Dźwięk w edukacji: mniej obrazu – więcej ruchu!

fot. Adobe Stock

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Dawno temu, przed pandemią, kiedy to jeszcze uczniowie chodzili codziennie do szkoły (a nie szkoła do ich domów), lubiliśmy narzekać, że młode pokolenie ma za mało ruchu, zaś zbyt dużo czasu spędza przed ekranami telewizora, komputera, smartfonu. Po roku pandemii sytuacja jest znacznie gorsza: i dorośli, i dzieci statystycznie znacznie więcej ważą, mniej się ruszają, więcej czasu spędzają przed ekranem. Badania potwierdziły też powszechne domysły, że ostatni rok był bardzo niekorzystny dla stanu naszego wzroku.

Cywilizacja obrazu

Cywilizacja obrazu, w której żyjemy, spowodowała niebywały rozkwit wizualnych mediów, sztuk i technik. A te z kolei coraz silniej przykuwają nas do ekranów. Każdy z nas ma ich do dyspozycji kilka (smartfon, tablet, komputer, telewizor, pokładowy wyświetlacz samochodu etc.). W samym tylko YouTube w ciągu każdej sekundy pojawia się trzydzieści tysięcy sekund nowych zapisów wideo! Jest w czym wybierać? Może raczej: jest w czym utonąć.

Bombardujące nas obrazy w coraz mniejszym stopniu bywają odbiciem rzeczywistości, bo nie ona najsilniej rozpala nasze emocje. Coraz bardziej zaawansowane techniki generowania obrazu oraz manipulowania nim (i nami) pozwalają na tworzenie coraz bardziej realistycznych iluzji, deepfake'ów etc. W efekcie nasza umiejętność odróżnienia ich od rzeczowego zapisu wideo staje się coraz częściej pozorna i zawodna. Deklaracja „wierzę tylko własnym oczom”, brzmiąca do niedawna bardzo trzeźwo, zaczyna trącić naiwnością, kiedy tylko mówimy o obrazie na kolorowym ekranie.

Podsumujmy tylko niektóre konsekwencje tej inwazji obrazu, ważne z punktu widzenia dzisiejszych naszych rozważań. Młode pokolenie (nie tylko ono, starsi także) żyje wprawdzie w świecie permanentnego przeciążenia organu słuchu hałasem i głośną muzyką, ale jednocześnie coraz mniej słucha. Atrakcyjne i inwazyjne bodźce wzrokowe dominują nad dźwiękiem, który coraz częściej pełni rolę już tylko ilustracyjną. Mamy także coraz mniej ruchu (i tak już deficytowego), oglądanie ekranu bowiem utrudnia (w przypadku smartfonu), albo wręcz niemal uniemożliwia (w przypadku dużych urządzeń) jakąkolwiek aktywność fizyczną.

Czy jeszcze czegoś słuchamy?

Dogorywa niegdysiejsze ważne medium: RADIO. Brak mu… no właśnie: obrazu, którego jesteśmy już nałogowcami, a szkodliwe przyzwyczajenie do stałej nadmiarowości bodźców powoduje, że radio nas nudzi. Pozornie nic w tym złego, przecież technologie i mody się zmieniają, a nowe media oferują coraz większe możliwości. Ale radio umiera niemalże bezpotomnie, a w każdym razie w naszej szkole mało kto słyszał o jego potomstwie. A może raczej... nie mamy ochoty słuchać? Sami przytłoczeni obrazem zbyt mało doceniamy edukacyjną wartość mediów dźwiękowych, nie bardzo wierzymy też, że można się z nimi przebić do uczniów. Przyzwyczailiśmy się już, że przekaz werbalny musimy koniecznie wzmacniać i uzupełniać obrazem. Słowo „multimedialny” zrobiło wielką karierę, ale w konsekwencji ewidentnie mamy do czynienia z przedawkowaniem (to tylko pozornie żart, chociaż merytorycznie bardziej poprawnie należy mówić o przebodźcowaniu).

