W tygodniku „Przegląd” (nr 6/2017) ukazał się ważny wywiad z profesorem Łukaszem Turskim, pt. „Triumf nieuctwa”. Ważny dla każdego, kto szuka mądrego spojrzenia na zmieniający się świat i równocześnie inspiracji dla własnych przemyśleń. Profesor, to postać nietuzinkowa, nie tylko wysokiej klasy uczony, ale także popularyzator nauki, spiritus movens Centrum Nauki Kopernik i przewodniczący jego Rady Programowej. Często zabiera głos w sprawach edukacji. W rozmowie z Robertem Walenciakiem twardo staje na stanowisku, że prawda jest tylko jedna, a wszyscy, którzy głosili i głoszą, że istnieją różne „narracje”, że post-prawda jest jakąś formą prawdy, to w istocie nieucy i kłamcy, przez których możemy zaprzepaścić dziejącą się obecnie fenomenalną rewolucję cywilizacyjną.
Spośród wielu innych tez postawionych w wywiadzie, wybrałem na użytek Czytelnika trzy, które wydały mi się najbardziej inspirujące.
Pierwsza, o technologiach mobilnych w szkole:
W latach 70. przyjechałem pierwszy raz do USA. Dziki człowiek w środku rozwiniętego świata. Kupiłem w końcu samochód, jechałem w nim, włączyłem radio. I właściwie to powinienem po półgodzinie się zatrzymać i powiesić na latarni. Bo zasypały mnie informacje. I to jakie! Że ktoś wdarł się na wieżę kościoła i zastrzelił trzy zakonnice, ktoś inny podpalił supermarket, gdzieś zawalił się most… Liczba tych informacji była nieprzytomna. I można było się im poddać albo nauczyć się mieć filtr, który ten chłam zatrzymuje. Tego właśnie trzeba uczyć dzieci w szkole – patrzenia na świat, odróżniania rzeczy poważnych od chłamu. (…)
Jak?
Przykład: każdy młody człowiek, albo prawie każdy, ma telefon w kieszeni. W szkole jest przedmiot matematyka. Niektórzy twierdzą, że na lekcji te telefony powinno się zagłuszać, zakazać ich używania. A ja mówię: nie! Szkoła powinna kupić aplikację matematyczną, której nazwy nie podam, a która zamienia nauczanie matematyki i wielu innych przedmiotów w prawdziwą przyjemność.(…) I trzeba [ją] wykorzystać w szkole jako naturalne narzędzie pracy, takie jak długopis i ekierka.
Tak się składa, że jak raz stoimy w naszej szkole wobec konieczności określenia zasad korzystania przez uczniów z telefonów komórkowych, a właściwie smartfonów, które rzeczywiście prawie każdy z ma w kieszeni. Zmierzyć się z tematem musimy nie tylko jako nauczyciele, decydując, w jaki zakresie urządzenia te mogą być przydatne w nauczaniu, ale także jako wychowawcy. Dostrzegamy bowiem, że w praktyce smartfony powodują przeniesienie życia dzieci do przestrzeni wirtualnej, z wielką szkodą dla realnych relacji między nimi. Na to niebezpieczeństwo zwracają również uwagę rodzice, wśród których rośnie jak na drożdżach grupa zwolenników całkowitej ich banicji z przestrzeni szkolnej.
Czy ma rację Profesor Turski, który zresztą w innym miejscu wywiadu stwierdza dobitnie: Zmiana cywilizacji ruszyła. Nie ma od tego odwrotu? Czy powinniśmy porzucić obawy i w pełni wykorzystywać w szkole możliwości technologii mobilnych? Rzecz warta zastanowienia się, bowiem taką opinię prezentuje osoba o niewątpliwym autorytecie, którą trudno posądzić o lobbing na rzecz interesów jakiejkolwiek korporacji. To, co mnie osobiście wstrzymuje przed poparciem jego stanowiska, to codzienne obserwacje, które wskazują, że młodzi ludzie sami z siebie w niewielkim tylko stopniu wykorzystują posiadane smartfony do zdobywania wiedzy, za to jakże często do umilania sobie życia, co bywa zarazem również utrudnianiem go innym. A ponadto już dawno przekonałem się, że uczenie dzieci w szkole (w domu zresztą też) patrzenia na świat, odróżniania rzeczy poważnych od chłamu, napotyka na potężną barierę, jaką jest powszechny brak tej umiejętności także wśród osób dorosłych.
