Smak i zapach edukacji

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Na początek roku szkolnego proponuję kolejny interesujący wywiad z archiwum miesięcznika Edukacja i Dialog. W rozmowie red. Anny Raczyńskiej z prof. Mariuszem Zawodniakiem poruszanych jest kilka ważnych dla szkoły wyzwań, ważnych również dziś. Na czym polega konfrontacja teorii z codzienną szkolną praktyką? Jaką rolę odgrywa humanistyka w cyfrowym świecie? Profesor Zawodniak jest twórcą pojęcia i koncepcji szkoły nowej generacji. Mówi nie tylko o znaczeniu nauczycieli w przekształcaniu dzisiejszej szkoły, ale również o sposobie funkcjonowania uczniów i specyfice środowiska edukacyjnego charakteryzującego jej nowy model.

Szkoła z instytucji nauczającej powinna się przekształcić w instytucję organizującą środowisko i proces kształcenia. Tyle teoria, a praktyka?

Jaka szkoła jest, każdy widzi. Pytanie o kierunek jej przemian jest więc zasadne. Zwłaszcza, że dziś wciąż koncentruje się ona na kształceniu przedmiotowym. Ubolewam nad tym, bo czas najwyższy, aby szkoła od nowa zdefiniowała swoje cele i zadania. Jeśli ma być nadal instytucją, to powinna przejąć funkcję zarządzania edukacyjnym potencjałem młodych ludzi. Choć ja bardziej postrzegam szkołę nie jako instytucję, lecz środowisko, które określa cele i zasady współpracy z uczniem.

Odwołuje się Pan do koncepcji Jerome Brunera, który w „Kulturze edukacji”, pisał że w naturze zachowań człowieka leży potrzeba formowania edukacyjnej wspólnoty, budowania „społeczności wzajemnego uczenia się”. Ale szkoła wciąż trwa w tradycyjnych okopach. To jest efekt niewiedzy czy mentalności decydentów?

Istotą wspólnot klasowych, o których pisał Bruner, jest wzajemne oddziaływanie, obserwowanie siebie, przekazywanie swoich doświadczeń. I tu nie trzeba wymyślać żadnych nowych teorii. Wystarczy odwołać się do najbardziej pierwotnych odruchów społeczeństw archaicznych, które funkcjonowały w oparciu o bardzo proste zasady. Edukacja polegała wówczas na tym, że ludzie przyglądali się sobie, naśladowali siebie, powtarzali po sobie. Mam jednak wrażenie, że wszyscy po trosze nie rozumiemy zasadniczych wyzwań jakie stoją dziś przed edukacją. Dlatego nie ma ani próby zdefiniowania nowej roli szkoły, ani próby odejścia od tradycyjnych sposobów nauczania. Na lewo i prawo słyszymy wciąż, że nauczyciel ma tylko czas na realizację programu. To prawda, ale to jest też diabelski krąg, którego nikt nie chce i nie potrafi przerwać. Wciąż więc kręcimy się w kółko.

Ma rację Umberto Eco mówiąc, że szkołę trzeba wymyślić na nowo. Dlatego, Panie Profesorze, pytam gdzie jest blokada?

Ma rację Umberto Eco, miał rację Albert Einstein i wielu, wielu innych wybitnych myślicieli, którzy wskazywali nowe cele i kierunki edukacji. Potrzebna jest nam szkoła nowego typu, nowej generacji. Szkoła, która przygotowuje do wyzwań i do życia w XXI wieku, zatem całkowicie odmienna od szkoły tradycyjnej, XIX wiecznej. Zbudowanie i realizowanie nowoczesnego modelu wymaga jednak działań wręcz rewolucyjnych, do których potrzeba innej mentalności elit politycznych i ich dużej odwagi.

„Szkołą nowej generacji” nazwał Pan przygotowany przez siebie projekt. Ma Pan świadomość, że ta oferta może się pokryć kurzem?