Czy jeszcze nadal czegoś słuchamy? Każdy odruchowo odpowie, że muzyki. Pozornie tak, bo muzyka jest rzeczywiście niemal wszechobecna, jednak przez to często niedostrzegalna. Pełni najczęściej albo rolę tła, albo ilustracyjnego dodatku do obrazu. A często jest jeszcze gorzej, kiedy to muzyka w wersji bardzo głośnej ma być zagłuszaczem myśli lub katalizatorem produkcji adrenaliny. W dzisiejszych czasach powszechnej dostępności miniaturowych głośniczków i tanich słuchawek kultura muzyczna w najprostszym i popularnym rozumieniu (nawyku słuchania dźwięku o dobrej jakości akustycznej i w przyjaznym akustycznie otoczeniu) jest w odwrocie.

Ale do rzeczy! Niniejsze rozważania dotyczą nie tyle edukacji muzycznej lub muzykoterapii, ale raczej edukacyjnego wykorzystania – użyjmy niemal zapomnianego już słowa – słuchowiska, w jak najszerszym znaczeniu tego słowa. Przywołajmy w tym celu przykłady najważniejszych dzisiaj, popularnych mediów dźwiękowych, potencjalnie bardzo użytecznych w edukacji, a wciąż za mało docenianych wśród nauczycieli.

Podcasty i audiobooki

Pierwszym z nich jest podcast, bezpośredni sukcesor radia, usuwający jego podstawową wadę polegającą na konieczności dostosowywania się do narzuconej „ramówki” stacji radiowej. Podcast (lub podkast, pisownia nie została ostatecznie ujednolicona) istnieje formalnie od około dwudziestu lat i jest coraz popularniejszy na całym świecie (co niestety znajduje nikłe odzwierciedlenie w naszej szkole).

Drugim jest audiobook, medium łączące zalety książki i radia, tanie, łatwe w użyciu i wygodne. Niestety, audiobook jest wciąż w edukacji traktowany – niezasłużenie – jak niechciany, ubogi krewny tekstowej książki.

Oba te media od dłuższego już czasu rozwijają się i upowszechniają. Oba mają pewne istotne przewagi nad mediami wizualnymi. Ćwicząc zmysł słuchu, rozwijają pamięć słuchową, poprawiają nasze możliwości percepcyjne i lingwistyczne. Nie angażując wzroku, pozwalają na odbiór w ruchu, podczas wykonywania prostych i mało angażujących intelektualnie czynności (spacer, ćwiczenia, czekanie, proste a nudne czynności codzienne, takie jak sprzątanie etc.). Poprzez ograniczenie nadmiaru bodźców pomagają się skupić i wyciszyć. Dają szansę, okazję, a nawet zachętę do relaksu dla wzroku i umysłu. Pozwalają np. spokojnie kontemplować przyrodę i krajobraz (co daje odpocząć oczom) albo nawet całkiem wyłączyć wzrok, zamknąć oczy, aby jeszcze dokładniej skupić się na przekazie dźwiękowym. To z kolei pomaga na dodatek uwolnić wyobraźnię. Media dźwiękowe mają też zalety bardzo praktyczne dla szkoły. Powszechność urządzeń odtwarzających dźwięk i łatwość dystrybucji zapisu audio czyni z nich medium niezwykle dostępne, przystępne i egalitarne. Brak obrazu zdejmuje z nas wiele obaw prawnych, np. związanych z prawem do wizerunku. Aby dać prosty przykład: znacznie łatwiej jest nagrać dla uczniów lub z uczniami legalne (bezpieczne prawnie) słuchowisko niż widowisko; znacznie łatwiej jest też legalnie je opublikować.

Szersze upowszechnianie wśród dziatwy szkolnej konsumpcji mediów dźwiękowych jest zadaniem sensownym i obiecującym, jednak nie to jest kluczowym powodem, dla którego powstał niniejszy tekst. Jeszcze bardziej obiecująca edukacyjnie jest bowiem idea czynnego zaangażowania uczniów do własnoręcznego tworzenia edukacyjnych zapisów dźwiękowych (w tym podcastów i audiobooków).

Smartfon w akcji

Dziś prawie każdy uczeń (i my też) ma łatwy dostęp do urządzenia całkiem dobrze dostosowanego do nagrywania dźwięku o potencjalnie całkiem dobrej jakości: smartfonu. Nader często – zwłaszcza w obecnej sytuacji pandemicznej, kiedy często i dzieci, i rodzice pracują zdalnie – zdarza się też tak, że uczeń ma łatwiejszy dostęp do smartfonu, niż do komputera (laptopa). Ponadto mobilność smartfonu szczególnie predestynuje go do nagrywania dźwięków w dowolnym czasie, miejscu i zastanych warunkach. Smartfon jest wyposażony w zaawansowany DSP (Digital Signal Processor), podsystem przetwarzający dźwięk tak, aby zoptymalizować jego jakość, a zwłaszcza zrozumiałość głosu w trudnych warunkach. Wyposażony w stosowną apkę (aplikację mobilną) może być bardzo użytecznym, skutecznym i uniwersalnym dyktafonem, zaś w sprzyjających warunkach nawet źródłem stereofonicznego zapisu audio o stosunkowo wysokiej jakości. Co więcej, do każdego smartfonu można przyłączyć zewnętrzny mikrofon, aby jeszcze bardziej podwyższyć jego uniwersalność lub/i uzyskać zapis o jeszcze wyższej jakości. Tej możliwości technicznej nie posiadają np. nawet niezłej klasy aparaty fotograficzne, kamery wideo i dyktafony. Wewnętrzne mikrofony smartfonu (czy wiesz, że zwykle jest ich dwa lub nawet trzy?) nie zawsze pozwalają się wystarczająco zbliżyć do źródła dźwięku (ust rozmówcy), bo po prostu są wmontowane w urządzenie nagrywające; nie jest łatwo manipulować ich położeniem przestrzennym; nie bardzo jest jak osłonić je przed podmuchami powietrza, zabezpieczyć przed przypadkowym zatkaniem dłonią etc.

W warunkach amatorskich (ale często także półprofesjonalnych) na problem pozyskiwania nagrań dźwiękowych wypada zatem patrzeć przez pryzmat pytania: „jak to zrobić dobrze... smartfonem?”. Z wielu rozmów z nauczycielami, którzy już pracują z uczniami nad nagraniami audio, wynika też, iż w praktyce smartfon musi spełniać rolę nie tylko urządzenia zapisującego dźwięk z mikrofonu. Nierzadko musi także umożliwić wykonanie wszystkich pozostałych czynności należących do warsztatu młodego dźwiękowca, takich jak nagrywanie dźwięku z różnych źródeł (niekoniecznie przez mikrofon), miksowanie, edycja, korekta jakości, konwersja formatów i wreszcie przesyłanie lub publikowanie. Istnieje szereg prostych rozwiązań sprzętowych (np. tzw. „przejściówki”) i programowych (mobilne aplikacje), które pozwalają za pomocą ograniczonego instrumentarium sprzętowego osiągnąć zadziwiająco dobre rezultaty. Istnieją przy tym rozwiązania zarówno niezwykle proste w obsłudze i pozwalające zautomatyzować „wszystko, co się da”, stosowne dla użytkowników najmłodszych lub mało zaawansowanych technicznie, jak i rozwiązania półprofesjonalne, pozwalające uczniom starszym, użytkownikom bardziej zaawansowanym i bardziej wymagającym, na realizację stosunkowo zaawansowanej tzw. postprodukcji za pomocą smartfonu lub tabletu, bez użycia profesjonalnego sprzętu oraz bez specjalistycznego oprogramowania dla komputerów klasy PC.

Szczegółowe rozwiązania wszystkich naszkicowanych tu problemów przekraczają ramy niniejszego tekstu. Czytelnika zainteresowanego szczegółami odsyłam do przewodnika mojego autorstwa Nagrywanie dobrego dźwięku mobilnie lub we własnym mini studiu dostępnego online pod skrótowym adresem: http://bit.do/nagrywamy

 

Notka o autorze: Lechosław Hojnacki jest konsultantem ds. technologii i metod w edukacji w Regionalnym Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli WOM w Bielsku-Białej. Prowadzi bloga pod adresem http://www.enauczanie.com, który opisuje jako niekomercyjny przewodnik online dla nowoczesnych nauczycieli, edukatorów i rodziców. Niniejszy artykuł opublikowany został w kwartalniku "Kalejdoskop belfra" Nr 3 (VII-IX) 2021 wydawanym przez RODN WOM w Bielsku-Białej.