E-podręczniki mają szansę na sukces

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Projekty powinny być krytykowane i to jak najwcześniej, bo to pozwala uniknąć potknięć. Ale z drugiej strony najbardziej dziwi mnie mówienie „znów się nie uda”, zanim się zaczęło. Wydaje mi się, że każdy projekt jest inny. Na każdym coraz więcej się uczymy. Projekt epodreczniki ma szanse na sukces. Ale pod jednym warunkiem: że eksperci przekonają nauczycieli, że warto wykonać krok w kierunku Cyfrowej Szkoły.Zdjęcie z domeny publicznej

Z wielkim zdziwieniem przeczytałem ostatnio tekst Witolda Kołodziejczyka nt. epodręczników (zob. Pytania o e-podręcznik) – tym bardziej, że jest to jedna z kilkudziesięciu osób, z którymi spotkałem się i z którą bardzo szczegółowo o kształt e-podręcznika pytałem. I po tym artykule nasuwa mi się kilka refleksji.

Eksperci często twierdzą, że to już było i dlatego nigdy się nie uda

Owi eksperci uczyli się w szkole gdy mniej osób przystępowało do matury, niż dziś idzie na studia. Dziś szkoła stała się naprawdę publiczna i dlatego trudniej się w niej pracuje. Niezależnie od reform i polityki MEN. Dziś szkoła jest inna. Zgadzam się jednocześnie, że każdy projekt ma pewne podobne cechy. Np. epodręcznik ma tę cechę wspólną dla projektów, że jest finansowany ze środków publicznych (unijnych). Czyli de facto podatnik płaci za materiały dostępne dla jakiejś grupy. Ale już tutaj mamy nowy typ myślenia. Po raz pierwszy ktoś stwierdził, że zasoby stworzone za publiczne pieniądze powinny być dostępne publicznie, na wolnej licencji, do kopiowania, powielania, uzupełniania. Tak aby każdy, niezależnie od poziomu dostępu do technologii i praw autorskich, miał do nich dostęp. Tego nie było jeszcze w żadnym dużym projekcie. A zmienia to choćby trwałość projektu. Za 3-5-10 lata nadal będą darmowe, dla wszystkich i będą miały swoją społeczność użytkowników, będą podlegały unowocześnieniom. Wydawcy chętnie z nich skorzystają, gdyż będą one stanowiły bezpłatne repozytorium do wykorzystania w komercyjnych wydaniach. Sama kwestia otwartych licencji, jest nowym typem myślenia o publicznych zasobach edukacyjnych.

Dobrze jest mówić, że konsultacji nie było. Trudniej jest zajrzeć na stronę epodreczniki.pl czy dyskutować na stronie facebook.com/epodreczniki.

Konsultacje z wydawcami były od początku tego roku. Ale, strony nie doszły do porozumienia (co dziś wydaje się zrozumiałe). Trzeba też uderzyć się w piersi, że w lipcu MEN zamilkło (zob. Zero komunikacji?). Przypomnijmy, że stało się to po intensywnych atakach firmy multicommunications PR (wynajętej przez wydawców, w związku z projektem). Artykuły jednego z dzienników skutecznie doprowadziły do opóźnienia startu projektu o 3 miesiące. A firmę, która w konkursie zdobyła 100% punktów skazały na niebyt. Firma ta, choć pokazała rewelacyjny prototyp ebooka, nie będzie teraz tworzyć epodręczników, tylko sądzić się z redakcją tegoż dziennika.

Od sierpnia, polityka informacyjna MEN zmieniła się radykalnie. Ja sam codziennie relacjonowałem w ogólnopolskich mediach założenia projektu. Nadal spotykając się z ekspertami. Były rozmowy i debaty z wydawcami. Były (i są) informacje na facebooku i stronie epodreczniki.pl. O tym jak skuteczna była kampania informacyjna świadczy, że na otwarciu roku szkolnego Cyfrowa Szkoła była tematem nr 1.

Oczywiście media i spotkania to nie wszystko. 21 sierpnia MAiC zorganizował otwartą debatę o metodyce uczenia w cyfrowej szkole oraz o tym jak badać efekty pilotażu. Rozmowy trwały prawie 4 godziny. Byli wydawcy, nauczyciele, rodzice, eksperci. Było wiele cennych rekomendacji.
 
Nowym źródłem władzy nie są pieniądze w rękach nielicznych, ale informacja w rękach wielu

Świetne hasło, ale cyfrowego tubylca, którym jestem, nie zwiedzie. Piszemy informacje. Ale nie do wszystkich dotrzemy. W latach 90 media pisały to, co im się podsuwało, ale drodzy eksperci, to się zmieniło. Zmieniło się też to, że koordynatorzy projektów oświatowych chcą słuchać, co mówią inni (mój adres mailowy jest dostępny na stronach ORE i piszą na niego autorzy podręczników, wydawcy, redaktorzy, nauczyciele). MEN prawie codziennie pisze nowe informacje na temat projektu…ale ile z nich przebiło się do mediów? – prawie żadne, bo dobra informacja i merytoryczna dyskusja musi się odbyć z woli dwóch stron. Tak jak spotkanie Witolda i moje, 23 lipca we Wrocławiu. Dyskusji jest już wokół epodręczników jest dużo, a przecież projekt jeszcze nie ruszył! Projekt epodręczniki jest chyba najszerzej dyskutowanym od wielu lat w edukacji. Dyskusji zresztą będzie coraz więcej, bo projekt niedługo się rozpocznie. O metodyce dyskusji napiszę za chwilę.

No to co z tych konsultacji wynika?

Chcę podkreślić – dziś nikt nie wie, jak mają wyglądać epodręczniki za 3 lata. Ani MEN, ani ORE, ani ja sam (autor bestsellerowego epodręcznika). Nie twierdzimy, że wiemy jak to zrobić. Dlatego projekt powstaje w partnerstwie aż 6 instytucji. To też rekord w historii projektów ORE. Każdy z konkursów cieszył się wielkim zainteresowaniem firm, uniwersytetów i instytucji edukacyjnych. Na partnera technologicznego zgłosiła się rekordowa w historii ORE liczba instytucji. To znaczy, że konkursy są coraz bardziej otwarte. Nie jest też prawdą że był bojkot. Wydawnictwa przewidują przyszłość i wiedzą, że projekt epodręczniki wyznacza standardy. Dlatego też ich spółki zależne startowały w konkursach. Ale po prostu nie wygrały. Za to konkurs na opracowanie podręczników dla klas I-III wygrała największa polska grupa kapitałowa wśród wydawców. Na pewno też udział uczelni, które wygrały w innych naborach lub konkursach, zapewni dobrą jakość merytoryczną epodręczników.

A może coś się jednak zmienia

W ciągu ostatnich lat zaszła nie tylko zmiana technologiczna, ale także zmiana mentalna. Kiedyś ORE, MEN nie umiały dobrze zainstalować serwerów. Ale teraz już umieją. Tak samo, jak umieją znacznie lepiej prowadzić projekty unijne, z nastawieniem na jakość. Wiedzą też jak ważne są dobrze podpisane umowy. Scholaris przykładowo jest związany niekorzystną umową do końca 2013 i trudno będzie z tego impasu wyjść. Ale epodręczniki będą już wymagały pełnej otwartości od swoich partnerów i będą mocno akcentowały kryteria jakościowe, zarówno materiałów jak i platformy. Najcenniejsze w tym projekcie jest to, że wszyscy zgadzają się, że jest słuszny co do idei. A w takim wypadku dużo lepiej się pracuje.

Tytułem podsumowania

Wracając raz jeszcze do kwestii otwartości. Projekt epodręczniki, idzie o krok dalej niż tylko udostępnienie zasobów na wolnej licencji. Zamierzamy stworzyć otwartą metodykę pracy projektowej. Każdy zasób, każda lekcja, każda linijka kodu platformy, będą publicznie dostępne w otwartym repozytorium. Każdy ekspert, nauczyciel, uczeń, wydawca, będzie mógł go uzupełnić, zmienić, skomentować. I bardzo zachęcam do tego by się w te prace włączyć. Na pewno poinformujemy o tym, kiedy projekt już ruszy. Zapewniam, Witoldzie, że będzie kolejna debata, z udziałem nauczycieli, ekspertów, wydawców i uczniów, będzie dotyczyć tego jak mają wyglądać epodręczniki. Obiecuję też, że będziesz pierwszą osobą, która zostanie na tę debatę zaproszona.

Notka o autorze: Krzysztof Wojewodzic (Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.) – koordynator projektu „e-podręczniki do kształcenia ogólnego”. Autor pierwszego w Polsce w podręcznika multimedialnego, nie mającego wersji papierowej. Powyższy tekst jest wyłącznie opinią autora i nie jest oficjalnym stanowiskiem ORE ani MEN. Tekst dostępny na licencji CC-BY-ND 2.0

Przeczytaj również w Edunews.pl: