Komentarz eksperta figowego

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

W połowie września Instytut Badań Edukacyjnych (IBE) opublikował projekty podstaw programowych: dla przedszkola, kształcenia zintegrowanego oraz części przedmiotów w klasach 4-8 szkoły podstawowej[1]. Zostały one wypracowane w ciągu minionego półrocza przez zespoły ekspertów, wybranych przez Instytut spośród osób, które zgłosiły chęć udziału w tym przedsięwzięciu. Czekamy jeszcze na pojawienie się brakujących do kompletu przedmiotów przyrodniczych, wokół których najwyraźniej trwają jakieś zawirowania.

Swoje zdanie o zaprezentowanych materiałach wyrażę na blogu dopiero wtedy, gdy obraz nowej koncepcji będzie pełny. W oczekiwaniu na to proponuję natomiast zwrócić uwagę na opublikowaną równolegle przez IBE, bez specjalnego rozgłosu, Propozycję ramowych planów nauczania, dookreśloną w podtytule jako punkt wyjścia do projektów podstaw programowych.

Otwierając ten dokument warto zwrócić uwagę na datę, którą jest sygnowany: wrzesień 2025. Ktoś dociekliwy mógłby zadać pytanie, jakim cudem zdołał on stać się punktem wyjścia do projektów podstaw programowych, nad którymi prace toczyły się od kilku miesięcy. W istocie powstał on jednak znacznie wcześniej, a wrześniowa data ma zapewne tylko podkreślić, że jest to finalny produkt, ściśle powiązany z podstawami. Bardziej istotne wydaje mi się zwrócenie uwagi na informację zapisaną w stopce dokumentu, że projekt został wypracowany przez zespół ekspertów pracujących przy Instytucie Badań Edukacyjnych – Państwowym Instytucie Badawczym, realizującym na zlecenie MEN zadanie pn. Wsparcie rozwoju edukacji. I temu dopiskowi poświęcę dzisiaj swój komentarz.

Dla moich stałych czytelników nie jest tajemnicą, że byłem członkiem zespołu projektującego na zlecenie IBE ramowy plan nauczania. W gronie siedmiu osób, w listopadzie 2024 roku przygotowaliśmy stosowną rekomendację. Praca została przyjęta, opłacona, następnie nasz projekt… zaczął żyć własnym życiem. Wersja opublikowana we wrześniu przez IBE zawiera pewne nasze pomysły (co mnie bardzo cieszy), ale też istotne różnice. Co ciekawe, nic mi nie wiadomo, by istniał inny zespół ekspertów, zatrudnionych do tego samego zadania. Najwyraźniej zmiany zostały wprowadzone w jakimś wyższym kręgu decyzyjnym. Może machnąłbym na to ręką, gdyby nie wprowadzona przez to tajemnicze ciało redukcja wymiaru fizyki i chemii w najstarszych klasach. Nie zgadzam się, by ta decyzja, którą uważam za błędną, obciążyła moje konto jako eksperta. Nie było jej w rekomendacji, co więcej, w ogóle nie pojawiła się w dyskusji.

Twórcy reformy wielokrotnie podkreślali jej eksperckość. Najwyraźniej jednak eksperci potrzebni są przede wszystkim do uwiarygodnienia pomysłów powstałych gdzieś na styku MEN i IBE. Ja osobiście nie godzę się na rolę listka figowego, mającego firmować pomysły, z którymi się nie zgadzam. Nie znaczy to, że zleceniodawca nie może dokonać zmian w czymś, co nawet w nazwie było tylko rekomendacją. Problem w tym, że zmiany wprowadzone zostały bez konsultacji z zatrudnionymi ekspertami, ale końcowy efekt przypisany tylko im. To manipulacja, z którą trudno mi się pogodzić.

Tworząc rekomendację znaliśmy pewne ograniczenia, które przekazano nam w imieniu pani minister. Miało być w planie, łącznie, mniej więcej tyle samo lekcji, co obecnie; nie więcej, bo ograniczenia budżetowe, ani mniej, bo polskie dzieci w porównaniu z innymi nacjami mają podobno mało zajęć szkolnych. Oczekiwano propozycji przesunięć, które odciążyłyby klasy najstarsze. Proszono też o zmiany służące konsolidacji przedmiotów i integracji treści. Były jeszcze inne wytyczne, które tutaj pominę dla jasności wywodu, szczególnie że udało się wyjść im naprzeciw tylko w minimalnym stopniu. Trudno projektować rewolucję, starając się w jak największym stopniu zachować status quo. No i faktycznie – w materiale opublikowanym przez IBE rewolucji nie ma.

