O prelegencie na konferencji

fot. Stanisław Czachorowski

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Wygłaszanie referatów w czasie konferencji to codzienność pracownika naukowego. Po latach praktyki i przemyśleń uświadomiłem sobie, że prelegent na konferencji ma wygłosić ciekawą (zajmująca, intrygującą, inspirującą) opowieść z zakresu literatury faktu. Nie tylko przekazać nowe i wartościowe informacje ale także opowiedzieć ciekawą historię. Wtedy chce się słuchać. Zwłaszcza teraz, w epoce łatwego dostępu do informacji.

Opowiadający (referujący, mówiący, wykładający), także w gremiach naukowych, jest w centrum społecznej uwagi. Przez moment stoi wyżej w hierarchii społecznej. Dlatego zdarzają się uszczypliwe uwagi i ataki słowne na prelegenta. Niektórzy starają się wykazać błędy, złośliwie coś skomentować a nie tylko dociekać prawdy i sensu. Czasem na siłę sami chcą zabrać głos by "zaistnieć" (być w roli prelegenta). W polskich gremiach naukowych doświadczyłem tego i obserwowałem wielokrotnie. Teraz dopiero w pełni to zrozumiałem.

Zrozumiałem także, że konferencje naukowe, wykłady i referaty to element komunikacji społecznej, uzależnionej od naszych ewolucyjnie ukształtowanych predyspozycji biologicznych i kulturowych. Zrozumiałem dzięki kilku fascynującym i pięknie napisanym książkom naukowców-przyrodników (biologów, antropologów itd.). Piękna może być nie tylko literatura (czyli fikcji, kreacji) ale i literatura faktu. Czyli przekaz naukowy i popularnonaukowy. To taka mała dygresja do tzw. trzeciej kultury.

Literatura faktu też może być ciekawie opowiadana i spisywana. Wymaga to podniesienia kompetencji w komunikacji międzyludzkiej wśród pracowników naukowych. Ale dzięki temu nauki przyrodnicze, jej osiągnięcia, lepiej i pełniej przebijają się do kultury i świadomości społecznej. Świat i nasza wiedza o nim zbyt szybko się zmienia by zdać się tylko na tradycyjnych pośredników w objaśnianiu sensu odkryć przyrodniczych. Tak rodzi się „trzecia kultura” już od połowu wieku XX. Teraz jakby te procesy nabrały przyspieszenia. Być może dlatego, że nowe technologie dały nam zupełnie nowe możliwości. Przyrodnicy od szkiełka i oka nie są w gorszej pozycji niż humaniści, którzy tradycyjnie, przez "zasiedzenie", jak i na skutek lepszego przygotowania do pięknego mówienia i pisania, brylowali od wieków na kulturowych "salonach". Być może nawet przyrodnicy łatwiej radzą sobie z nowymi formami: referatem multimedialnym z pokazywanymi obrazami, animacjami, filmami (a nie tylko odczyt z kartki). Radzą sobie coraz lepiej także z pisaniem w mediach społecznościowych.

Na zdjęciu wyżej mój wykład w Lamkowie, w kościele. Miejsce nietypowe. Działo się to w czasie szkolnego pikniku naukowego, a kościół dysponował największą salą, a więc najwygodniejszą. Cieszy taka dobra współpraca parafii, szkoły i… uczelni wyższej. Bo Lamkowo to mała wioska daleko od szosy (brak komunikacji publicznej upośledza i wyklucza całą społeczność – mieszkańcom trudniej dostać się do pracy a młodzieży do szkół i edukacji).

Poprzez wykłady w nietypowych (niestandardowych) miejscach łatwiej mi było zrozumieć, że każdy referat powinien być ciekawie opowiedzianą historią z zakresu literatury faktu, dostosowaną do poziomu odbiorcy. To nie rzutnik, komputer czy inne rytualne wodotryski są ważne, lecz opowieść dostosowana do kontekstu miejsca, sytuacji i odbiorcy.

 

Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.