Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Ostatnie komentarze

Nadchodzące wydarzenia

Czytaj więcej

Grid List

Edu-myśli-my

 
Uczenie się jest skarbem, który możemy zabrać ze sobą wszędzie.
[przysłowie chińskie]

Tablica ogłoszeniowa

  • TIK-owe plakaty edukacyjne do klas lekcyjnych dużego formatu (A2) do pobrania tutaj.
  • W kanale Futuredu/Edunews.pl we Flickr.com dostępnych jest ponad 1000 zdjęć na licencji CC-BY mających kontekst edukacyjny.
  • W sklepie internetowym Edustore.eu można skorzystać z kilkudziesięciu e-zasobów dydaktycznych (ebooki, scenariusze, gry, filmy itp.).

Jesteśmy na facebooku

fb

Cookies

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Szkoła schodząca na manowce. Nowe wyzwanie dla nauczycieli

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Czas pandemii dostarcza wiele dowodów na to, że duża część nauczycieli cały czas tkwi głęboko w pułapce pruskiego drylu (stylu) nauczania. I nawet tak wielka zmiana warunków uczenia się, jakiej doświadczamy w covidowej rzeczywistości, nie jest w stanie wyrwać ich z tych okowów. Zamiast pomyśleć, jak w tych warunkach uczyć inaczej, jak przewartościować swoje metody nauczania, powielamy masowo to, co najgorsze i najmniej efektywne. Głównymi poszkodowanymi są nasze dzieci, ale jak wiadomo, dla systemu oświaty mają one znaczenie tylko w tabelkach, z których wynika, że wszystko jest w porządku.

Ten post narodził się z codziennych obserwacji, ale i pewnej bezsilności (rodzica widzącego, jak dziecko „uczy się” zdalnie w szkole podstawowej).

Postawię dwie tezy:

1. Tak, polskie szkoły są coraz lepiej przygotowane do edukacji zdalnej, tj. mają środki, procedury i narzędzia do tego, żeby móc realizować swoje ustawowe i społeczne funkcje.
2. Bardzo duża część nauczycieli, z przyzwyczajenia albo wyrachowania, nadal uczy głównie metodą wykładu, tak, jak w szkolnej klasie, nie dostrzegając, że tryb edukacji zdalnej wymaga innej metodologii i rozłożenia innych akcentów, ba, nawet zupełnego przewartościowania dotychczasowej praktyki pedagogicznej.

Jeśli chodzi o sferę infrastrukturalną – to mamy sukcesywną poprawę w szkołach stosunku do tego, z czym mieliśmy do czynienia rok temu. Oczywiście, wiele szkół ma jeszcze poważne braki sprzętowe i słaby Internet, wielu uczniów ma kłopot (zwłaszcza w wielodzietnych rodzinach) z dostępem do sprzętu i sieci, ale powoli sytuacja się poprawia. Nie jest jeszcze idealnie, bo zaniedbania, jeśli chodzi choćby o Internet w szkołach na terenach wiejskich bywają jednak spore, ale coś się ruszyło. Polskie pospolite ruszenie – tym razem w pozytywnym znaczeniu – stanęło też na wysokości zadania. Setki instytucji, organizacji i firm rzuciły się na pomoc szkołom, aby te mogły podołać wyzwaniu zdalnej edukacji. Na pewno jeszcze jest wiele do zrobienia, ale pewna zauważalna zmiana się dokonała. Baza do edukacji XXI wieku powstaje – ale prawdziwe wyzwanie leży gdzie indziej.

Jeśli chodzi o drugą tezę… W skrócie popularny schemat lekcji online wygląda tak: nauczyciel uruchamia lekcję, sprawdzi listę, wstawi parę nieobecności i zaczyna wywód. Krótszy niż podczas lekcji w klasie, ale w tym samym stylu. Czasem kogoś wyrwie z czarnego ekranu, zapyta o coś – może nawet z sukcesem, gdy wywołany/a się odezwie, a jak nie, to nieprzygotowanie lub nieobecność – a po 15-20 minutach koniec. Lekcja odhaczona w papierach, można teraz zadać pracę domową. Czasem nawet starczy czasu, żeby sprawdzić, czy poprzednie zadania zostały zrobione.

Po drugiej stronie ekranu siedzą tymczasem (albo nawet leżą) nastoletnie zombie – po 5-10 minutach wykładu tracące już orientację, gubiące wątek i zajmujące się czymś innym (tu występuje całe spektrum czynności oczywiście). Totalnie rozregulowani i rozproszeni, z zerową motywacją do nauki. Tak, to straszna praktyka i przykład złego wychowania dzieci – rodzic jak wiadomo powinien w pandemii rzucić swoją pracę i stać nad delikwentem/tką, aby prostować do pionu, jak tylko dziatwa straci uwagę na lekcji (o motywowaniu do nauki przez 7/24 już nie wspominając).

Rezultat moim zdaniem jest taki, że na przestrzeni ostatnich miesięcy jakość nauczania drastycznie poleciała na łeb na szyję (nieoficjalnie oczywiście – bo oficjalnie to oczywiście pełen sukces), uczniowie nie pamiętają nawet połowy tego, co było wylane do ekranu, wszystko im się miesza, ponieważ z punktu widzenia młodego mózgu – to jedna wielka abstrakcja. Nie potrafią się uczyć (jak wiadomo nie jest to celem szkoły, żeby rozwinąć tę kompetencję kluczową, lecz zalać mózg papką wiedzy), nie zawsze mogą liczyć na pomoc rodziców i bliskich, do tego dochodzą problemy dorastania... Ogółem: NAUKA ONLINE JEST NUDNA – i trudno się z tym nastoletnim komentarzem nie zgodzić.

Mamy do czynienia z ogromną luką kompetencyjną uczniów, która z każdym dniem pandemii się tylko pogłębia. Paradoksalnie nie mamy badań naukowych w tym temacie, bo na światło dzienne wylazłyby zapewne bardzo nieprzyjemne dane, a ministrowi jak wiadomo to wcale nie leży, kiedy trzeba z LGBT walczyć… Pewne sygnały o potrzebie takich badań płyną już z prostych sondaży – 71% ankietowanych przez Clickmeeting uważa, że w edukacji zdalnej pogłębiają się zaległości w nauce (zob. Jak oceniamy naukę zdalną po roku pandemii?, Clickmeeting, marzec 2021). W ogóle w Polsce mamy problem z badaniami edukacyjnymi, ale cóż zrobić, jeśli podległe MEN instytucje badawcze nie zajmują się praktycznie badaniami polskiej szkoły.

Mówiąc o luce kompetencyjnej, warto podkreślić, że w edukacji zdalnej główny akcent położony jest na wiedzę, natomiast odłogiem leży rozwijanie umiejętności i kształtowanie postaw uczniów (co dopiero w sumie razem składa się na kompetencje). Mamy więc jeszcze większe „zboczenie” na wiedzę, która w dodatku jest przeważnie „przelewana” w sposób nieefektywny i niedostosowany do sytuacji, w której się znaleźli uczniowie.

Gdyby ktoś zebrał (to chyba łatwe do realizacji…) i porównał oceny wystawiane przez nauczycieli np. w danej gminie/województwie/kraju 2 lata temu, np. w klasie 7-ych szkoły podstawowej wtedy i dziś – ciekaw jestem, co z takiego porównania by wyszło. Jak bardzo poziom się obniżył? Bo skoro nauczyciele uczą tak samo, to znaczy, że nadal oceniają podobnie. Takie porównanie może dałoby komuś do myślenia.

Ale to nie wszystko. Ten niekończący się strumień wiedzy lejący się z ekranu: z historii, biologii, chemii, fizyki, polskiego etc., który ma niby oświecać nasze (rodziców) pociechy, przyczynia się niestety jedynie do wzmocnienia nastrojów buntowniczych – BO PO CO JA MAM TEGO SIĘ UCZYĆ? JAKI BAŁWAN TO WYMYŚLIŁ? Z którymi to pytaniami pozostawiony zostaje oczywiście rodzic... I weź tu dziecku odpowiedz, że to ważne, że bez tego sobie w życiu nie poradzi, że nie znajdzie dobrej pracy… Bo szkoła swoje zadanie wykonała, przecież lekcja się odbyła, nauczyciel/ka wytłumaczył/a. Znaczy: dziecko nie chce się uczyć! Proste prawda?

A do tego kartkówki na czas. 8 zadań z matematyki na 12 minut online. Pestka prawda? Klasa ma się „tylko” zalogować, czas: start. Już koniec? O, dwie trzecie to pały. Bo „się nie uczą” (wersja nauczyciela), bo kłopoty z internetem, bo brak dostępu do urządzenia, bo jednak używanie symboli matematycznych w online’owych formatach jest uciążliwe, bo jednak inaczej czas płynie jak rozwiązuje się zadania na kartce, inaczej jak w komputerze, itd. itp. Nauczyciele może nie mają świadomości, że warunki pracy w onlajnach dla uczniów są jednak inne – nie da się „sprawdzonych” metod z klasy zastosować wprost podczas lekcji online. Trzeba myśleć i jeszcze raz myśleć, czy to co proponujemy ma sens i czy jest wykonalne.

