Co w miejsce tradycyjnej szkoły?

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Szkoła wielu z nas wydaje się być „oczywistą oczywistością”. Rozwiązaniem nieskomplikowanym i powtarzalnym, jak pory roku. Miejscem, w którym naturalnym jest, że w trakcie nauki proponowane są lekcje z poszczególnych przedmiotów, oceny, dzwonki i przerwy. Miejscem, w którym następuje prawdziwy rozwój ucznia… Ale czy to jedyne takie miejsce, które zawsze musi wyglądać tak samo i być tak samo zorganizowane?

Skąd bierze się szczególny rozwój naszych dzieci podczas wakacji? Dynamiczny wzrost ich kompetencji, sprawczości czy skuteczności podejmowanych działań? Dookoła mamy szereg przykładów odstępstw od tradycyjnej edukacji. Pojawiają się w życiu publicznym kolejne osoby, które w ogóle nie pobierały klasycznej edukacji, a reprezentują kompetencje wyższe od niejednego absolwenta uniwersytetu. Budowane są całe systemy kształcenia w oderwaniu od klasycznych zasad oraz przedmiotów szkolnych. Czy szkoła musi więc oferować to, co proponuje „od zawsze”?

Doświadczenie zamiast przedmiotów

W znanym filmie Erwina Wagenhofera Alfabet jeden z animatorów wykorzystania neurobiologii w edukacji Gerald Hüther cytuje badania mówiące o tym, że 98 proc. dzieci po urodzeniu ma wysokie IQ, ale po ukończeniu szkoły zaledwie 2 proc. z nich osiąga takie same, ba, nawet nieco tylko podobne wyniki. Niemiecki neurobiolog próbował w ten sposób wykazać, że wszystkiemu winna jest przesadnie ustandaryzowana edukacja, oparta na współzawodnictwie oraz potwierdzonych testami ocenach. Podstawowym powodem tego stanu rzeczy jest rutynowa praktyka pracy z uczniami, które zabijają dziecięcą kreatywność i wyobraźnię, uczą się szablonowego sposobu myślenia w z góry narzuconych strukturach, wyznaczonych między innymi przez „niezmienne” przedmioty szkolne. Podobny pogląd reprezentują inni bohaterowie filmu. Jedną z nich jest, najlepsza wówczas uczennica z Hamburga, która mówi: Wszyscy wiemy, że szkoła to nie życie, ale moje życie składa się wyłącznie ze szkoły. Czyli coś jest nie tak. Co? Czy rzeczywiście uzasadnieniem krytycznego stosunku do dzisiejszych systemów edukacji może być to, że są zbudowane przed dorosłych i zaspokajają w gruncie rzeczy głównie ich potrzeby? Czy może to, że założonym rezultatem uczestnictwa dzieci i młodzieży w procesie edukacji ma być skuteczne przygotowanie do walki o wynik. I tylko o wynik?

Ken Robinson w recenzji książki André Sterna „…i nigdy nie chodziłem do szkoły” podkreślał, że biografia tego niebanalnego człowieka to pełen pasji manifest, nawołujący do zmian w edukacji, których fundament stanowią doświadczenie nauki bez szkoły. Wiele wskazuje na to, że każde dziecko może wzrastać i rozkwitać, kiedy zrozumiemy zarówno to, w jaki sposób się uczy, jak i co je motywuje oraz kiedy zapewnimy mu najlepsze warunki do rozwoju. Tak właśnie może i powinna wyglądać edukacja bez przedmiotów. Nauki opartej na doświadczaniu osobistego rozwoju przez dostrzeganie potrzeb i testowanie rozwiązań. Nikt świeżo narodzonego dziecka nie zapisuje do żadnej szkoły, a ono… w ciągu roku, dwóch uczy się chodzić, posługiwać zupełnie dla siebie obcym językiem, jeść łyżką i widelcem oraz skutecznie wywierać wpływ na innych (zwłaszcza na dziadków). Żadne konkretne przedmioty nauczania nie są im do tego potrzebne. Wystarczy głęboka chęć pracy na rzecz własnego rozwoju. Realizowana dokładnie w tym celu, w jakim jest najbardziej istotna.

Szkoła nie-szkoła

W niewielkiej miejscowości na Pomorzu Zachodnim uczniowie uczą się w miejscu, które zgodnie z koncepcją jego twórczyni - Ewy Radanowicz, działa w obszarze koncepcji, że „w szkole wcale nie chodzi o szkołę”. W rzeczywistości jest to publiczna placówka oświatowa: Szkoła Podstawowa im. Kornela Makuszyńskiego w Radowie Małym. Z pozoru to zwykła podstawówka, ale faktycznie to miejsce wyjątkowe (wielokrotnie zresztą prezentowane na łamach Edunews.pl zob. tutaj i tutaj). Formułując tytuł swojej książki (W szkole wcale nie chodzi o szkołę) Ewa Radanowicz podkreśla, że zależało jej na stworzeniu środowiska edukacyjnego, w którym kluczowym podmiotem jest człowiek - i to zarówno uczeń jak i nauczyciel. W efekcie tworząc szkołę dla dzieci i dla siebie samych, nauczyciele oraz uczniowie podejmują aktywności, które nie zawsze mieszczą się w zakresie formalnych obowiązków, a nawet niekiedy bywają sprzeczne z przepisami prawa oświatowego. Chodziło bowiem przede wszystkim o stworzenie niepowtarzalnego klimatu, w którym dzieci doświadczają rzeczywiście intensywnego rozwoju, a dorośli przyjemności i satysfakcji z wykonywanej pracy. Zadziało się to między innymi poprzez wspólne poszukiwanie i odnawianie starych mebli czy przedmiotów codziennego użytku. Na co dzień nauczyciele potrafili zrezygnować z tradycyjnych form prowadzenia lekcji, a w ich miejsce inicjowano zajęcia prowadzone metodą projektu.

Powszechne stało się też aranżowanie zajęć interdyscyplinarnych prowadzonych niejako w poprzek struktury obowiązujących przedmiotów szkolnych. W efekcie pojawiły się też różne nowe formy pracy. Jedna z nich to tzw. biuro pracy indywidualnej. W jego ramach uczniowie pracują zgodnie z autorskimi programami pracy w grupach mieszanych wiekowo. Uczniowie według własnych potrzeb i kryteriów sami dobierają się w zespoły, w zależności od tego, czy uznają, że potrzebują kogoś do pomocy, czy też nie. Co więcej, sami decyduje, czego i w jakim czasie będą się uczyć. Ważne by na początku ułożyli plan działań i potrafili na koniec skonfrontować się z tym, w jaki sposób ich założenia przyczyniły się, lub nie, do osiągnięcie zaplanowanego celu. Uczniowie sami ustalają też niezbędne wymagania mające potwierdzić realizację swoich planów i sami ze sobą się z nich „rozliczają”. Ogół przyjętych i realizowanych założeń sprzyja kształtowaniu kompetencji niezbędnych do całościowego rozwoju, doświadczaniu samodzielności i poznawaniu siebie. Kształtuje odpowiedzialność i wzmacnia zaangażowanie w realizację stawianych przed sobą zadań. Rozwija kompetencje społeczne, budują gotowość współpracy i pomocy innym. Uczniowie uczą się uczyć, głównie poprzez doświadczanie na swój indywidualny sposób wyzwań realizowanych w dobrze zaprojektowanym środowiska edukacyjnym.

Czyli jednak można inaczej! A to z pewnością nie jedyny taki dobry przykład ze szkół w Polsce.

Źródła:

  • reż. Erwin Wagenhofer, „Alfabet”, Austria 2013, TVP VOD
  • E. Radanowicz, W szkole wcale nie chodzi o szkołę. Wyd. Sensor. ISBN 9788395609657. Głogów 2020

 

Notka o autorze: Jarosław Kordziński – obserwator rzeczywistości edukacyjnej w Polsce i na świecie. Autor, między innymi wydanej w 2022 roku przez Wydawnictwo Wolters Kluwer książki „Edukacja wyzwolenia szkól i nauczycieli”.