Tak być może, ale nie musi, a ja nawet wierzę, że tak nie będzie. Wystarczy skorzystać z możliwości jakie otwiera przed nami Internet. Można utworzyć w sieci własną stronę, opisać swój projekt, prowadzić blog, wejść w relacje, które ułatwią wymianę doświadczeń i myśli. Powiem więcej, kiedy przyglądam się aktywności osób zajmujących się nowoczesną edukacją, to jestem zbudowany i spokojny. Od projektów i pomysłów na zmianę edukacji aż się w sieci roi. Problem w tym, że zarządzający oświatą są na nie ślepi i głusi. Czy to wynika z jakiegoś niebywałego uwikłania edukacji w politykę? Tego nie wiem.

Partnerzy do tworzenia nowej edukacji są poza środowiskiem edukacyjnym?

Wszyscy mogą być partnerami i współautorami nowej koncepcji szkoły. Mamy oczywiście wielu znakomitych specjalistów i ekspertów z zakresu edukacji, ale nie na nich dziś stawiam. Dziś jest czas na pasjonatów, którzy umieją smakować słowo edukacja.

Zna Pan wielu takich ludzi?

Niewielu, ale oni są i ja ich spotykam. Próbuję ich w swoim środowisku wyłuskiwać i gromadzić wokół konkretnej idei. Sądzę, że tacy ludzie są także w środowisku szkolnym, są wśród nauczycieli, ale ich pasje skutecznie tłumi biurokracja. To ona zabija naturalne warunki ich rozwoju.

Panie Profesorze, kim jest dziś humanista?

Humaniści od wieków trudnią się tym samym, czyli myśleniem. Zygmunt Bauman twierdzi, że elity humanistyczne, a więc, intelektualiści, zajmowali się zawsze formułowaniem nowych koncepcji i pojęć. Natomiast nigdy nie mieli możliwości praktycznej realizacji jednych i drugich. Wiek XXI stawia jednak inne wymagania. Domaga się konfrontacji teorii z praktyką. Dlatego dziś istnieje konieczność – jak to Bauman ładnie nazywa – negocjowania. Intelektualiści powinni siąść z przysłowiowym ludem przy jednym stole i negocjować swoje pomysły na ratowanie zagrożonych w globalnym świecie wartości; na radzenie sobie z wyzwaniami, które on przed nami stawia.

Informatyczny świat nie zagraża humanistyce?

Nie ma takiego zagrożenia, bo nie ma zagrożenia dla myślenia. Epoka cyfryzacji jest oczywiście pewnym problemem. Pojawiły się bowiem nowe obszary, które my nazywamy humanistyką 2.0. Humanistyką nowej generacji, która - dzięki istnieniu nowoczesnych technologii - zajmuje się przetwarzaniem zasobów humanistycznych. Właśnie pojawiła się informacja, że w roku 2011 wyszło ostatnie papierowe wydanie kultowej „Encyklopedii Britannica”. Jeśli wydawcy podejmują taką decyzję, to nie oznacza podkopywania fundamentów humanistyki. To jest po prostu znak czasu. Znak w pewnym sensie korzystny, ponieważ aktualizacja wiedzy nie będzie wymagała lat i następnego wydania, a jedynie paru prostych zabiegów technicznych. Takim samym znakiem czasu jest to, że młodzi ludzie podczas jazdy na rowerze odsłuchują jakieś audiobooki. Nam się wydaje, że to pozbawia ich doznań, które daje czytana w zaciszu pokoju książka. Odbieramy to tak dlatego, że myśmy napawali się jej okładką, zapachem farby drukarskiej, a oni jednym kliknięciem wchodzą do zasobów biblioteki cyfrowej. Najważniejsze jest jednak to, żeby świat książek był dla nich dostępny w jakiejkolwiek postaci. Żeby potrafili zachwycić się ogromem wiedzy i czerpać z niej nieporównywalną z niczym przyjemność. Bo możliwości poznania są dziś ogromne.

Amerykanie zadają sobie pytanie: Kim są cyfrowi tubylcy? Istotami, które Internet pozbawił pewnej części kory mózgowej czy najbardziej wykształconym pokoleniem w historii ludzkości? Która część tego pytania jest Panu bliższa?

Jestem przekonany, że młode pokolenie nie jest intelektualnie uboższe. Ono jest inne, ponieważ inna jest kultura i cywilizacja technologiczna świata, w którym dorastają. To prawda, że często zarzucamy młodym ludziom językową nieporadność w wyrażaniu ocen i myśli, czasem nawet brak humanistycznej wrażliwości. Zapominamy jednak, że te niedostatki są skutkiem źle planowanego procesu kształcenia. Skutkiem degeneracji metod dotąd stosowanych. Gdybyśmy uwolnili szkołę od biurokracji, od sterowania i spłaszczania procesu myślenia pod przyjęty klucz i test, sprawność językowa naszych dzieci byłaby o wiele lepsza. Jeżeli one mówią tak jak mówią i myślą tak jak myślą, to dlatego, że myśmy sami zgotowali im ten los.

Kierunki humanistyczne na studiach są mimo to ogromnie popularne. Czym tłumaczyć fakt, że młodzież tak się do nich garnie?

To jest bardzo ciekawe zjawisko i wyzwanie dla uczonych. Warto bowiem, na użytek edukacji, przeprowadzić badania, które określiłyby jaka część populacji ludzkiej ma predyspozycje do nauk humanistycznych, a jaka do matematyczno-przyrodniczych. Czy fakt, że młodzież częściej i chętniej porusza się w obszarze humanistyki to rezultat edukacji, kultury, czy może fizjologii? Gdyby na problem rozpoznania typów umysłowości uczniów otworzyli się również zarządzający oświatą, wówczas proces edukacji mógłby w większym stopniu polegać na tym, co jest w nim najistotniejsze. Na zarządzaniu intelektualnym potencjałem ucznia.

A jak się nim zarządza?

Niestety, nie potrafimy tego zadania podjąć. Szermujemy hasłami typu: społeczeństwo budowane na wiedzy, jednak opacznie je rozumiemy. W polu naszego widzenia nie pojawia się problem kształtowania kompetencji i umiejętności. Edukacja wciąż sprowadza się do przekazywania informacji. Powiem więcej, studenci polonistyki mają największy problem z tak zwaną myślą krytyczną, ponieważ w szkole była ona tłumiona. Nawet mówią, że narzucana im interpretacja utworów i przymus zapamiętywania słów – kluczy był przeżyciem traumatycznym. I skutki tego są już widoczne. Kiedy pytam ich dlaczego wybrali ten kierunek studiów, odpowiadają: miałem piątkę z języka polskiego. Ci ludzie umieją odtworzyć daty, wymienić epoki i listę utworów danego autora, ale nie umieją się odwołać do własnej wrażliwości. Ale odbieranie młodym ludziom prawa do dzielenia się refleksją, do wyrażania własnych przeżyć w formie ocen i recenzji jest zamachem na ich emocje i umysły. To jest działanie porażające.

Działanie, które zmienia także ich potrzeby? Na przykład potrzebę kontaktu z innym człowiekiem?

Istniejące dziś opisy socjologiczne pokazują, że młode pokolenie jest bardzo zatomizowane, zamknięte na budowanie relacji z drugim człowiekiem. Ono nie lubi lubić innych ludzi. Dlatego wyzwaniem edukacji XXI wieku powinna być odbudowa tych więzi. To właściwie już jest wyzwanie epokowe, niestety, bardzo trudne w realizacji.

Jakie zadania stawia ono przed nauczycielem?

Rolą nauczyciela jest rozpoznanie uczniowskiego potencjału i zarządzanie nim dzięki rozbudzaniu wyobraźni i świadomości. Jeśli jednak rozumiemy edukację jako nieustanny rozwój naszego umysłu i kształtowanie kolejnych umiejętności, to oznacza, że otwieramy przed nauczycielem ogromne pole do działania. Proszę zwrócić uwagę, że dzisiaj nikt nawet nie próbuje zdefiniować i opisać miejsca, jakie zajmuje w systemie edukacji kształcenie elit. Ono jest skrzętnie przez wszystkich omijane. A przecież przygotowanie wybitnych jednostek w poszczególnych dziedzinach daje szanse na dbałość o kulturowe oraz intelektualne dziedzictwo. Nie dbając o wybitnych uczniów, nie dbamy o narodowy dorobek i tradycję. To jest zaniechanie niewybaczalne.

***

Wywiad ukazał się Edukacji i Dialogu w styczniowo-lutowym numerze w roku 2012. Rozmawiała Anna Raczyńska, zastępca redaktora naczelnego Edukacji i Dialogu.