Test z geografii. Ratunku! – woła dziecko. Pytanie: „Jaki przemysł jest dominujący w Niemczech?” Rodzic siada z wrażenia. Naprawdę tego uczycie i wymagacie drodzy nauczyciele?

Informatyka. Wydawać się by mogło, że kluczowy przedmiot... Niestety – zbyt wielu „dyplomowanych” nauczycieli w nauce informatyki pozostaje w czasach Logomocji. Dziecko żali się, że przez 4 tygodnie pani ich męczy żółwiem, bo nie potrafią prawidłowo zrealizować postawionego zadania. Naprawdę bardzo potrzebne… A Scratch – najpopularniejsze obecnie i najprostsze środowisko do programowania – jest dla wielu nauczycieli wciąż nieosiągalnym poziomem i czarną magią (to pewien paradoks, ale uczniowie w klasach 1-3 SP nie mają najmniejszych problemów z opanowaniem Scratcha).

Albo prace zadawane z onlajnowego WF-u: przygotuj biogram polskiego olimpijczyka, naucz się przepisów do piłki ręcznej, obejrzyj filmik ten, drugi, dziesiąty. Czy to ma sens na wychowaniu fizycznym? Przecież można zaufać i poprosić o przesłanie wyników z aktywności fizycznej. Czy to nie wystarczy?

Przepraszam – to tylko okruchy, odpadki przykładów, które można byłoby mnożyć. Ale nie o to chodzi w tym wpisie. To tylko ilustracja, że zdalna edukacja obrasta kożuchem edukacyjnych absurdów, ale pewnie nie ma świadomości tego, że to jest i śmieszne, i smutne, i straszne zarazem…

A czy można byłoby inaczej? Pewnie można sobie wyobrazić, że w każdej klasie na każdym przedmiocie samodzielnie lub w parach uczeń/uczennica przygotowuje dany temat i prowadzi lekcję. Nawet z rozdaniem zadań dla kolegów i koleżanek. Zamiast nauczyciela, ale z jego wsparciem. Takie proste odwrócenie ról, ale chyba jednak cenne doświadczenie i oddech od wylewającej się z ekranu wiedzy.

A może też zamiast kartkówek prace w małych zespołach (narzędzia w platformach typu Office 365 czy Google przecież są)? Czy naprawdę – chodzi o to, żeby przygwoździć ucznia oceną za braki w wiedzy? Oceniać czy doceniać (że jednak chce mu się MIMO edukacji zdalnej)?

A może test dla kolegów i koleżanek zaprojektuje uczeń? Oczywiście nauczyciel mógłby pomóc – ale taka zamiana ról znów byłaby bezcenna. Nie musi zaraz sprawdzać wiedzy na poziomie akademickim.

A dlaczego nie wspólne klasowe spotkanie na powietrzu. Lekcja pod chmurką? Nie, bo pandemia? Nie – to wymówka! – można w szkołach ustalić jeden taki dzień, kiedy klasy się jednak spotykają – wychodzą do muzeum, do lasu, parku etc. Że nie będzie lekcji? Właśnie chodzi o to, żeby zaprojektować lekcje inaczej. Czego się boicie dyrektorzy i nauczyciele?

Stop! Nie jestem nauczycielem – to nie jest zadanie dla mnie, aby wymyślać, jak sensownie uczyć w edukacji zdalnej. W Internecie szukajcie podpowiedzi – zdziwicie się, jak wielu nauczycieli potrafi dzielić się dobrymi pomysłami i doświadczeniami z „nauki inaczej”. To takie zadanie domowe dla Was – drodzy nauczyciele! Poszukajcie przynajmniej 10 sposobów, jak możecie zmienić waszą rutynową lekcję w coś, po czym pozostanie jakieś przynajmniej wspomnienie u uczniów.

A wy drodzy Dyrektorzy – przestańcie zajmować się tylko tabelkami i raportami dla edubiurokratów. Jako liderzy szkół powinniście może wymagać, aby zwłaszcza w tym czasie pandemii rozwinęły się kompetencje dydaktyczne waszej kadry (zwłaszcza te cyfrowe). To teraz jest najważniejsze, bo może hybrydowy model edukacji pozostanie z nami na długo. Macie możliwość wypracowania z Radą Pedagogiczną katalogu dobrych praktyk i wprowadzenia go w życie. Nie dajcie się zbyć deklaracjami, że "my to już robimy" – wymagajcie więcej! I jeszcze jeden apel: zacznijcie w końcu prawdziwy dialog z rodzicami, ale nie o tym, żeby zaopiniowali kolejny powielany z roku na rok program profilaktyczno-wychowawczy. Poproście o więcej - zapytajcie co by zmienili, co by poprawili – ta pandemia to doskonały czas na ewaluację działań szkoły. To od was zależy, czy w porę wyciągniemy wnioski i czy te minione semestry będą jednak stracone dla szkoły i uczniów pod wieloma względami czy nie.

***

Jako rodzic doświadczam właśnie silnego buntu nastolatki, która zmuszona jest siedzieć na tzw. lekcjach online i chłonąć tą wiedzę ogólną, która podobno jest tak bardzo nam wszystkim potrzebna do szczęścia w pełnym wymiarze ustalonym w podstawie programowej. Monotonne strumienie wiedzy wylewają się z komputera. Większość podobna do siebie, w tym samym stylu. Większość zgodna z programem nauczania, bo przecież wszystko trzeba przerobić, a i tak mamy zaległości. Więc nie ma zmiłuj, nauczyciele w papierach muszą mieć, że lekcja się odbyła, temat przerobiony, dyrektor szczęśliwy. Tabelki zapełniają się danymi, że oto zdalna edukacja idzie w tej szkole pełną parą i pełen sukces! Naczelnicy gminnych wydziałów edukacji kompletują dane – szczęśliwi, że znowu sukces. Kurator szczęśliwy, bo polski nauczyciel to nawet w pandemii na desce od stodoły, ale lekcje zrobi! Minister zajmujący się dziesięciorzędnymi sprawami edukacji – wychodzi i może ogłosić, że we wszystkich szkołach polscy nauczyciele i dyrektorzy stają na wysokości zadania i edukacja (zdalna) kwitnie.

Z formalnego punktu widzenia ma rację minister. Lekcja się odbyła, wiedza wylana do ekranu pełnego ikonek, można ogłosić światu, że pełen sukces. Od strony uczniów wygląda to zupełnie inaczej: izolacja i niedostatek kontaktów rówieśniczych, problemy psychiczne i te związane z dorastaniem, rzeczywisty i dojmujący brak wsparcia nauczycieli w zrozumieniu tematów (nawet tych prostych), przygnębiające ogólne poczucie bezsensu szkoły w takim wydaniu… No i oceny, które dziwnym trafem stabilizują się na poziomie 2-3, nawet u uczniów, którzy wcześniej mieli lepsze wyniki…

W pandemii - drodzy nauczyciele - zbyt często przestajecie być nauczycielami i przewodnikami naszych dzieci – wpadliście w pułapkę bycia kolejnym medium, które sączy się z ekranów. I to nie my – rodzice i dzieci – musimy coś z tym zrobić. To jest wielkie wyzwanie dla Was!

***

Oczywiście TAK, przyznaję – są w polskich szkołach świetni nauczyciele, którzy stają na wysokości zadania w edukacji zdalnej. Znam wielu z nich osobiście i bardzo dziękuję im, że chcą i potrafią uczyć nowocześnie, że nie ustają w uczeniu się i pogłębianiu swoich kompetencji, a jednocześnie budują także relacje z uczniami, których tak bardzo teraz potrzebują. Ten tekst powstał też z tego powodu, że takich nauczycieli jest ciągle za mało. A może być ich więcej!

***

Ciągle mamy za mało badań, które odnoszą się do polskiej szkoły czasów pandemii, ale warto zwracać uwagę na sygnalizowane w nich problemy. 

 

Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl (2008) i organizatorem cyklu konferencji dla nauczycieli INSPIR@CJE. Zajmuje się zawodowo polską edukacją od ponad 15. lat i jest głęboko zaangażowany w debatę na temat modernizacji i reformy szkolnictwa (zob. np. Dobre zmiany w edukacjiJak będzie zmieniać się edukacja?). Realizuje projekty edukacyjne i szkoleniowe o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Blisko współpracuje z nauczycielami i szkołami, wiele lat pełnił funkcje w Radzie Szkoły i Radzie Rodziców. Jest również członkiem grupy Superbelfrzy RP.