Oświatowa schizofrenia

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Zaostrza się spór urzędników z klucza partyjnego z rodzicami, naukowcami i nauczycielami. Właściwie nie jest to spór, bo sprowadza się to do wydawania rozporządzeń ministerialnych i chowania się za autorytet formalny państwa w przeświadczeniu o swej nieomylności z jednej strony, a brakiem wpływu na zmianę oświatowa ze strony drugiej. Urzędnicy nadal mówią o demokracji…(C) Tomasz Trojanowski - fotolia.com

Urzędnicy pilnują swoich partykularnych interesów, a rodzice zainteresowani są dobrem własnych dzieci. Urzędnicy dbają o system, którego stali się właścicielem i niezastąpionym elementem. Urzędnicy wykluczyli ze szkół samorządnych rodziców i uczniów, a szkoły wyalienowali ze społeczeństwa i poddali swoistemu ostracyzmowi. Urzędnicy ciągle nowymi pomysłami  przyczyniają się do powstawania bałaganu i niemocy wychowawczo-edukacyjnej, a następnie krzyczą: „W oświacie jest bałagan i panuje niemoc! My wiemy, jak to zrobić, żeby było lepiej! My. Tylko my. Bo my jesteśmy niezastąpieni, kompetentni i europejscy. My wam powiemy, a wy to zróbcie”. Nieważne, co widać i słychać na ulicy – byleby zgadzało się ze wskaźnikami i projektami wymyślonymi przez samych urzędników…

Zdanie naukowców poznać można, korzystając z publikacji tradycyjnych i zasobów sieci. Do dyskusji zgłosili się neurolodzy i genetycy. Twierdzą, że gdyby medycyna rozwijała się tak jak pedagogika, to znieczulano by nas uderzeniem w łeb lub rumem. Piszą też, że szkoły traktują uczniów jak gęsi tuczone dla ich wątróbek – napychać papkę siłą do gardła i założyć obróżkę, żeby gęś treści nie zwróciła. Rocznie ukazuje się podobno 40.000 tysięcy artykułów naukowych o tym, jak człowiek się uczy – na praktykę szkolna nie ma to większego wpływu. Chociaż autorzy tych artykułów są zapraszani na kongresy i konferencje…

Nauczyciele nie milczą. O czym świadczy choćby edunews.pl. Chociaż niektórzy kraczą jak i ony, kiedy awansują w systemie, np. kiedy ich projekt staje się programem. Wystarczy diachroniczne recherche w internecie.

Reforma trwa już przeszło 20 lat, kto jeszcze pamięta, o co chodziło w 1990? Kto pamięta, o co chodziło kolejnym ministrom oświaty? Kto wie, ile pieniędzy zmarnotrawiono? Kto odpowiada za propagowanie wiedzy oralnej? Kto zna liczbę emigrantów, którzy zabierają dzieci ze szkół w Rzeczpospolitej i wywożą za granicę – do tamtejszych szkół? Urzędnicy w odpowiedzi na to zjawisko wdrażają program pomocy uczniowi wracającemu z zagranicy! Kto zna liczbę studentów zdecydowanych zaraz po otrzymaniu dyplomu wyjechać, żeby zapomnieć traumę szkół ponadgimnazjalnych i wyższych uczelni? Kto zna liczbę nauczycieli i profesorów podpisujących się obiema rękami pod sukcesami swych uczniów i studentów, chociaż te zostały wypracowane poza szkołą i uczelnią i tak uzasadniają poziom oświaty? Chociaż badania kreatywności (zaradności) absolwentów stanowią, że mieszczą się oni na szarym końcu w Europie. A ile mamy patentów, wynalazków? Ilu mamy dobrych nauczycieli przygotowanych przez uczelnie? Urzędnicy wdrażają projekt pracy z uczniem zdolnym… Niestety moi Państwo – zdolni się rozwijają i robią kasę – zdolni nie pracują w MEN i w szkołach. Raczej nie. To takie naturalne!

