby, że połowa z tych osób nauczyła się mieszkając w Stanach.

Edukacja dzieci w szkołach podstawowych jest dzielona pomiędzy władzami miejskimi i stanowymi, jednak wraz z wiekiem uczniów wzrasta proporcja udziału szkół stanowych. Nauczyciele są inaczej kształceni i podejście się trochę różni, jednak przede wszystkim na uwagę zasługuje istnienie pewnego rodzaju współzawodnictwa pomiędzy poszczególnymi władzami (przynajmniej w niektórych stanach). Efektem tego konfliktu jest czasami brak współpracy, czy choćby przepływu informacji pomiędzy projektami prowadzonymi przez każdą z władz. Za przykład podam Rio de Janeiro.

Jeszcze przed wyjazdem zapoznałam się z istnieniem dwóch innowacyjnych projektów: GENTE oraz NAVE. Udało mi się umówić na spotkania w obu, przy czym dodatkowo jeszcze spotkałam się z przewodniczącą wydziału edukacji okręgu Rio de Janeiro, do którego należy projekt GENTE - szkoły podstawowej z nowoczesnymi technologiami. Nie zdawałam sobie sprawy, że projekt NAVE jest projektem stanowym i podczas dyskusji zapytałam o niego, chcąc znaleźć cechy wspólne. Spotkałam się z lekceważącym machnięciem ręki i temat został pominięty. Sprawę naświetlono mi przy okazji wizyty w NAVE.

A przecież oba projekty mogłyby ze sobą współpracować i uczyć się od siebie nawzajem.

Projekt GENTE rozpoczął się w styczniu 2013 (w styczniu bowiem rozpoczyna się rok szkolny). Szkoła powstała na terenie największej faveli Rocinhas, w byłym klubie sportowym dla zamożnych mieszkańców, którzy klub opuścili ze względu na powiększenie sie samej faveli i jej zbytnie zbliżenie do granic klubu. Sama favela jest na tyle wielka i niezależna (sklepy, warsztaty, kina, kluby, etc.), że większość mieszkańców w ogóle nie potrzebuje jej opuszczać. W efekcie niektórzy uczniowie używają sformułowania "wyruszam w podróż", ilekroć mówią o wizycie w innej części (dzielnicy) Rio.

fot. Jolanta Gałecka

W projekcie postanowiono, że w szkole w ogóle nie będzie klas. Powstały więc 2 duże otwarte przestrzenie, w których umieszczone są okrągłe stoły na 8 osób. W szkole nie ma nauczycieli. Są mentorzy, którzy mają pod swoją opieką grupę 24 uczniów. W szkole nie ma też podziału na klasy: dzieci wymieszane są ze sobą wiekowo, zupełnie tak, jak w szkole Montessori: 3 grupy wiekowe razem.

Uczniowie uczą się indywidualnie, siedząc razem przy stołach, w tej samej otwartej przestrzeni. Celem jest pomaganie sobie nawzajem. Jeśli ktoś jest lepszy z matematyki, to pomaga temu, kto ma z nią problemy. Uczniowie sami opracowują sobie plan lekcji na najbliższy tydzień. W planie tym ująć muszą to, z czym mają problemy i nad czym muszą się szczególnie skupić. Mentorzy dbają o odpowiednie zbalansowanie materiału. Właśnie z określeniem problemów uczniowie mają na początku największy problem.

Rozmawiałam z nauczycielem angielskiego (tylko z nim mogłam się porozumieć bez problemów). Największym zaskoczeniem dla niego był porządek, jaki panuje na tych otwartych przestrzeniach. Był przekonany, że dzieciaki zaczną szaleć, krzyczeć i będzie chaos. Tymczasem okazało się, że dzieci szanują tą otwartą przestrzeń, bo widzą że nie należy ona tylko do nich. Nauczyciel powiedział mi, że to właśnie w normalnych, zamkniętych przestrzeniach dzieci zachowują się gorzej, jakby czuły się bezkarne za tymi ścianami. Co jeszcze go zdziwiło? To, że teraz zna wszystkich swoich uczniów indywidualnie. Z każdym rozmawia, zna ich problemy, słabe i mocne strony, sytuację w domu. Na wszystko jest czas, bo każdy uczeń sam kieruje swoją pracą, sam ustala jej rytm i się go trzyma.

Dzieci przychodzą do szkoły o 7 rano i wychodzą z niej o 5-6 wieczorem. Szkoła oferuje więc 4 bezpłatne posiłki. Ale to okazało się być normą. W Brazylii posiłek jest równie ważny, co sama edukacja. I tak rzeczywiście jest.

Każdy uczeń ma też swój komputer, za który odpowiada, aby był zawsze naładowany i odpowiednio schowany na koniec dnia.