Porównując obecny plan nauczania z propozycją IBE należy zauważyć, że łączna liczba godzin przedmiotów obowiązkowych w klasach 1-8 wzrosła ze 197 do 204, co w przybliżeniu odpowiada zmniejszeniu wymiaru religii/etyki. Trzy godziny przybyły w klasach 1-3, siedem w klasach 4-6, natomiast trzy ubyły w klasach 7-8. Trudno nazwać to radykalnym odciążeniem najstarszych uczniów (z religią/etyką oraz edukacją zdrowotną w klasie 7. nadal są 33 godziny, a w klasach dwujęzycznych jeszcze więcej). Najwięcej obiekcji, nie tylko moich, budzi jednak okrojenie fizyki i chemii, co zresztą, w połączeniu z niezbyt realnym postulatem przeniesienia części treści tych przedmiotów do przyrody, jest prawdopodobnie przyczyną opóźnienia publikacji projektów podstaw programowych przedmiotów przyrodniczych. Słusznie czy niesłusznie (to się jeszcze okaże) przyrodnicy czują, że ich dziedzina może paść ofiarą reformy.

Osobiście bardzo cieszę się z perspektywy przywrócenia przedmiotu przyroda (choć już nie z okrojenia fizyki i chemii), jak również z dwóch godzin zajęć praktyczno-technicznych w klasach 4-6, bo jedno i drugie wychodzi naprzeciw współczesnym potrzebom edukacyjnym dzieci 10-12-letnich. Ta radość nie zmienia jednak mojego poczucia, że określenie projektu nowej ramówki jako „wypracowanego” przez zespół ekspertów jest nadużyciem, a cała reforma, choć intensywnie promowana jako ekspercka i szeroko konsultowana, jest w istocie dziełem wąskiego kręgu decyzyjnego, ukrytego za zręcznie skonstruowaną fasadą.

Przyznam szczerze, że upór, z jakim władze oświatowe próbują przeforsować swój pomysł reformy, bez środków i zasobów ludzkich, opartej na konstrukcie profilu odległego w czasie absolwenta, a lekceważącej realne wyzwania, z którymi polska edukacja mierzy się tu i teraz, rodzi moje zniechęcenie. Tym bardziej, że opinia publiczna zdaje się łykać bezkrytycznie zapowiedzi, które w mojej ocenie nie mają szansy na skuteczną realizację. Więcej na ten temat napiszę jednak dopiero po opublikowaniu przez IBE brakujących podstaw programowych. Zakładam, że będzie to moja ostatnia próba wskazania, w co brniemy mimo mnóstwa dobrej woli ekspertów zaangażowanych przez IBE. Potem kupię popcorn…

[1] Zob. Kolejne propozycje nowych podstaw programowych...

 

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Ppp napisał/a komentarz do Małe dzieci i smartfony
Pierwszy komputer miałem dopiero w 17 r.ż. internet o wiele później - zatem mogę porównać. WSZYSTKO,...
Kasia napisał/a komentarz do Nauczyciel wspomagający, czyli kto?
Bardzo podoba mi się ten atrykuł, uważam że świetnie opisuje zagadnienie. Mamy takie szczęście że mó...
Gość napisał/a komentarz do QR-kody malowane
wypróbowałam i stosuję. super!
Ppp napisał/a komentarz do Czy w szkołach mierzymy to, co ma znaczenie?
Pełna zgoda, tylko, że to ŻADNA NOWOŚĆ! Z własnego doświadczenia: na geografii nic nie robiłem i mia...
Iza napisał/a komentarz do Strach ma krótki termin ważności
Szczerze, to tytuł bardzo mnie zaciekawił i spodziewałam się jakiegoś opracowania tematu, wskazówek ...
Gość napisał/a komentarz do Informacja zwrotna z mądrą krytyką i dialogiem
Ann: tylko dlatego możemy powiedzieć że pruski model się sprawdza albo nie sprawdza że to właśnie ty...
AI to jest narzędzie w rękach człowieka, takie jak grabki ogrodnika albo wiertarka montera czy budow...
I co w tym dziwnego, że ktoś nie wie, jak wykorzystać swoje mocne strony w pracy? Chyba każdy ma jak...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie