Po ciekawym głosie na temat telewizji edukacyjnej, dzisiejszy wpis będzie również o niej. Jak to się dzieje, że w takiej Wielkiej Brytanii jest możliwe realizowanie misji publicznej telewizji jako medium edukacyjnego, a w Polsce nie? Od lat na antenach polskiej telewizji publicznej nie goszczą porządne programy edukacyjne, które wspierałyby nauczycieli i uczniów podczas lekcji szkolnych. Nie ma również programów popularnonaukowych, dzięki którym widzowie w godzinach popołudniowych mieliby szansę znaleźć inteligentne programy, poszerzające ich wiedzę o szybko zmieniającym się świecie i uczące nowych umiejętności. Moim zdaniem Telewizja Polska, mimo deklaracji jej władz (nie tylko obecnych, ale i wszystkich poprzednich) w żadnej mierze nie jest medium edukacji społecznej. Przecież to nieprawda, że ludzie chcą oglądać tylko sieczkę i papkę, dzięki której przestają myśleć. Jeśli najpierw za pomocą machiny marketingowej telewizja robi ludziom wodę z mózgu, a potem organizuje badania wykazujące, że ludzie chcą oglądać nic nie warte intelektualnie produkcje – to chyba takie podejście dalekie jest od realizacji tzw. misji publicznej. Przy tym wszystkim najbardziej mnie irytuje to, że słabość programowa telewizji publicznej nie wstrzymuje ich władz przed kolejnymi apelami do społeczeństwa o płacenie abonamentu. Ja się nie dziwię, że ludzie nie chcą płacić takiego haraczu – w końcu po co wyrzucać ciężko zarobione pieniądze w błoto? A że można w telewizji zrobić edukacyjne cuda – jestem pewien. Jak ktoś nie wierzy – niech zapozna się z brytyjską stroną TEACHERS.TV. Koniec i kropka. Odłóżmy pilota.

 

Dziś inspiracja do działania. Popularność YouTube i innych podobnych portali zawierających materiały filmowe powinna skłaniać  do większego wykorzystania video w procesie edukacji. Ostatnio amerykański portal edukacyjny eSchool News wspólnie z fundacją wydawnictwa Pearson ogłosiły w Stanach Zjednoczonych konkurs „Empowered Education”, przez który chcą zachęcać młodzież do korzystania z nowych technologii komunikacyjnych w nauce. Konkurs prowadzony jest w czterech kategoriach, dla  uczniów szkół podstawowych, średnich i wyższych oraz dla uniwersytetów i uczelni wyższych. Aby wziąć udział w konkursie należy nadesłać nakręcony 3-5 minutowy materiał filmowy na temat „Jak nowe technologie pomagają mi się uczyć”. Jury będzie oceniać warsztat dziennikarski oraz materiał zdjęciowy pokazujący, w jaki sposób szkoły i uczelnie wykorzystują nowe technologie w procesie kształcenia. Laureaci mogą liczyć m.in. na wysokie nagrody pieniężne dla siebie i szkoły, w której się uczą oraz udział w uroczystej gali w Waszyngtonie w obecności przedstawicieli rządu. Ciekaw jestem kiedy w Polsce ktoś wpadnie na podobny pomysł i co więcej, zyska aprobatę (i fundusze?) władz oświatowych do realizacji przedsięwzięcia…

 

 


 

W cytowanym w poprzednim poście wywiadzie dla „Dziennika” minister edukacji Katarzyna Hall przyznała, że choć aspiracje płacowe nauczycieli są zrozumiałe, to rozmowy o płacy należy połączyć z dyskusją na temat większego zaangażowania nauczycieli. „Ci, którzy  chcą pracować więcej, powinni móc to robić w szkole nie w ramach nadgodzin, ale zwiększonego pensum, za zwiększonym wynagrodzeniem.” To pomysł dobry, choć na pewno wywoła burzę w środowisku nauczycielskim, głównie za przyczyną przedstawicieli związków zawodowych dbających o utrzymanie w polskiej szkole szkodliwych rozwiązań rodem z epoki socjalizmu. Wielu nauczycieli uważa, że im się podwyżki należą. Ot tak po prostu. Nie jestem zwolennikiem dawania podwyżek za samo bycie nauczycielem. Nauczycieli też dotyczą zasady rynkowe. Chcą mieć większe płace - powinni więcej pracować, na przykład w ramach zajęć pozalekcyjnych, na które w systemie oświaty można przecież znaleźć środki, przesuwając je choćby z budżetów niepotrzebnych działań nie wnoszących zbyt wiele w rozwój polskiego systemu edukacji (patrz: Monitor Edukacji).