Nauczyciele zdali sobie sprawę, jak ogromna jest różnica w zachowaniu i podejściu ich studentów (którzy w szkole są już od ponad roku) dopiero gdy w styczniu przyszli nowi uczniowie. Wszyscy byli bardzo pozytywnie zaskoczeni. Projekt ma być podstawą do zmian w pozostałych szkołach. Sami jednak organizatorzy przyznali, że dokładne skopiowanie jest niemożliwe choćby ze względów finansowych i architektonicznych. Nie ma możliwości zapewnienia każdemu uczniowi laptopa, ani też zburzenia ścian we wszystkich szkołach, choć tego ostatniego to akurat nie rozumiem. Skoro są takie efekty, to dlaczego nie dać tej szansy wszystkim?

fot. Jolanta Gałecka

Projekt NAVE zrobił na mnie wrażenie już od wejścia: kolorowe, ciekawe architektonicznie otwarte przestrzenie wypełnione rozentuzjazmowanymi młodymi ludźmi i oryginalnie zakrzywionymi stołami. Niektórzy grali w ping-ponga, inni siedzieli na podłodze, grali w piłkę, siedzieli przy komputerach lub grali w - jak się później okazało - stworzone przez siebie gry komputerowe. Na miejscu była Pani dyrektor, która zgodziła się, abym uczestniczyła w lekcji, porozmawiała z nauczycielami i uczniami oraz zwiedziła całą szkołę oraz dyrektorka organizacji przygotowującej i nadzorującej takie innowacyjne projekty Planetapontocom. Poproszono kilku uczniów, żeby przyszli i oprowadzili mnie po szkole. Byli to wybrańcy biegle władający językiem angielskim - umiejętnością zdobytą na dodatkowych kursach lub dzięki corocznym podróżom zagranicznym do USA na przykład. Z pozostałymi udało mi się jednak także porozumieć po hiszpańsku lub łamaną angielszczyzną. Wszyscy byli bardzo otwarci, chętni do rozmowy i ciekawi, kim jesteśmy. Na pytanie, czym różni się ich szkoła od tych typowych uzyskałam następujące odpowiedzi:

  • uczymy się w inny sposób, np. na historii uczymy sie czasami przy pomocy gry;
  • bierzemy czynny udział w procesie uczenia się, dużo rozmawiamy z nauczycielami;
  • tutaj się nas słucha, nasze opinie i problemy są ważne;
  • mamy bezpośredni kontakt z nauczycielami, mamy nawet z niektórymi kontakt na FB, czasem wiemy, co robią poza szkoła, czym się interesują.

Idylla. Weszłam na lekcje matematyki i multimediów. Na tej pierwszej nauczyciel prowadził lekcję z dwóch różnych miejsc: najpierw był z przodu, przy tablicy, a następnie z boku, na innej tablicy. Przy każdej ma inne podejście. Ale podejście tradycyjne jest jak najbardziej obecne przy tradycyjnych przedmiotach. Jak mi powiedziano: nie można zmienić wszystkiego na raz, bo później nie będzie wiadomo, co zadziałało. Poza tym "ludzie są przyzwyczajeni do pewnych sposobów, przychodzą do nas z tradycyjnych szkół, nie możemy im wszystkiego zmienić!"

W klasie multimediów zastałam większość uczniów na podłodze wokół nauczycielki. Trwała bardzo żywa dyskusja. Okazało się, że to były pierwsze zajęcia i prowadząca chciała się dowiedzieć, czego uczniowie oczekują, jakie są ich potrzeby i problemy. Zaczęli więc rozmowę o tym, czym jest życie, po co przyszli do tej szkoły, czemu wybrali te zajęcia. Po to, aby przejść do konkretów, czyli nad czym będą pracować. Dyskusja ta będzie stanowiła podstawę dla nauczycielki opracowania planów poszczególnych lekcji. Planów stworzonych w dużej części przez samych uczniów!

Największy problem był z przeszkoleniem nauczycieli, choć i tak nie było źle gdyż wszyscy nauczyciele sami zgłosili się do tej szkoły (czyli są pozytywnie nastawieni do wszelkich innowacji). Miała też miejsce pewna selekcja. Pomimo tego jednak nie byli przygotowani do wspólnej pracy, do współpracy z nauczycielami innych przedmiotów i opracowywania wspólnych projektów. Musieli się nauczyć.

Pierwszy projekt rozpoczął się w 2006 roku. Z badań wynika, że przeciętny procent osób zdających na studia to 60% z tych, którzy się zdecydują na tą drogę kontynuacji edukacji, w porównaniu z krajowymi - 20%.

