Znalazłem poniższy wpis na swoim blogu pod datą 8 września 2008 roku! Cztery lata temu zadałem odpowiedzialnym za rozwój narodowego portalu edukacyjnego Scholaris pytanie o jego wizję, cel i strategię rozwoju. I mimo że nie otrzymałem wówczas odpowiedzi, to dodatkowo ze zdumieniem stwierdzam, że pytanie jest nadal aktualne, a odpowiedzi brak.
Tak jak brakuje nadal od tamtego czasu nowoczesnego portalu edukacyjnego, który mógłby stać się konkurencją dla wielu społecznościowych zasobów. Jednak nie to jest moim zmartwieniem, ale to, że dziś podobna dyskusja toczy się wokół e-podręczników. Z dużym prawdopodobieństwem mogę przypuszczać, że za cztery lata zadam podobne pytanie, na które nadal nie będziemy mieli odpowiedzi.
Jako ciekawy eksperyment spróbowałem przeczytać tekst w sposób, jakbym pisał go o e-podręczniku. Zachęcam, aby dokonać prostej redakcji i wstawić zamiast słowa „Scholaris“ słowo e-podręcznik.
Być może to duże uproszczenie, ale powód, dla którego próbuję upomnieć się o rzetelną dyskusję na temat kształtu e-podręcznika, na pewno już takim oczywistym nie jest. Kluczowym dla mnie jest fakt, że wokół niego pojawiło się wiele emocji. Do tego niewiele rzetelnej informacji, ale też kontrowersyjnych działań decydentów odpowiedzialnych za powstanie i jego rozwój. Brak jest prostej odpowiedzi: jaki podręcznik i po co jest on szkole potrzebny? Jak powinien wyglądać e-podręcznik w czasach nieograniczonego niemal dostępu do zasobów sieci? Jak pogodzić profesjonalnie przygotowane przez firmy, organizacje i indywidualnych ekspertów elektroniczne zasoby edukacyjne z cyfrowym podręcznikiem. Dla mnie to kluczowe pytanie o sens i celowość pracy nad jego wizją i kształtem. Do tej pory nie poznałem definicji e-podręcznika. Nie mogę bowiem uważać za taką z rozporządzenia MEN.
Warto więc od tego rozpocząć debatę, by dalej móc skoncentrować się na meritum problemu. Warto to wiedzieć, nim rozpocznie się tworzenie czegoś, co nie spełni ani oczekiwań nowoczesnej edukacji, ani nie wykorzysta osiągnięć cyfrowego przemysłu związanego nie tylko z nauką, ale i biznesem. Czym więc powinien być podręcznik przyszłości dla społeczeństwa informacyjnego?
A teraz, jak wspomniałem, proponuję zabawę i spróbować wyobrazić sobie tekst sprzed czterech lat jako materiał do dyskusji o e-podręczniku dziś:
"Czym ma być portal Internetowego Centrum Zasobów MEN Scholaris? Kto tworzy jego wizję rozwoju? Jaka jest jego misja? Jaki jest jego cel? Jaka jest jego polityka? Na ile obecny portal odpowiada standardom innych portali narodowych w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, USA itp.? Jak powinien funkcjonować i wyglądać nowoczesny portal wiedzy dla edukacji? Czy jest w stanie podnieść jakość polskiej edukacji? Czy obecnie funkcjonujące zasoby edukacyjne zamieszczone na portalu mają wyznaczać standardy dla polskiej edukacji? Czy istniejące na portalu lekcje biologii, historii, geografii, matematyki czy też j. polskiego to wzorzec lekcji i przykład idealnej dydaktyki? Kto o tym powinien decydować? Czy chcemy, żeby lekcje w dzisiejszej szkole tak wyglądały? Jaki mechanizm powinien funkcjonować, aby generować tworzenie najwyższej jakości multimediów? Kto powinien decydować o wyborze materiałów multimedialnych na portalu? Czy istnieje rynek multimediów dla edukacji? Na jakiej zasadzie powinna funkcjonować społecznościowa część Scholarisa? W jaki sposób Scholaris powinien wykorzystywać istniejące już zasoby w sieci? Czy uda się stworzyć rzeczywistą konkurencję na rynku multimediów po to, aby tworzyć nowoczesne materiały cyfrowe na światowym poziomie?
Pytania powyższe to pytania również o system finansowania oświaty i mechanizm, który pozwoli szkołom decydować nie tylko o podręcznikach, ale też o multimediach, które będą wykorzystywane przez nauczycieli i uczniów. Dlaczego to arbitralnie ktoś ma decydować o tym, z jakich materiałów ma korzystać polski nauczycieli i uczeń. Dlaczego tych decyzji nie pozostawić na poziomie szkoły? Podobnie, jak to ma miejsce z podręcznikami, to nauczyciele wspólnie z rodzicami powinni wybierać z bogatej oferty rynkowej multimediów, która na wzór podręczników miałyby rekomendacje MEN. Czy istnieje możliwość rozwoju jakościowego oświaty bez współpracy z komercyjnymi firmami? Kto więc tworzy multimedia odpowiadające światowym standardom? W jaki sposób ma nastąpić transfer wiedzy z biznesu do edukacji? Coraz więcej pytań pojawia się wokół Scholarisa. Czas więc na społeczną debatę nie tylko na temat społeczeństwa informacyjnego i miejsca multimediów w edukacji. Czas wykorzystać wiedzę, która nie jest już tylko domeną nielicznych decydentów i tzw. ciał opiniotwórczych, ale stała się narzędziem wielu.
Przypomnę: nowym źródłem władzy nie są pieniądze w rękach nielicznych, ale informacja w rękach wielu. Wraz z nadejściem społeczeństwa informacyjnego nasza gospodarka po raz pierwszy opiera się na bogactwie, które nie tylko jest odnawialne, ale samo się wytwarza. To wielkie wyzwania dla edukacji. Warto ten potencjał wykorzystać w dyskusji o portalu Scholaris. Podobną debatę dotycząca podstawy programowej i reformy mogłem obserwować na stronach MEN."
No i jak? Brzmi znajomo? Niewiele trzeba byłoby zmienić, aby tekst stał się niezwykle aktualny. Czy rzeczywiście musimy czekać kolejne cztery lata, aby przekonać się, że zaszliśmy w ślepą uliczkę? Zamiast nowoczesnego e-podręcznika, może okazać się, że stworzyliśmy taki, który nie tylko nie wykorzystuje potencjału technologii, sieci i istniejących zasobów edukacyjnych, ale też nie rozumie pokolenia cyfrowych uczniów. Czy doczekamy się debaty na temat e-podręczników, w której będziemy mogli porozmawiać o jego kształcie i funkcjach? Czy decyzje zapadną u góry, narzucone bez możliwości zmiany (jak ze Scholarisem...)?
(Notka o autorze: Witold Kołodziejczyk jest członkiem e-Redakcji Edunews.pl, dyrektorem i twórcą innowacyjnej szkoły - Collegium Futurum w Słupsku)
Ostatnie komentarze