Proszę mi tylko nie mówić, że szkolnictwo za to nie odpowiada! Bo jeśli za to nie odpowiada, to za co odpowiada? Za przygotowanie zawodowe nauczycieli i warunki wykonywania pracy przez nich? Za cele postawione przed nauczycielami i uczniami? Za obywatelską współodpowiedzialność nauczycieli i uczniów? Za gospodarowanie budżetem?

Neurologia stanowi, że mózg uczy się nieustannie, że pożera kulturę śmieciową lub wysoką. W pamięci głębokiej, umożliwiającej tworzenie, pozostają efekty kognitywizacji. Pamiętam, co rozumiem. W tym znaczeniu podstawa programowa każdego etapu edukacyjnego nie jest nawet strawna. Nie eksponuje składników niezbędnych dla świadomego uczestniczenia w życiu kulturalnym, społecznym i zawodowym. Czasami wręcz wydaje się, że jest skonstruowana wyłącznie po to, aby uzasadnić kształcenie ustawiczne i doskonalenie zawodowe absolwentów. A właściwie co przeciętnemu uczniowi gwarantuje podstawa programowa realizowana przez 12 lat? Cele (zwłaszcza szczegółowe) i treści tej podstawy oraz sugerowane metody i techniki ich osiągania, nie zapewniają ani ilości ani jakości potrzebnych w życiu. Nauczyciele nie potrafią jej skorelować, bo rzadko który sam ją opanował w stopniu umożliwiającym zdanie egzaminu wewnętrznego na danym etapie edukacyjnym. I nie jest to wina nauczycieli i nauczycielek tylko tej właśnie podstawy.

Dobra nauczycielka jest jak szef kuchni i potrawa równocześnie. Mózg ucznia przez kilkadziesiąt godzin w tygodni pożera nauczycieli – ich zachowania, ubiór, język, wiedze, kompetencję. Nie ma dobrej kuchni bez szefa kuchni. W McDonalds nie ma szefów kuchni. W Qchni potrzeba mistrza. On przygotuje ucztę. On zaprosi ludzi, z którymi po jakimś czasie będziesz się czuł swojsko i smakował chwilę. Nauczycielka i nauczyciel są szefami kuchni lub kucharzami na koloniach, w sanatorium i w wojsku. Szef kuchni nie gotuje dla siebie, nie przeżuwa ugotowanego lub usmażonego. Wie, dla kogo kuchnia lekka, a dla kogo tradycyjna. Wie, która kuchnia, co wniosła. Wie, co to potrawy powszednie, a co świąteczne. To wie. Zna też podstawową regułę. Primum non…

Żeby nie szkodzić, to trzeba ustanowić prohibicję głupoty i powszechność pomocy, wspierania. Trzeba zaszczepić umiejętność wyboru i decyzji. Kiedy decyduję? Kiedy znam przedmiot wyboru! Kiedy wybieram? Kiedy jestem odpowiednio nastawiony! Kiedy jestem nastawiony, żeby bronić moich interesów? Kiedy system umożliwia mi rozwój i wzrost! Nastawienia, to związek i rozwój. Jeżeli z krajem nie czuje związku i tu mnie w kraju ograniczają, to biorę paszport i w długą... Jesteśmy w EU. Nie można nam zamknąć paszportów do sejfu (ładny wyraz) sekretarzy lub prezesów i przewodniczących. Szkoła partyjna, czyli szkoła w systemie politycznym, nie zapewnia rozwoju i poczucia przynależności - mydli nam oczy PISA, egzaminami zewnętrznymi, EU itp.

Szkoła nie należy do polityków. W szkole nie chodzi od dawna o przekazywanie wiedzy, tradycji, kultury, nie chodzi już nawet o ich przyswajanie. W szkole należy budzić ducha uczestnictwa w kulturze i cywilizacji. Szkoła to nie tylko przygotowanie do przyszłości – szkoła to współuczestniczenie w kreowaniu teraźniejszości. Także poprzez nauczanie zorientowane na ucznia, nauczanie modułowe, interakcje, samorządy uczniowskie, sport, muzykę i sztukę, poprzez korzystanie z zasobów nie tylko sieci, ale tez poprzez uczestnictwo w edukacji bibliotecznej, muzealnej, teatralnej, podróżniczej…, a tego nie da się zmierzyć testami! Nie takimi, na konstruowanie których MEN otrzymał fundusze.

Pomiar, egzaminy zewnętrzne etc. to po prostu glaichszachtrowanie i urawniłowka. Każdy bankowiec, nomen omen, wie, że lokowanie wszelkich zasobów na jednym koncie to prawie samobójstwo. Obowiązuje dywersyfikacja. Wprowadzenie unifikacji wykształcenia to droga mrzonka. To jakaś chora moda.

Beznadziejna jest dzisiejsza moda oświatowa. Zapatrzona na zachodnie journale. Zawłaszczona przez dyktatorów, strojących się w cudze piórka. Przypinających kwiatek do kożucha. Nie koniec na tym, od  1999 nastaje dodatkowo czas mody na skrajną arogancję. W gimnazjum – nieporozumienia z podręcznikami, np. do języka polskiego - WSIP - identyczne jak w szkole podstawowej, ale ówczesna nowa podstawa wykluczyła przekazywanie sobie podręczników. Te same książki w nowych okładkach. W roku szkolnym rodzice mają wydać średnio 800,- PLN na podręczniki dla jednego dziecka…

Zamiast uczciwie opłacać nauczycielki, wprowadza się mody: modę na pieniądze na/za różne projekty: Uczeń zdolny, Uczeń o specjalnych potrzebach, Wdrażanie podstawy, Awans zawodowy, Ewaluacja. A po zmianie (mody) wywala się „przestarzałe” materiały na parapety w Sulejówku i można je brać za/na darmo. Akcje rozpoczynają „kongresy” z noclegami w najdroższych hotelach z gwiazdami oświatowego nieba. Produkuje się kosztowne nikomu nie potrzebne gadżety. Moda na e-podręczniki i tablety. Kiepskiemu nauczycielowi nie pomoże żadne IT i żaden sprzęt, tak jak przy plewieniu nie pomaga granat - lekarze w Korei wprowadzili zakorzeniony w ich praktyce termin: cyfrowej demencji. Ciekawe ile to będzie kosztować? Tablety i demencja! I kto na tym zarobi? Nikt nie wie, ile kosztowały błędy w zestawach egzaminacyjnych, w pytaniach egzaminów zewnętrznych. Prasa pisała o honorariach autorów zestawów egzaminacyjnych. Firmy poprawiają własne niedoróbki budowlane. W Niemczech to firmy używające swojego czasu azbestu, usuwały ten azbest, kiedy się okazało, ze jest rakotwórczy, bo one miały dokumentację.

I jak to w końcu jest? Uczniów mniej, a urzędników więcej. W MEN, w KO, w organach prowadzących, w ośrodkach itp. Kto sprawdza sprawdzającego? A kto sprawdza sprawdzającego sprawdzającego? Oceniaczem kolegów zostaje się po kursie kwalifikacyjnym. Dyrektorzy nabywają różnych uprawnień dzięki namaszczeniu. Kosztowny folwark zwierzęcy. A na nauczycieli i dla uczniów nie ma pieniędzy.

Nic nie zastąpi nauczycielki i nauczyciela. Należy im umożliwić wykształcenie się, kształcenie ustawiczne i rozwój osobisty. Bo nauczyciel(ka) nie może wykształcić u ucznia kompetencji, jeżeli ich sama nie opanowała. Pracownicy wyższych uczelni też ich nie opanowali. W ciągu dwudziestu lat można ich było tego nauczyć. Ale nie – wypuszcza się absolwentów, żeby narzekać na ich poziom. Na poziom maturzystów też się tylko narzeka. Oświata w Rzeczpospolitej żyje w świecie schizofrenicznym. Można to chyba nazwać stanem powszechnego zakłamania i przemilczania z jednej strony oraz waleniem głową w mur z drugiej.

Notka o autorze: Aleksander Lubina – germanista, andragog - zdobył wykształcenie w Polsce, Niemczech i Szwajcarii. Jest publicystą, pisarzem, tłumaczem, autorem programów nauczania, poradników i śpiewnika – był nauczycielem akademickim, licealnym, gimnazjalnym i w szkołach podstawowych oraz doradcą i konsultantem nauczycieli.