Jeśli odeszlibyśmy od egzaminów…

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Od razu na początku wyjawię, że jestem przeciwna egzaminom. Wiem, że to mocno kontrowersyjne zdanie. Szczególnie teraz, gdy nauczyciele grożą strajkiem w czasie egzaminów, a opinia publiczna lamentuje, że dzieje się to ze szkodą dla uczniów.

Lament jest pod tytułem: pozbawiamy uczniów ułożenia sobie życia zgodnie z ich pragnieniami.

Moim zdaniem egzaminy to umowa pomiędzy władzami edukacyjnymi a społeczeństwem. Umowa jest narzucona i przez to, że jest mocno w obecnym systemie edukacyjnym osadzona, to jest niekwestionowalna.

Jeśli zaproponowalibyśmy odejście od egzaminów, to jakich możemy się spodziewać sprzeciwów?

1. Uczniowie nie będą się uczyć, bo bez perspektywy egzaminów nie będą mieli motywacji.
2. Rodzice i ich dzieci nie będą wiedzieli, czy dzieci nauczyły się tego, co powinny.
3. Uczniowie nie będę mogli wybrać „lepszej” szkoły wyższego typu.
4. Na studia dostaną się niedouczeni studenci.

Ad 1. Ta opinia oparta jest na założeniu, że człowiek uczy się tylko w sytuacji zagrożenia egzaminem. Tak nie jest. Człowiek rodzi się z chęcią do uczenia się. Wystarczy spojrzeć na każde małe dziecko, które z zainteresowaniem poznaje świat. To zainteresowanie z czasem znika, między innymi za sprawą zewnętrznego przymusu uczenia się, wyścigu kto otrzyma lepszy stopień i naturalnego lęku przed egzaminami. Szkoła uczy do egzaminów i straszy uczniów, że ich nie zdadzą. To zabija motywację wewnętrzną do nauki. Kiedyś zrobiono to z nami, a dzisiaj sami to robimy własnym dzieciom w imię tej nieracjonalnej egzaminacyjnej umowy.

Daniel Pink w wydanej też w języku polskim książce „Drive”, cytuje liczne przekonywujące badania naukowe wykazujące, jak kary i nagrody psują motywację wewnętrzną do działania, w tym do uczenia się, oraz czynią je tymczasową i płytką.

Ad 2. Zastanówmy się, co to znaczy "powinny"? Egzaminy są układane przez zespół ekspertów egzaminacyjnych i zgodnie z podstawą programową. Jednak, w każdym roku są inne, tak aby uczeń miał niepewność, czy się przygotował.

Wyniki egzaminów służą porównaniu uczniów i ich selekcji. A przecież wynik egzaminu nie zawsze zależy od wiedzy i umiejętności ucznia, często jest przypadkowy. To co jest na egzaminie może nie być „przerobione” dobrze w szkole, a może tak się zdarzyć, że uczeń ma zły dzień (coraz częściej niż myślimy ma to miejsce) lub ze strachu nie może się skupić i osiąga zły wynik. A to decyduje o jego przyszłości.

Dla mnie jedyna forma dopuszczalnego egzaminu, to taka w której uczniowie znają treść egzaminu wcześniej i z tej puli wybierane są losowo tematy na egzamin. Bez zaskoczenia i z możliwością przygotowania się ucznia do znanego wcześniej egzaminu. Taki egzamin dawałby uczniowie informację o tym, czy właściwie się przygotował, gdyż wiedziałby do czego ma się przygotować.

Wyniki takiego egzaminu powinny służyć uczniowi, aby wiedział, czy wypełnił wymogi egzaminacyjne. Nie powinny za to służyć selekcji uczniów.

Ad 3. Co to znaczy „lepsza” szkoła? Przeważnie oznacza, to taką, do której uczęszczają „lepsze” dzieci, uzyskujące lepsze wyniki. Takie dzieci, które mają lepsze wyjściowe warunki, pochodzą z „lepszych” rodzin, mają wcześniejszy i większy dostęp do wiedzy.

Szkoła nie jest "lepsza" dlatego, że uczą w niej lepsi nauczyciele, lepiej wykształceni, lepiej przygotowani do zawodu. W takich szkołach nauczyciele mają po prostu łatwiejszą pracę, bo pracują z łatwiej uczącymi się uczniami.

Co się dzieje, gdy uczeń radzący sobie trochę gorzej trafia do takiej lepszej szkoły? Często czeka go obniżenie poczucia własnej wartości (bardzo źle wpływający na uczenie się) i konieczność korepetycji, aby nadążyć za koleżankami i kolegami. Nie jest to dobre dla uczącego się.

Jakie korzyści przynosi uczęszczanie do „dobrej szkoły”? Tylko jedną – uczniowie mają kolegów z tak zwanego lepszego środowiska, ale nie daj Boże jeśli sami nie pochodzą z tego samego środowiska, bo wtedy mogą być narażeni na ostracyzm i poniżenie.

Co daje „gorsza” szkoła? W niej uczeń ma większe szanse wziąć odpowiedzialność za swój proces uczenia się, może sam sterować swoim uczeniem się, a taka umiejętność jest bardzo przydatna w dorosłym życiu. Uczeń ma też szansę na sukces i na docenienie przez nauczyciela. W „gorszej szkole” nauczyciel spotykający chętnego do nauki ucznia jest nim zachwycony i pomaga mu jak może.

Każdy nauczyciel chce dobrze uczyć, obojętnie w jakiej szkole pracuje. Przecież zdanie: „Chcę uczyć źle”, jest po prostu bez sensu.

Może lepiej być uczniem w tej „gorszej” szkole?

Ponieważ w Polsce jest kształcenie bezpłatne, to państwo zapewnia je każdemu uczniowi.

Nic nie stracimy bez egzaminów, a zyskamy nawet finansowo, bo egzaminy bardzo drogo nas kosztują.

Ad 4. Matura. Pytanie: Czy selekcja na studia jest potrzebna? W obecnych czasach, to uczelnie biją się o kandydatów. Znajdzie się miejsce dla każdego. Są nieliczne kierunki bardzo oblegane.

Tylko kilka na kilkaset szkół wyższych jest obleganych. Ale czy wyniki matury z języka polskiego powinny decydować o przyjęciu na Politechnikę, czy psychologię? Egzaminy maturalne nie dają żadnej gwarancji, że student utrzyma się na studiach, a szczególnie student przyzwyczajony do nauczania przy pomocy strachu. Przeprowadzenie matur nie daje rzetelnej informacji, czy kandydat nadaje się na dany kierunek studiów. Kilka lat temu podczas konferencji w MEN usłyszałam od doktora nauk matematycznych, że na wydziale matematyki zrobiono badania powiązania wyników matury z wynikami po I roku studiów i… nie ma żadnej korelacji. Widać, jak silne jest lobby maturalne, jeśli te badania nie są nagłaśniane.

Moim zdaniem można byłoby przyjąć wszystkich chętnych na pierwszy rok studiów, dać im szansę, a po pierwszym roku zdecydować, kto może dalej studiować. Jest to o wiele bardziej ludzkie rozwiązanie, bo po pierwszym roku mamy ludzi dorosłych, którzy powinni z racji wieku być za siebie odpowiedzialni. Maturzyści traktowani przez czas szkoły jako wykonawcy poleceń nauczycielskich, często nie są gotowi do wzięcia za siebie odpowiedzialności. Ten rok brania za siebie odpowiedzialności bardzo by im się przydał.

Było by to też zapewne mniej kosztowne rozwiązanie. Egzaminy maturalne potrzebują zespołu specjalistów na ich zaplanowanie i ogromnej rzeszy egzaminatorów, a to kosztuje.

Mamy studia, które wymagają specjalnych umiejętności, jak np. studia artystyczne, czy medyczne. Jednak myślę, że można byłoby tak zaplanować pierwszy rok, żeby próba była możliwa dla każdego lub powrócić do egzaminów specjalistycznych, sprawdzających specyficzne kompetencje kandydata.

Nie wiem, czy was przekonałam, ale może zasiałam ziarno niepewności, czy brak egzaminów byłby dla uczniów tragedią...

Notka o autorce: Danuta Sterna – była nauczycielka matematyki i dyrektorka szkoły, ekspertka merytoryczna w programie Szkoła Ucząca Się (SUS) (prowadzonym przez CEO i PAFW), autorka książek i publikacji dla nauczycieli, propaguje ocenianie kształtujące w polskich szkołach. Niniejszy wpis pochodzi z jej bloga w partnerskiej platformie Edunews.pl – www.osswiata.pl.