Profesorowie oświaty pomysłem na podniesienie jakości nauczania?

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
system oświatyOd jakiegoś czasu do nauczycieli dochodzą pogłoski o kolejnej planowanej reformie przez MEN. Lekarstwem na lenistwo nauczycieli którzy osiągnęli już stopień nauczyciela dyplomowanego (czytaj: i dalej nic więcej nie robią, bo nie trzeba się wysilać, można usiąść na laurach i wypatrywać emerytury), ma być nowy awans - na profesora oświaty lub kogoś podobnego...
 
Wiadomo, że zawsze i wszędzie najlepszym i uniwersalnym sposobem na poprawę jakości pracy jest konkurencja. Tak rozumując, powinno się więc ułatwiać wejście do zawodu nauczycielskiego ludziom, którzy mają jakiś dorobek w różnych obszarach ludzkiej działalności, skracać okresy stażu nauczycielskiego, zamiast je wydłużać, zmniejszać liczbę stopni awansu, przyciągając w ten sposób nauczycielską tzw. "świeżą krew", która do prawidłowego funkcjonowania szkoły jest po prostu niezbędna.

Tak być powinno, ale polska rzeczywistość oświatowa, jak można się domyśleć, jest nieco odmienna. System jest w swej istocie raczej przeciwny wchodzeniu nowych ludzi z zewnątrz do zawodu nauczycielskiego, o czym najlepiej śwadczyć może obecna organizacja niezbędnego do pracy w szkole kursu pedagogicznego. W moim przekonaniu kurs taki powinien trwać co najwyżej jeden weekend (dwa dni, nie dłużej) i kończyć się:
a) porządnym testem z tematu opieki i wychowania, który gwarantowałby że uczestnik kursu w wystarczający sposób zapoznał się z obowiązkami i odpowiedzialnością wynikającymi z pełnienia zadań opiekuńczych i wychowawczych (pracownik z praktycznym dorobkiem z innej niż edukacyjna branży będzie ekspertem w swoim przedmiocie, więc zadanie dydaktyczne wypełni najlepiej jak można i adekwatnie przygotuje uczniów, np. technikum, do czekającej ich pracy);
b) podpisem pod dokumentem prawnym, w którym podejmujący pracę w charakterze nauczyciela pracownik podejmuje się wszystkie zadania (opiekuńcze, wychowawcze i dydaktyczne) wykonywać.

I to wszystko w temacie. Na taki kurs spokojnie wystarczą dwa dni i powinien on być bezpłatny. Tymczasem, jak z tym kursem jest obecnie, to wystarczy porozmawiać z każdym nowozatrudnianym w szkole nauczycielem: kursy są długie, kosztowne i nudne, prowadzący je "specjaliści" silą się, żeby zapełnić czymś związanym z tematem czas, który jest wyznaczony przez MEN na ten kosztowny kurs. Oczywiście oznacza to marnowanie cennego czasu nowozatrudnionego nauczyciela, którego on przecież praktycznie nie ma. Śmiało można powiedzieć, że kursy pedagogiczne w obecnej formie są swego rodzaju pancerzem ochronnym szeroko pojmowanej szkoły przed ludźmi z zewnątrz, którzy mogliby coś zmienić, bo mają praktyczne doświadczenie z innej dziedziny, nie są wypaleni i mają świeże spojrzenie na edukację. Szkoła potrzebuje nowych, dynamicznych i najlepiej młodych nauczycieli, tymczasem perspektywa tzw. kursu pedagogicznego, często skutecznie zniechęca do pracy w szkole.

Poważnym problemem będą zarobki. Moim zdaniem system awansów zawodowych nauczycieli poszedł w złym kierunku i należy go czym prędzej to zmienić. Ale pomysł - który podobno krąży po ministerstwie - żeby tworzyć kolejny stopień, niczego nie rozwiąże, a może przynieść kolejne problemy. Nowy awans to przecież większe pensje, bo zawsze musi być bodziec do robienia kariery, a zatem kolejny ciężar wrzucony samorządom lokalnym. Kolejny awans zawodowy oznaczać może również większe rozwarstwienie dochodów wśród nauczycieli i będzie to w jeszcze większym stopniu zniechęcało młodych ludzi do podejmowania pracy w szkole. Zarobki nauczycieli należy raczej spłaszczać, bo inaczej do zawodu nie będą chcieli wchodzić nowi ludzie z zewnątrz. I kto za paręnaście lat będzie uczył?

Z roku na rok praca z uczniami na lekcjach staje się bardziej wymagająca i przygotowanie do nich bardziej czasochłonne. Oszacowano kiedyś, że w ciągu jednej jednostki lekcyjnej nauczyciel podejmuje około 200 decyzji. Są one nieraz trudne, brzemienne w dalekosiężne skutki i rzutują na przyszłość wielu uczniów. Tymczasem wprowadzenie nowego szczebla awansu zawodowego odciągnie uwagę wielu nauczycieli od procesu nauczania (każdy dyplomowany będzie chciał przecież zarabiać jeszcze więcej), bo przecież w jednym i tym samym czasie będą musieli się jeszcze przygotowywać do wystąpienia przed komisją decydującą o awansie.

Ale być może nie dla wszystkich będzie planowany ten szczebel awansu. „Profesorowie oświaty" będą musieli udowodnić, że są najlepsi. Będą podobno zdawać co roku w specjalnym ośrodku rozszerzone egzaminy z trzech języków: polskiego, obcego i matematyki, które to wyniki będą obowiązkowo publikowane w lokalnej prasie. Gdy któregoś roku nauczyciel zdoędzie z któregoś języka mniej niż 75% punktów, utraci ten prestiżowy stopień awansu! Podobno również liczba "profesorów oświaty" w danej placówce nie będzie mogła przekroczyć 20% nauczycieli zatrudnionych, a przy decyzjach o awansach komisje nadające ten tytuł będą brały pod uwagę zasadę równouprawnienia płci, czyli parytet 50:50 mężczyzn do kobiet.

Dziś jest prima apprilis – ale proszę samemu ocenić, czy Państwa zdaniem to nie jest tylko żart...

Notka o autorze: Jan Soliwoda jest nauczycielem dyplomowanym języka angielskiego w Zespole Szkół Technicznych w Nowym Targu oraz egzaminatorem języka angielskiego w OKE Kraków.
 
 
Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie