Każde dziecko od pierwszej klasy szkoły podstawowej po szkołę ponadgimnazjalną będzie uczyć się łaciny naszych czasów, czyli języka angielskiego. Takiemu pomysłowi minister edukacji Katarzyny Hall i ekspertów MEN po prostu trzeba przyklasnąć, nawet jeśli wywoła to złość nauczycieli uczących innych języków. W epoce globalizacji i szybkiego rozwoju nowych technologii komunikacyjnych nie da się żyć i pracować posługując się tylko jednym językiem. Dzisiaj umiejętność swobodnej komunikacji w przynajmniej dwóch językach – polskim i angielskim - jest życiową koniecznością. Znajomość angielskiego jest niezbędna nie tylko z tej przyczyny, że posługuje się nim najwięcej ludzi na świecie. W kontekście edukacji istotne jest to, że przede wszystkim w tym właśnie języku rodzą się nowe koncepcje nauczania i uczenia się (nie wspominając o oprogramowaniu do najnowszych narzędzi), które tak czy owak oddziaływać będą na nasze życie, czy tego chcemy czy nie. Język angielski jest też podstawowym językiem społeczeństwa informacyjnego i jeśli chcemy korzystać z owoców najnowszych badań, metod i praktyk edukacyjnych, musimy się nim biegle posługiwać. Nie oznacza to rzecz jasna, że teraz każdy powinien biec sobie załatwiać jakiś certyfikat potwierdzający znajomość angielskiego. Tego nie należy moim zdaniem narzucać, bo po co papierek – przecież życie i tak zweryfikuje. Dla mnie takim testem jest to, czy rozmówca może po zdaniu w języku polskim swobodnie kontynuować wypowiedź i tok myślowy w języku angielskim. Jeśli tak potrafi, to mi wystarczy.
A tak w ogóle, to może mój pomysł, aby w publicznej TVP przynajmniej jedna wieczorynka dla dzieci była w języku angielskim (patrz: WordWorld), nie jest (w kontekście pomysłów MEN) tylko marzeniem?
Ostatnie komentarze