 

 

 

Jak wiadomo nie od dziś uczniowie skarżą się na nudne zajęcia i niepraktyczną wiedzę przekazywana im w szkole. Problem ten wbrew pozorom nie jest trudny do rozwiązania, choć wymaga zdecydowanego zaangażowania dyrekcji szkoły. Jak to się potocznie mówi, musi się komuś chcieć. Dobry przykład płynie z Małopolski, gdzie dyrektorzy niektórych szkół technicznych postanowili uatrakcyjnić i „urealnić” zajęcia sięgając po wykładowców do firm. Nauczyciele z wykształceniem technicznym odchodzą ze szkół w poszukiwaniu lepszej pracy na rynku, więc dyrekcja szkoły zmuszona jest poszukiwać na ich miejsce innych osób. Z drugiej strony w firmach jest wielu fachowców, którzy są chętni do prowadzenia zajęć w szkołach na zasadzie wolontariatu lub za symboliczne wynagrodzenie. Z reguły takie zaangażowanie pracownika jest też dobrze przyjmowane przez pracodawcę, który może wykazać, że jego przedsiębiorstwo angażuje się w rozwiązywanie problemów lokalnej społeczności. Pomysł prosty i godny naśladowania – możliwy do zastosowania w różnych szkołach i na różnych lekcjach (na przykład podstawy przedsiębiorczości).

 

 


 

Minister edukacji Katarzyna Hall w wywiadzie dla Dziennika (9-10.02.08) przyznała, że chce uczynić polską szkołę „miejscem pozytywnych wyborów, rozwoju zainteresowań uczniów”. Na przykład w gimnazjum w podstawie programowej byłyby obowiązkowe moduły rozwijania tych zainteresowań. Uczeń wybierałby coś, co go interesuje – warsztaty biznesowe i przedsiębiorczości, warsztaty dziennikarskie, zajęcia sportowe, itp. To dobry pomysł, ale można go rozwinąć. W dobie e-learning 2.0 - brania odpowiedzialności za zakres i kształt własnej edukacji przez osoby uczące się - uczniowie powinni mieć duży wpływ na swoją ścieżkę edukacji od gimnazjum aż po studia. Można pójść krok dalej – tak zaprojektować system, aby kształcenie na wszystkich szczeblach było modułowe i umożliwiało zarówno zdobywanie wiedzy specjalistycznej w obszarze zainteresowania ucznia myślącego np. o studiach na kierunkach technicznych, jak i wiedzy ogólnej u osoby, która jest ciekawa świata i myśli np. o studiach dziennikarskich. Warto poznać w tym względzie doświadczenia brytyjskie - choćby projekt Enquiring Minds przygotowany przez organizację Futurelab.

 


 

Na ciekawy 15-tygodniowy eksperyment edukacyjny zdecydowała się dyrekcja jednej ze szkół średnich w amerykańskim stanie Georgia, chcąc umożliwić nadrobienie zaległości w matematyce i fizyce najsłabszym uczniom. Lokalna prywatna fundacja „Learning Makes a Difference” wyłożyła środki na program „Ucz się i zarabiaj”, czyli specjalne kursy dokształcające dla uczniów. Nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby nie to, że postanowiono wręczyć nagrody finansowe w wysokości 480 dolarów każdemu uczniowi, który weźmie udział we wszystkich 2-godzinnych sesjach prowadzonych po lekcjach. Najlepsi z grupy, którzy w rezultacie kursu poprawią swoje oceny do poziomu „dobry” otrzymają jeszcze bonus w wysokości 125 dolarów. Pomysł kontrowersyjny, ale może warto sprawdzić czy w ten sposób można wpłynąć skutecznie na postawy uczniów?

 

 

 


 

Matematyka jak wiadomo jest straszna, zaś czekająca za 2 lata wszystkich uczniów bez wyjątku matura z matmy już budzi przerażenie. Dlatego w małopolskim i podkarpackim kuratoriach postanowiono pomóc uczniom sięgając po Edutainment, czyli połączyć przyjemną rozrywkę z pożyteczną edukacją. Być może już niedługo uczniowie będą na lekcjach matematyki mogli pograć w szachy, scrabble, brydża, a może nawet i pokera… Wszystkie te gry mają za zadanie nauczyć logicznego myślenia, co pomoże uczniom lepiej przygotować się do egzaminów. Pomysł podchwycili od razu internauci, którzy zwracają uwagę, że gra w pokera to nie tylko myślenie logiczne, ale i wiedza, jak wygrać w życiu. Z kolei brydż to także dogadywanie się z partnerem, analizowanie sytuacji i przede wszystkim liczenie, słowem praktyczne życiowe umiejętności. Na początek gry będą możliwe prawdopodobnie w ramach zajęć pozalekcyjnych. Bardzo ciekawy pomysł i też się pod nim podpisuję.

 

Więcej artykułów…

Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie