Nie straszyć nowymi technologiami - używać głowy

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Mam wrażenie, że sporo mamy w mediach katastroficznych wizji mózgu człowieka, który degeneruje się z powodu różnych technologii informacyjno-komunikacyjnych. W sumie to dobrze, że zwracamy uwagę, że nowoczesne urządzenia, które siedzą w naszych kieszeniach, torebkach, z którymi śpimy, albo bez których spać nie możemy, etc. czyli wszystkie, którymi się posługujemy na co dzień, mogą nam zaszkodzić. Warto mieć świadomość. Warto też dodać, że generalnie w życiu szkodzi nam wszystko i tak już będzie. Taki lajf, jak brzmi popularne stwierdzenie.fot. Fotolia.com

Na sympozjum „Człowiek – media – edukacja“ we wrześniu 2013 w Krakowie wzburzyło mnie wystąpienie prof. Włodzimierza Gogołka, który jest autorem, dość powiedziałbym oryginalnej, ekspertyzy dla Ośrodka Rozwoju Edukacji poświęconej wpływowi e-podręczników na rozwój psychosomatyczny uczniów. Wyróżnić w niej można dwie warstwy: ergonomia w korzystaniu z nowoczesnych technologii i szkodliwość technologii (głównie dla wzroku). Z analizą i zaleceniami dotyczących ergonomii nie sposób się nie zgodzić. Przypominjmy tu, że nawet podstawa programowa na III etapie kształcenia (informatyka) poświęca temu cały dział, a tak naprawdę każda lekcja z użyciem różnych sprzętów elektronicznych również powinna zaczynać się od przypomnienia zasad bezpiecznego korzystania ze sprzętu (na każdym etapie kształcenia). Co do opisu szkodliwości technologii dokonanego w tej ekspertyzie już bym się z autorem nie zgodził, zwłaszcza że badania, które przytacza są dość oględnie mówiąc mało adekwatne do problemu. Np. badania na myszach, którym świecono po oczach lampami LEDowymi, wykazały zgubny skutek dla wzroku myszy, ale czy można to łączyć z korzystaniem z multimedialnych tabletów przez ludzi? Czy my na pewno patrzymy się w lampy LEDowe? 

Bezpieczniej jest przyjąć, że ciągle za mało wiemy o wpływie zmieniającego się środowiska technologicznego na człowieka i oznaczać każdą z wypowiedzi znacznikiem „prawdopodobnie“. Należy też pamiętać, że mówimy o narzędziach, którymi się posługujemy, a w rękach człowieka każde narzędzie może być szkodliwe, a nawet zabójcze, dla używającego lub osób postronnych. Czyli w sumie nic nowego pod słońcem.

Kilkadziesiąt lat temu pojawienie się telewizji w domach wywołało olbrzymie poruszenie wśród naukowców na całym świecie. Wkrótce zaczęto zwracać uwagę na liczne zagrożenia (agresja, przemoc, zobojętnienie, etc.) i tak zostało do dziś. Zostały one dziś spotęgowane upowszechnieniem się telewizji cyfrowej i wielością kanałów, w których mamy programy na każdy temat, także te, nie nadające się zazwyczaj dla dzieci. Dziwne, że tak głośno dziś się nie mówi o tym, że papka medialna w naszych czołowych programach TV (praktycznie bez wyjątku) stanowi duże zagrożenie dla rozwoju mózgu...

Po telewizji przyszedł czas na komputery. Jak tylko pojawiły się gry komputerowe znów byliśmy straszeni. Czym tym razem? Znów wiele mówiło się o agresji, mało natomiast o tym, że gry pomagają się uczyć. Gamifikacja edukacji to temat nowy i aż dzwine, że tak mało naukowców się tym zajmuje. A przecież pozytywny wpływ gier na rozwój człowieka znany jest od tysiącleci...

Rewolucja w internecie i powstanie portali społecznościowych przyniosło nowe zagrożenia. Młodzież przeniosła się z podwórka do sieci. Tu się teraz spotyka, czego wiele osób nie potrafi zrozumieć. Definicja spotkania się zmieniła i teraz musimy dookreślić czy spotykamy się w realu czy w sieci. I znów jesteśmy straszeni. Że młodzież idiocieje, że zanikają relacje społeczne, że rośnie agresja, że rozwija się wirtualna erotyka i pornografia, etc.

Równolegle rozwija się rynek mobilnej telefonii. Niewiele trzeba było czekać - pojawiły się od razu pełne troski analizy świadczące, ze nadmierne rozmawiania przez telefon komórkowy skutkuje rakiem mózgu. Niewiele czasu minęło, a już iPhone wyznaczył trend dla telefonów z podświetlanymi ekranami dotykowymi. Przestały one służyć tylko rozmówcom ale stały się dla nas supercentrum zarządzania informacjami i naszymi zasobami. A za smartfonami na rynek wkroczyły tablety, które dziś stają się takim najnowszym „chłopcem do bicia“. To najbardziej aktualny temat, wzmocniony jeszcze pojawieniem się polskiego wydania „Cyfrowej demencji“ Manfreda Spitzera (który był też gościem polskich mediów w ubiegłym tygodniu w związku z wystąpieniem na konferencji w Bydgoszczy). Ale spokojnie, straszenie tabletami przeminie (z wiatrem).

Za chwilę upowszechnią się bowiem okulary Google. To fantastyczne urządzenie szpiegowskie, w dodatku na pewno szkodliwe dla wzroku... Już widzę, ile zagrożeń zostanie natychmiast wskazanych z powodu korzystania z tych urządzeń.

Następne w kolejce będą internet semantyczny i internet rzeczy. To dopiero będzie zagrożenie dla mózgu. Bo człowiek, nawet jak zada najgłupsze pytanie w wyszukiwarce, to mu "mądre" urządzenie odpowie, czego on tak naprawdę potrzebuje...

Stop. Przestańmy się straszyć, bo trochę (tylko trochę?) się ośmieszamy. Wszystko zależy od tego, jak się posługujemy narzędziami i czy czynimy to z głową. Jeśli bez głowy – zgoda, prawdopodobieństwo szkodliwości wzrasta. To oczywiście truizm, ale wyjątkowy – bo bardzo łatwo o nim zapominamy i odkrywamy to dopiero po szkodzie. Także w szkole ta zasada obowiązuje i znów dotyczy wszelkich narzędzi, także młotka w pracowni technicznej.

A ja, proszę Państwa jestem ofiarą najpowszechniejszej technologii od czasów Gutenberga, czyli książki. Za dużo czytałem książek w szkole podstawowej, chciałem wiecej Tomkow, Dywizjonow 303, Clostermannów, nie dało się mnie odciągnąć, gaszono światło, a ja z latarką... No i mam, na co zasłużyłem – zaszkodziła moim oczom ta technologia...

Używajmy głowy. Jakakolwiek się nie pojawi w edukacji nowa technologia, nie oznacza zaraz, że mamy tylko z niej korzytać. Dlatego raczej błędne jest założenie prof. Gogołka, że wprowadzenie e-podręczników będzie oznaczać, że uczniowie będą siedzieć z nosem w ekranie kilka godzin dziennie w szkole i potem jeszcze w domu. No chyba, że uczyć ich będzie debil, który tak właśnie będzie rozumiał korzystanie z tej technologii. Tego się jednak nie obawiam. Głęboko wierzę, że polscy nauczyciele mają i rozum i olbrzymie doświadczenie pedagogiczne. Wiedzą, że w różnorodności siła. Że jest wiele narzędzi i metod, które warto stosować w ramach zajęć, aby uczyć ciekawiej i skuteczniej, że nie warto przywiązywać się do jednej. 

Zagrożeniem może być dla każdego człowieka niekontrolowane i bezmyślne korzystanie z technologii. To na pewno w jakimś stopniu wpływa negatywnie na mózg i myślenie. Tak też rozumiałbym przesłanie „Cyfrowej demencji“ Manfreda Spitzera. Jest czas, gdy warto z nowych technologii korzystać i czas, w którym nie ma to większego sensu. Dotyczy to zwłaszcza lekcji w szkole. Ale także czasu wolnego poza szkołą. W sumie to temat rzeka, który będzie często wracał na nasze łamy. Czas płynie, świat się zmienia i nie ma wyjścia, nasze mózgi muszą sobie z tym poradzić. Spacery na świeżym powietrzu (rekomendacja Manfreda Spitzera) i zdrowy rozsądek - na pewno się zawsze przydadzą.

(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Jest również członkiem grupy Superbelfrzy RP).