Szkoła powszechna na pół online?

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
e-learningMożna prognozować w najbliższych dwóch dekadach zmianę modelu szkolnego w Polsce pod wpływem oddziaływania sił demograficzno-finansowych i rozwoju technologicznego. Wcześniej prawdopodobnie nastąpi również zmiana modelu nauczania. A to za sprawą rosnących zasobów edukacyjnych w Internecie i ich wykorzystania do nauki online, czyli e-learningu.
 
Chciałbym wrócić do tematów, o których już kiedyś pisaliśmy. Naukowcy Uniwersytetu Harvarda prognozują, że za 10 lat połowa zajęć w amerykańskich szkołach średnich może odbywać się w sieci. Przekonują, że jeśli szkoły chcą dalej pełnić swoją funkcję edukacyjną, powinny już inwestować w programy edukacji na odległość. W przeciwnym razie mogą stracić swoich tradycyjnych odbiorców. Czy taki sam scenariusz nie dotyczy Polski – przecież możemy mówić o pewnych trendach globalnych w edukacji, które może z pewnym opóźnieniem, ale na pewno dotrą do polskich szkół.

Profesor Clayton Christensen z Harvard Business School, autor książki „Disrupting Class“, dowodzi, że z racji postępu technologicznego i pod wpływem przełomowych innowacji (ang. disruptive innovation), szkoły nie mają przed sobą innej drogi rozwoju niż zmiana modelu nauczania i usprawnienie procesu edukacji.

Christensen proponuje, żeby szkoły wymyśleć na nowo, w bardziej innowacyjnym wydaniu - zbyt duże jest jego zdaniem ryzyko kosztownej porażki w wyniku zapaści całego systemu edukacji. Takie sytuacje występują w świecie biznesu i nic nie wskazuje na to, że inaczej może być z systemem szkolnictwa, który jest przecież formą usługi świadczonej przez wyspecjalizowane podmioty na rzecz konsumentów. Opierając się na danych z rynku amerykańskiego wykazuje, że szkoły publiczne w Stanach Zjednoczonych wydały już 60 miliardów dolarów na nowe technologie inwestując w zakupy sprzętu i oprogramowania. Ale to jest jego zdaniem tylko nowy i kosztowny dodatek do starego modelu, nie zaś faktyczna zmiana filozofii i sposobu nauczania przy wykorzystaniu najnowszych technologii.
 
W edukacji taką przełomową innowacją może okazać się e-learning na skalę masową. W samych Stanach Zjednoczonych liczba kursantów online wzrosła z 45 tysięcy w 2000 r. do 1 miliona w 2008 r. Nadejdzie taki moment, gdy szkoła zostanie zmuszona do konkurowania o swojego klienta z różnymi instytucjami edukacyjnymi działającymi także w oparciu o sieć.

Jest to zmiana modelu nauczania, na której nadejście powinniśmy się przygotować również w Polsce. Zmiana ta wydaje się być pozytywna, o ile tylko zadbamy o to, aby stworzyć bogate i wielowymiarowe zasoby edukacyjne dostępne online w języku polskim.

W takim modelu, obok tradycyjnych lekcji spędzanych fizycznie w szkole, uczniowie będą również mieć zajęcia online, których zadaniem będzie rozszerzać wiedzę z zakresu podstawowego lub oferować wiedzę ponadpodstawową, nie związaną z minimum programowym (przedmioty fakultatywne). Model nauczania w szkołach publicznych z istotnym komponentem e-learning będzie też rozwiązaniem tańszym dla systemu finansów publicznych, co w kontekście notorycznych kłopotów budżetowych może okazać się istotnym argumentem politycznym na rzecz takiej zmiany.

E-learning jest narzędziem, które w założeniach ma sprzyjać samokształceniu oraz samodzielnemu pogłębianiu wiedzy w preferowanych obszarach. Powinno pozwalać uczestnikowi szkoleń e-learning na dostosowanie tempa i narzędzi pracy do osobistego stylu uczenia się. Jest więc sposobem indywidualizacji i personalizacji nauczania. Wymaga jednak dużo samodyscypliny, którą nie zawsze posiadają uczniowie i studenci. Stąd, w nauczaniu formalnym, e-learning powinien być wykorzystywany dwojako:
»  przede wszystkim jako forma prowadzenia zajęć w sieci pod kierunkiem moderatora/tutora, który będzie pełnił rolę opiekuna kursu, ale jednocześnie przewodnika i doradcy, komunikując się z uczestnikami i umożliwiając jak najpełniejsze i efektywne wykorzystanie zaprojektowanych zasobów edukacyjnych;
»
jako forma uzupełniająca – do indywidualnego i samodzielnego studiowania (np. w ramach pracy domowej) – tu nie byłby potrzebny opiekun dostępny w każdej chwili. Użycie e-learningu w tej formie powinno być jednak ograniczone do małych porcji materiału połączonego z rozwiązywaniem zadań.

