Dziedziczenie szkoły

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Zgadzam się z Markiem Konieczniakiem (E-podręcznik – technologiczny zawrót głowy), że przekonywanie eksperckie nie ma sensu. Zgadzam się, że „zmiana cyfrowa” wkroczy do szkoły w sposób naturalny z czasem. Mam tylko jeden problem. Dlaczego szkoła i to w zasadzie prawie wszędzie zmienia się i to niezależnie od zaawansowania w używaniu technologii, niewiele? Moim zdaniem mamy tu do czynienia z teorią „dziedziczenia szkoły”, tzn. bycia nauczycielem takim, jakimi byli moi nauczyciele.photo: istockphoto.com

Teoria „dziedziczenia” wymaga oczywiście doprecyzowania. Nie rozumiem jej jedynie jako niechęć do zmiany. Niechęć do zmian jest naturalna człowiekowi. Choć człowiek myślący zauważa, że pewne zmiany są konieczne i godzi się z nimi. Myślę, że nadmierna niechęć do zmian w pewnej części środowiska nauczycielskiego to właśnie efekt „dziedziczenia szkoły”, a nie zaś przyczyna braku zmian w polskiej szkole.

Dziedziczenie dobra, dobrych praktyk to naturalne i pozytywne zjawisko. Pozytywne jest wzorowanie się na dobrych przykładach moich dobrych nauczycieli. I nie to nazywam „dziedziczeniem szkoły” – lecz bezmyślny i bezkrytyczny pęd sporej części środowiska nauczycielskiego do powtarzania zachowania swoich poprzedników, pomimo zmieniającego się świata i rozwoju pedagogiki. To dzięki temu trwa u nas dziewiętnastowieczna szkoła.

Na przykład wszyscy wiedzą, że ocenianie negatywne, „szukanie dziury w całym“ jest złe. „Tego nie umiesz, złapałem Cię, siadaj! – niedostateczny“. Nadal takie postawy jednak dominują w polskiej szkole. Dlaczego? Bo mnie tak oceniano. Wszyscy wiedzą, że lekcja jest interesująca, gdy ilustrujemy ją pokazem, doświadczeniem, multimediami. Nadal stosujemy to rzadko, bo rzadko to stosowano, gdy ja byłem uczniem (pewnie rzadko to również stosowano, gdy kształcono mnie na nauczyciela). Wszyscy wiemy, że szkoła powinna próbować nadążać za zmianami rzeczywistości. Nie nadąża. Bo nigdy nie nadążała także wtedy, gdy ja byłem uczniem. Wszyscy wiemy, że gorset podstawy programowej kształcenia ogólnego nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ale nadal go wnosimy do polskiej edukacji. Bo przecież zawsze był!

Działa to tak: pełen zapału młody nauczyciel z pomysłami i dobrymi chęciami rozpoczyna pracę. Jest za zmianą, jest za nowinkami, chce się realizować w swojej pracy. „Pokój nauczycielski” przekonany o słuszności „dziedziczenia szkoły” szybko wykazuje mu, że jest w błędzie. Stare, sprawdzone, wygodne tory są w opinii tego „pokoju” jedynie właściwe.

Dlaczego nowe prądy pedagogiki: szkoły waldorfskie, Montessorii pozostają marginesem edukacji? Jest tak, dlatego, bo wszechobecne jest „dziedziczenie szkoły”. Dlaczego szkolnictwo niepubliczne w Polsce jest również marginesem polskiej edukacji? (niewielki odsetek uczniów z niego korzysta). Bo „dziedziczenie szkoły jest kanonem”. Dlaczego wdrażanie nowych technologii w edukacji w Polsce jest nieakceptowane przez sporą część środowiska nauczycielskiego? Bo technologie te nie były obecne, gdy obecni nauczyciele byli uczniami.

To, z czym uważam powinniśmy powalczyć, to właśnie z kanonem „dziedziczenia szkoły”. Niechęć do zmian jest naturalna, ale można przekonać niechętnych do zmiany. Nieuświadamiany powszechnie kanon „dziedziczenia szkoły” jest jedną z głównych przyczyn zbyt wolnych zmian w polskiej i nie tylko polskiej edukacji. Zjawisko „dziedziczenia szkoły” nie jest uświadamiane w społeczności edukacyjnej. Traktujemy go właśnie, jako naturalna niechęć do zmiany, a to chyba coś więcej. To jest zasada, to jest zwyczaj, to jest akceptowane i dla wielu tak naturalne, że nie zdają sobie sprawy, że „dziedziczą szkołę”, choć rozum mówi im, że zmiany są przecież konieczne.

„Dziedziczenie szkoły“ to jest źródło konserwatywnego zachowania szkoły. Jestem przekonany, że to jest również źródło konserwatywnych zachowań decydentów oświatowych, to też przyczyna: nadal sztywnej i przeładowanej podstawy programowej kształcenia ogólnego, funkcjonującego a szkodliwego statusu zawodowego nauczyciela, niechęci do nowych technologii na zajęciach w szkole.

Nie eksperci, lecz przykłady dobrych zmian są drogą zmiany i to nie tylko w zakresie cyfryzacji. Zmianę pozytywną uzyskamy walcząc z „dziedziczeniem szkoły” pokazując sukcesy pasjonatów, tworząc nastrój do zmiany. Ponadto, choć nie będzie to łatwe, konieczne jest tworzenie ram prawnych do zmiany. Minister z wizją (nie rewolucyjną i nie polityk), pasjonat, może miałby szanse na kreację, drobnymi krokami, pozytywnej zmiany.

Drogą do zmiany szkoły jest nauczyciel. Nauczyciel otwarty na zmianę, rozumiejący to, co nazywam „szkołą dla ucznia”. Aby taki nauczyciel pojawiał się częściej (bo są tacy, ale zbyt nieliczni), potrzebne są również mentalne zmiany podejścia rodziny do szkoły, a także więcej rynku w usługach edukacyjnych. Problem o którym czytam w artykule Marka Konieczniaka to nie problem e-szkoły, to w ogóle problem jakichkolwiek głębszych zmian w szkole. Są one po prostu niezbędne, aby szkoła nadążyła za rozwojem cywilizacyjnym, w tym za rozwojem technologii i wynikającą z tego zmianą stylu życia i pracy absolwentów szkoły.

Notka o autorze: Wojciech Magdoń jest ekspertem ds. rozwoju produktów w firmie VULCAN Sp. z o.o.