Teza druga, o nauczaniu przyrody:
Na lekcjach fizyki trzeba robić prawdziwe doświadczenia. Uważam zresztą, że w szkole podstawowej nie wolno uczyć fizyki osobno.
Tylko stosować to, co wymyślił minister Handtke, że mamy uczyć przyrody?
To było świetne! Kiedy jest pan w parku, nie porusza się pan w świecie fizyki czy chemii lub biologii, tylko w przyrodzie. Tego poczucia jedności przyrody trzeba uczyć. Tymczasem w szkole atom na lekcji fizyki to inny atom niż na lekcji chemii, a ciśnienie to jakieś prawo Pascala na fizyce i coś innego, o czym mówi pogodynka w telewizji. Przecież to bezsens! (…)
Nie zadam w tym przypadku pytań i nie zgłoszę wątpliwości. Doskonale pamiętam, jak jeszcze w czasach przed ministrem Handtke łączyliśmy w naszej szkole lekcje biologii z geografią, a żeby zadośćuczynić obowiązującemu podziałowi na przedmioty, każdy stopień wstawialiśmy równocześnie w dwóch rubrykach dziennika. Pamiętam przygodę, jaką było dla mnie i dwojga współpracowników pisanie podręcznika do przyrody, w którym wielbiciel dyscyplin akademickich pewnie doszukałby się śladów biologii, chemii, fizyki i geografii, ale ku swojemu zdumieniu natrafiłby też na matematykę, historię, literaturę i naukę o języku. I jak sobie pomyślę, że w ciągu kilkunastu lat udało się wykształcić nauczycieli rozumiejących sens całościowego poznawania przyrody, a teraz wyrzuca się ich na śmietnik historii, to moja złość na obecnych reformatorów spod znaku MEN rośnie jeszcze bardziej.
Teza trzecia, przyszłość będzie piękna!
Przyszłość będzie piękna. Jedyne, co do niej mam, to to, że w niej nie będę. Zazdroszczę moim wnukom, że będą latać na orbitę. Jestem też przekonany, że te całe media społecznościowe się uporządkują. Post-prawda z nich zniknie. No, może nie zniknie całkowicie, ale będzie takim samym marginesem, jak różne gazetki sensacyjne. One zawsze istniały, ale nie odgrywały większej roli.
Człowiek, jak widać, lubi przyjmować takie głupoty.
Niewykształcony! Ten po szkołach już nie. To dlatego, że wykształcenie daje ów filtr. On jest najważniejszy! Zdolność oddzielania prawdy od chłamu jest ważniejsza niż znajomość logarytmów czy historii wojen i powstań. Dwa razy dwa równa się cztery. A gdybym powiedział, że równa się pięć, to nie byłaby inna narracja, prawda alternatywna czy postprawda, tylko zwykła bzdura!
Jak ja chciałbym podzielać optymizm Profesora! Niestety, na myśl ciśnie się mnóstwo wątpliwości. Choćby taka, że nic innego, jak „gazetka sensacyjna”, czyli dziennik „Fakt” jest niezmiennie, od wielu lat liderem nakładu na polskim rynku prasowym. Że nie ma takiej głupoty, jakiej nie dałoby się znaleźć w internecie. I te głupoty czytają także wykształceni. Ba, wielu naprawdę dobrze wykształconych zarabia na życie, wpuszczając je do internetu w czyimś interesie. A jeszcze więcej pracuje nad tym, by manipulować społeczeństwem na skalę, o której nie śniło się Orwellowi.
Czy naprawdę samo wykształcenie wystarczy, by być przyzwoitym człowiekiem? Czy powszechne rzetelne wykształcenie pozwoli okiełznać emocje, które teraz w najlepsze rządzą ludzkością? I co to znaczy rzetelne? Dwa plus dwa zawsze równa się cztery. Ale jakie równania trzeba prawidłowo rozwiązać, by nabrać przekonania, że warto pomagać ludziom, że inni też mają godność, że warto być uczciwym, i że własna korzyść nie zawsze jest najważniejsza?!
Doprawdy, zazdroszczę Profesorowi optymizmu…
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Zespołu Szkół STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się pierwotnie w blogu autora.
Ostatnie komentarze