W szkole oprócz regularnych przedmiotów dodano 3 nowe kierunki do wyboru: multimedia, programowanie oraz pisanie scenariuszy. Na pierwszym roku są wszystkie 3, aby można się zorientować, co wybrać na kolejne 2 lata. Przedmioty te są swego rodzaju spoiwami dla wszystkich pozostałych. Tu tworzy się projekty, które obejmują kilka przedmiotów na raz, łącząc je w oryginalny sposób. Ale nawet nauczyciele tradycyjnych przedmiotów od czasu do czasu pracują razem, tworząc jakiś projekt, który obejmuje np. portugalski i historię lub geografię. Bo przecież w życiu te przedmioty nie występują osobno...

Szkoła przyjęła weryfikację 360-stopniową, do której włączeni są także rodzice.

Oprócz opisanych wyżej projektów, w Brazylii rodzi się też coraz poważniejsza grupa szkół uczących na zasadzie integralności potrzeb człowieka i dodających edukację duchową do tej tradycyjnej. Na uniwersytetach pojawia się uczenie w oparciu o projekty oraz prowadzone są eksperymenty wykorzystujące sztukę cybernetyczną i wplatanie do codziennych zajęć elementów cyfryzacji.

Brazylia boryka się z problemem analfabetyzmu wśród dorosłych oraz ze związanym z tym faktem, że większość ludzi w Brazylii nie czyta żadnych książek.

NAVE wymyślił bardzo ciekawy projekt, za który zebrał wiele nagród: poproszono młodych ludzi o podanie 100 najważniejszych słów o danej postaci historycznej lub autorze. Cała grupa musiała te 100 słów uzgodnić i móc je obronić. Do szkoły przychodzili autorzy, artyści i dyskutowali z uczniami. Następnie z tych 100 słów należało utworzyć portret tej postaci, której słowa dotyczyły.

fot. Jolanta Gałecka

Powstały piękne projekty, które obecnie wyświetlane są w holu głównym szkoły na tablicy. Nie muszę chyba dodawać, że uczniowie z zapałem czytali książki poświęcone danej postaci historycznej lub określonego autora.

Czyż takich projektów nie można by robić w szkole GENTE? A z kolei, czy w szkole NAVE nie można by produkować materiałów dla szkoły GENTE w ramach projektów multimedialnych? Tymczasem projekt GENTE w całości opiera się na Educopedii tworzonej od podstaw przez tradycyjnych nauczycieli poszczególnych przedmiotów. Na rynku jest już znacznie więcej, znacznie lepszych materiałów ale oni postanowili stworzyć swoje od zera. W pewnym sensie szczytna inicjatywa, ja jednak miałam poczucie pewnego niedosytu: można by lepiej. Nie wszystko trzeba robić samemu od początku.

Podsumowując: zobaczyłam w praktyce to, o czym można przeczytać w wielu publikacjach i usłyszeć na konferencjach (o czym ja sama wielokrotnie mówię, a teraz będę mówiła z jeszcze większym przekonaniem :) - uczniów zmotywować można tym, że się ich zapyta o problemy i wysłucha, że się ich włączy do procesu uczenia się w sposób aktywny, zadba o ich potrzeby. Poprawę efektywności uczenia się można uzyskać okazując uczniom i nauczycielom szacunek i przekazując uczniom odpowiedzialność za ich edukację i ucząc ich tej odpowiedzialności. Zainteresowanie można zwiększyć pokazując potrzebę i łącząc ze sobą różne dziedziny, pokazując tym samym, że występują one w życiu codziennym, poza murami szkoły.

Podstawą jest oczywiście relacja pomiędzy nauczycielami i uczniami. Do procesu uczenia się trzeba także włączyć rodziców. Ważne są posiłki i przestrzeń architektoniczna. Edukacja to podstawa funkcjonowania społeczeństw, nie można jej więc ograniczyć do niektórych tylko aspektów naszego rozwoju.

fot. Jolanta Gałecka

Będę się przyglądała tym projektom z ciekawością. Okręg Rio de Janeiro, na przykład, to 170 000 uczniów, czyli jeśli się uda, to rozgłos będzie ogromny i jest szansa, że inni będą musieli iść za ich przykładem, bo inaczej upomną się o to sami rodzice. Im bowiem - jak widać - zależy coraz bardziej na dobrej edukacji.

Więcej raportów i szczegółów będzie się pojawiała na stronie http://www.ydp.pl/.

Moja podróż jeszcze trwa :), a przede mną kilka ciekawych spotkań: szkoła demokratyczna i akademie kształcące nauczycieli.

Informacja o autorce: Jolanta Gałecka jest ekspertem zajmującym się nowoczesną edukacją i pracuje w Young Digital Planet.

Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie