Precz z etosem Siłaczki

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Mam koleżankę, która potrafi organizować imprezy szkolne z rozmachem godnym ceremonii wręczenia Oskarów. Ma wizje i realizuje je z konsekwencją lodołamacza. Przygotuje młodzież do części artystycznej na poziomie premiery w teatrze, ze szkolnych talentów wokalnych potrafi zrobić mocarny chór, załatwi profesjonalne kostiumy i przeszkoli młodzież do obsługi technicznej.

Na jej zaproszenie nawet wojsko w pełnym rynsztunku przymaszeruje do szkoły i da pokaz musztry. Do tego zaprosi oficjeli i rodziców(a tylko spróbowaliby odmówić), ogarnie catering i zepnie całość chodząc i doglądając wszystkiego niczym wytrawny reżyser. Organizacja takiego eventu to dziesiątki wysłanych pism, setki telefonów, nieustanne upewnianie się, czy ci, co mają coś konkretnego zrobić na pewno się z tego wywiążą i pilnowanie wszystkich i wszystkiego, żeby impreza się udała. To wreszcie stres, nieprzespane noce, kilka miesięcy życia jedną imprezą. Oczywiście koleżanki i koledzy ze szkoły pomagają, ale bez takiego generała, który zaangażuje się w pełni, coś takiego po prostu nie ma prawa się udać. Mogłaby założyć firmę eventową i za taką pracę kasować grubą kasę od każdej imprezy. A za ile robi to w szkole? Ma to w 40 godzinnym etacie. Może dostanie 50 zł dodatku motywacyjnego miesięcznie więcej niż reszta, a może nie. Ma oczywiście szansę na nagrodę dyrektora szkoły na Dzień Nauczyciela. Ktoś może zauważy ten wysiłek i nominuje także do nagrody prezydenta albo kuratora. Typowa „Siłaczka”.

Jestem pełen podziwu dla nauczycieli zdobywających się na takie poświęcenia. Zresztą sam również podobne rzeczy robiłem. Ale być może dla dobra tego zawodu i polskiej szkoły w ogóle, powinniśmy z czymś takim skończyć. Taka praca była ze wszech miar godna pochwały za czasów, gdy poświęcenie w szkole było powszechnie szanowaną wartością. Te czasy minęły. Teraz ci, którzy słyszą podobne historie, śmieją się z nauczycieli. Ta ciężka, wymagająca poświęcenia, wysokich kwalifikacji i końskiego zdrowia praca za niewspółmiernie śmieszne pieniądze wzbudza głośny rechot tych uprzywilejowanych, z których większość nie rozumie, że wykształcenie jest wartością, bez której zdrowe społeczeństwa nie są w stanie istnieć. Niejeden mówi otwarcie, że to głupota, frajerstwo i że dajemy się wykorzystywać. W żadnej innej pracy nie robi się takich rzeczy za tak marne grosze. Mówienie o pracy nauczyciela, jako misji obecnie zakrawa na żart, na internetowy mem. Jest to jedna z tych wartości, które zostały w ostatnich latach przeciągnięte przez rynsztok.

Teraz może, zamiast o wartościach pomówmy o wartościowej pracy za odpowiednie wynagrodzenie. Oczywiście jakość w edukacji wymaga kwalifikacji, zaangażowania i poświęconego czasu i sił. Ale wszystko to musi być zrównoważone i sprawiedliwie wycenione. A w szkole nie ma czasu na tak zwane „dupogodziny”. Tutaj praca często ma dynamikę działań sztabu kryzysowego w czasie katastrofy. Tempo i różnorodność wykonywanych przez nauczycieli zadań wymaga elastyczności na granicy rozdarcia.

Pomyślmy na przykład o pracy wychowawców. To tak naprawdę dodatkowe godziny pracy w tygodniu ponad 40 godzinny dydaktyczny etat. Przy średnio absorbującej młodzieży czas poświęcony na tak zwaną obsługę klasy to przynajmniej dwie godziny dziennie, często weekendy. Obejmuje prowadzenie dziennika, a często i dziennika zajęć indywidualnych, teczki wychowawcy, pilnowanie frekwencji, kontakty z rodzicami, wykonywanie notatek służbowych, dokumentację spraw dyscyplinarnych, dokumentację pedagogiczno-psychologiczną, dodatkowe spotkania zespołów wychowawczych, ewaluację programów wychowawczych lub indywidualnych programów edukacyjno terapeutycznych(IPET), przygotowanie imprez z klasą, bądź na forum szkoły, wycieczki, zebrania z rodzicami, że nie wspomnę o kampanii wrześniowej i na zakończenie roku, które faktycznie oznaczają dwa miesiące w roku wyjęte z życiorysu.

I teraz najlepsze. Ile wynosi dodatek za wychowawstwo? W ubiegłym roku miałem 165 złotych za miesiąc. Przy około trzydziestu godzinach pracy miesięcznie na obsługę klasy daje to 5 zł i 50 groszy za godzinę pracy. Czy naprawdę chcemy, aby wychowawcy zarabiali takie pieniądze za pracę na rzecz naszych dzieci? Przy obecnej ilości dokumentacji i rosnących obciążeniach otrzymanie obowiązków wychowawcy, to bardziej kara niż wyróżnienie.

Nauczyciele, tak jak przedstawiciele wszystkich innych zawodów mają prawo oczekiwać rozsądnej płacy za pracę, którą wykonują. Średnia krajowa nie jest tutaj żadną fanaberią. To minimum oznaczające godność. Nigdzie w żadnym dokumencie nie jest napisane, że bycie nauczycielem jest połączeniem pracy i wolontariatu a z tym de facto mamy do czynienia na co dzień.

Powoli w gronach nauczycielskich dokonuje się przełom w sposobie myślenia. Czasy „siłaczek” powoli mijają. Ludzie zaczynają formułować postulaty, które w głowach były już od pewnego czasu. Brakowało tylko odwagi, żeby je wyartykułować. Ale teraz wszystko puszcza. Gdy miną „ciemne wieki” w polskiej oświacie, nadejdzie czas ich realizacji, bo do szkoły sprzed strajku nie ma już powrotu.

Tytułowa „Siłaczka” Stasia Bozowska była idealistką, która tak naprawdę zapracowała się na śmierć. Współczesne naśladownictwo – niewskazane. Inne czasy, inna sytuacja, inne wartości. Jej ofiara to coś, czego współcześni młodzi ludzie nie rozumieją. Czasy pracy ponad siły za głodowe wynagrodzenie minęły. Współczesne społeczeństwo potrzebuje w zawodzie nauczyciela poukładanych i zrównoważonych fachowców, czasami pasjonatów a nie kogoś, kto spala się i zatraca w misji, którą tylko nieliczni potrafią docenić.

 

Notka o autorze: Karol Pietrzyk jest nauczycielem języka angielskiego w XII Liceum Ogólnokształcącym w Szczecinie.