Wydaje się, że w systemie szkolnym nie możemy zrezygnować z obecności nauczycieli w kursach – po prostu model e-learningu wyłącznie do samodzielnej nauki w szkołach się nie sprawdzi (w profesjonalnych kursach szkoleniowych również jest to mało efektywna metoda nauki).

Czy w takim modelu e-learning może zastąpić całkowicie zajęcia realizowane fizycznie w szkolnej klasie? Eksperci rynku edukacyjnego najczęściej opowiadają się (dziś) za metodą mieszaną, czyli tzw. blended learning. Oznacza to, że mamy zajęcia, na których osoby uczące się spotykają się ze sobą fizycznie w jednym miejscu, realizują określone porcje programu (te, które wymagają omówienia w grupie), a potem pracują się sieci nad wybranym zaskresem materiału (samodzielnie lub w zespołach), niekoniecznie przebywając w szkole. Prawdopodobnie jednak dzień nauki uległby znacznemu rozszerzeniu, przy równoczesnej większej elastyczności czasu pracy, kształtowanemu według indywidualnych preferencji w komponencie e-learningowym.

Przy takim założeniu, również forma realizacji zajęć w klasie szkolnej powinna się zmienić – musi być bardziej elastyczna i dopasowana do indywidualnych preferencji uczniów. Mamy do czynienia z zupełnie innym ustawieniem sali, pracą w grupach (projekty), swobodnym dostępem do rozmaitych urządzeń elektronicznych, nauczycielem pomiędzy uczniami, a nie pod tablicą... Prawdopodobnie liczebność uczniów w klasie musiałaby być mniejsza niż dziś, aby zapewnić możliwość jednoczesnej pracy nauczyciela z wszystkimi uczniami (przyjmijmy, że powinna liczyć maksymalnie 16-18 uczniów, czyli 4-6 zespoły projektowe).

Za zmianą modelu nauczania idzie jeszcze jedna zmiana – społeczno-kuturalna. W takim modelu nauki szkoła staje się miejscem spotkań, nie zaś miejscem przesiadywania uczniów w określonych godzinach. Wizja szkoły jako miejsca spotkań jest bardzo atrakcyjna z punktu widzenia rozwoju społecznego. Przede wszystkim szkoła zyskuje na znaczeniu jako lokalne centrum edukacyjno-kulturalne. Wcale nie musi być zamykana po zakończeniu zajęć przez uczniów, lecz budynek i jego przestrzenie żyją swoim życiem dłużej. W tym modelu można sobie łatwo wyobrazić, że ze „szkoły“ korzystają nie tylko uczniowie, ale ich rodzice, organizacje pozarządowe, grupy nieformalne.

Prawdopodobnie większość krajów świata, w tym Polska, nie są jeszcze przygotowane do takiej zmiany w nauczaniu. To bardzo poważna przebudowa systemu oświaty, wymagająca wielu dostosowań w zasadzie wszystkiego, nie wyłączając pracy szkolnych woźnych. I nauczyciel i uczeń muszą być zarówno dobrze przygotowani do używania nowoczesnych narzędzi edukacyjnych, ale również świadomi swoich ról i oczekiwań, jakie stawia druga strona. W najbliższej dekadzie taka zmiana jest jednak jak najbardziej możliwa i można dostrzec wiele korzyści z takiego rozwiązania, np. po stronie kosztów, lepszej komunikacji w szkole, większego zaangażowania uczniów, większej współpracy w klasie i szkole. Wydaje się również, że w tym modelu nauczyciel jest w stanie szybciej dopasowywać się do zmieniających się technologii edukacyjnych – niwelowana jest luka cyfrowa, zmniejsza się dystans pomiędzy tzw. „cyfrowymi tubylcami“ i „cyfrowymi imigrantami“.
 
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym)