Śmiesznochwałki

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Rozliczanie to element życia, który w dzisiejszych czasach zaczął stanowić popularne „must be”. Rozliczamy się więc każdego dnia: Wydział Edukacji – dyrekcję, dyrekcja – nauczycieli, nauczyciele – uczniów. Do tego rozliczają się rodzice (między sobą) i rodziny. Jednak najczęściej rozliczamy tych, w stosunku do których – z naszego punktu widzenia – jest to najłatwiejsze: DZIECI.(C) LVDESIGN - fotolia.com

Okazuje się, że w wielu szkołach nadal trzeba wypełniać tzw. „samochwałki”. Wprowadza to pewien element paniki: „Co wpisać?!”. Nie można przecież pochwalić się tym, że Karol z II b nauczył się – po wielu niemal morderczych treningach! – wiązać sznurowadła, a Maja z III c stwierdziła, że uwielbia zajęcia wychowania fizycznego. Nie wypada też napisać, że udało nam się – wreszcie – porozmawiać z rodzicami agresywnego Michała, a sam zbuntowany nastolatek wykazuje poprawę w swoim zachowaniu. Nie, to absolutnie nie jest trendem szkolnych notatek. Dla tych, którzy na modzie się nie znają – mała podpowiedzieć: chwalimy się wygranymi konkursami (ogólnopolskimi i wojewódzkimi), uczniami otrzymującymi stypendia naukowe oraz udziałami w znanych programach, które mogą być istotne dla szkoły.

Obserwuję więc, jak domyka się błędne koło. Punkt pierwszy: Gracjan chce narysować pracę na konkurs. Punkt drugi: Gracjan nie potrafi rysować. Punkt trzeci i czwarty: Skoro Gracjan nie potrafi rysować, a więc nie zajmie żadnego miejsca – ba, nawet wyróżnienia! – po co mielibyśmy razem coś tworzyć? Punkt piąty: Warto namówić Karolinę do udziału w konkursie, jest szansa na sukces. I na stronie się o tym napisze, i na portalach społecznościowych, wspomni dyrektorowi, rodzicom na zebraniu…

Zachowanie takie pojawia się często na początku nauczycielskiej kariery (później, cóż, jest „tylko” skutecznie podtrzymywane). Zaczyna się walka o staż, o utrzymanie posady, o pokazanie wszystkim, jakimi niezwykłymi belframi jesteśmy. Sama zaczęłam wpadać w błędne koło, szukając kolejnych konkursów dla maluchów, aby móc pokazać, jak wiele z nimi robię. I choć z poszukiwań ciekawych konkursów nie zrezygnuję, z kręgu idiotyzmu udało mi się wyjść stosunkowo szybko. I – co najważniejsze – jeśli będę miała pochwalić się z kimś tym, co udało mi się osiągnąć (a i bez zachęty innych robię to często), automatycznie przytoczę opowieść o uczennicy, która po kilku dniach ćwiczeń, wielu rysunkach i zabawach wykałaczkami zrozumiała, w jaki sposób powinno się odejmować (pisemnie) duże liczby oraz o tym, jak chłopiec z trzeciej klasy otrzymał wyróżnienie w konkursie plastycznym. I nie ma możliwych, aby którykolwiek z tych sukcesów został uznany za ważniejszy lub mniej wartościowy.

W pogoni za „dużymi” (czyt. widzianymi przez wszystkich) efektami, zapominamy często o tym, co powinno być celem dla każdego nauczyciela: o docenianiu uczniów, o zachęcaniu ich do dodatkowych aktywności, o organizowaniu im czasu wolnego. Szkoda, bo wydaje mi się, że to, co dla wielu może być drobnostką, dla innych ma niemal galaktyczny wymiar. Wymiar, o który warto – o który trzeba – walczyć.

Notka o autorce: Sandra Walecka prowadzi własny blog poświęcony tematyce edukacyjnej – Edukacja z piątej strony. Zapraszamy!