To niestety prawda o naszym kraju. Krzysztof Rybiński (z którym miałem przyjemność współpracować w NBP) na łamach Newsweeka wzywa do stworzenia drugiego planu Balcerowicza w Polsce, który zapewni rozwój naszego kraju na następne 20-30 lat.
Kilka fragmentów trzeba zacytować. „Myślenia strategicznego w Polsce nie ma od wielu lat. Osoby na najwyższych stanowiskach biegają ze spotkania na spotkanie, uzgadniają, konsultują, opiniują, gaszą pożary i oczywiście wypychają kwity, które muszą każdego dnia wyjść z resortu. Tak powstała większość z ponad 400 (sic!) strategii, jakimi dysponuje obecnie Polska. Pisały je osoby, które często nie wiedziały, że istnieje pozostałych 399. Dlatego są one niespójne, często sprzeczne i najczęściej nie prowadzą do żadnego celu. Bo go nie ma – nie ma wizji Polski (...) Część problemów, z którymi się zmierzyć, przybrała formę węzłów gordyjskich, czyli nie sposób ich rozwiązać w ramach XX-wiecznego sposobu myślenia. Dlatego potrzebne są rozwiązania aleksandryjskie. Potrzebny nowoczesny sposób myślenia i planowania sukcesu. Cechą tych rozwiązań jest to, że często są politycznie niepoprawne, wbrew logice przeszłości (...).”
 
węzeł gordyjski polskiej edukacji 
 
Chapeau bas. Moim zdaniem ten odważny – i bardzo prawdziwy tekst – powinien przeczytać każdy, kto interesuje się losami kraju. Oczywiście naturalnie nasuwa mi się pytanie – a co w takim razie z tą strategią rozwoju polskiej edukacji? Czy to też jest ta jedna z 400? Chyba niestety tak. Dyskutowana w MEN reforma edukacji nie przekonuje, że jest koncepcją, która pchnie polską edukację naprzód i sprawi, że będziemy mieć młodzież najlepiej przygotowaną w Europie (na świecie?) na wyzwania cywilizacyjne XXI wieku. Ciągle mieszamy w tym samym kotle, w których idee XIX-wiecznego kształcenia pomieszano z myśleniem XX-wiecznym. Niewiele dobrego z tego wyjdzie...
Rybiński nawołuje do korzystania z wzorców, które przecież są znane w świecie. W edukacji takimi wzorcami są reformy systemu edukacji dokonane w Wielkiej Brytanii za rządów Blaira oraz sukcesy skandynawskich systemów edukacji opartych na autonomii nauczyciela. Dlaczego nie korzystamy z tych wzorców? Dlaczego jesteśmy niezdolni do przecięcia węzłów gordyjskich polskiej edukacji i tylko „wypychamy” kolejne kwity?

Z badań brytyjskich wynika, że uczeń zdobywa podczas lekcji najwyżej połowę wiedzy, która jest w programie nauczania. Pozostałą wiedzę i umiejętności uzupełnia i rozwija poza szkołą. Trend ten będzie się prawdopodobnie umacniał, ponieważ młodzież naturalnie będzie wolała korzystać z narzędzi, do których jest przyzwyczajona i z których w sposób naturalny korzysta na co dzień – przede wszystkim Internetu.

W czerwcu w Gazecie Wyborczej opublikowana została ciekawa rozmowa z prof. Maciejem M. Sysłą z Uniwersyetetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na temat przyszłości edukacji szkolnej. Przyszłością szkoły jest według niego e-szkoła. Trzeba zagwarantować, aby nasycaniu szkół sprzętem komputerowym  i elektronicznym towarzyszyła jednocześnie rozbudowa zasobów edukacyjnych w Internecie, gdyż tylko wówczas uczniowie uzyskają dostęp do wartościowych i nieograniczonych zasobów wiedzy, z których będą mogli zawsze czerpać. Równocześnie należy zadbać o powszechny dostęp do Internetu, tak aby zapewnić możliwość uczenia się w każdym miejscu i czasie. Dostęp do technologii i jej zasobów musi być zapewniony wszędzie tam, gdzie potrzebują jej uczniowie, nauczyciele, personel, a także rodzice.

Prawdziwym wyzwaniem systemu oświaty będzie stworzenie jednolitej platformy e-learningowej, z której będą mogły korzystać wszystkie szkoły danego szczebla. „Dzięki niej uczeń będzie miał dostęp do swoich indywidualnych zasobów w internecie. Będzie powiększał swoje osobiste archiwum i układał z niego swoje e-portfolio, czyli cyfrową wizytówkę: historię własnego rozwoju, wykonane prace, opis osiągnięć, zdobyte doświadczenia, również oceny i wyniki egzaminów, a wszystko opatrzone swoimi refleksjami.” – zauważa prof. Sysło. Takie zasoby internetowe wprowadzają Brytyjczycy, Norwegowie, Austriacy, ale również w Polsce trwają przygotowania do wprowadzenia takiego rozwiązania dla 300 szkół na Dolnym Śląsku.

Powstanie takiej platformy będzie oznaczać rewolucję w pracy nauczyciela, który będzie musiał przestawić się na pracę wyłącznie w środowisku komputerowym i porzucić dotychczasowe przyzwyczajenia. Przygotowując się do lekcji nauczyciel będzie zmuszony do wprowadzenia wszystkich swoich notatek i pomocy naukowych do sieci, gdyż tylko wówczas istnienie takiej platformy e-szkolnej będzie miało sens. I to jest właśnie moim zdaniem największe wyzwanie dla edukacji. System kształcenia nauczycieli w Polsce jest niedopasowany do współczesnej zdigitalizowanej rzeczywistości. Problemem jest nie tylko raczej niski stopień umiejętności nauczycieli w zakresie korzystania z narzędzi informatycznych (i ich tworzenia!) jako pomocy naukowych, ich sposób myślenia o nowych technologiach edukacyjnych (jeszcze zbyt nasycony nieufnością), ale przede wszystkim sama koncepcja przygotowywania nauczycieli do zawodu. Ze względu na tempo zmian cywilizacyjnych należy chyba odchodzić od modelu nauczyciela jako osoby wprowadzającej młodych ludzi w świat wiedzy. Potrzebny jest nowy nauczyciel – bardziej doradca i moderator rozwoju uczniów niż mentor, jak zauważa prof. Sysło. Do tego można dodać jeszcze jedną zdolność, która będzie niezbędna w efektywnym nauczaniu – nauczyciel musi uczyć się razem ze swoimi uczniami. Ta zdolność do współuczenia się będzie moim zdaniem kluczowa dla powodzenia projektu e-szkoły.

 

 

Na całym świecie stypendia - w szkołach i na uczelniach wyższych - pełnią przede wszystkim funkcję motywująco-nagradzającą. Są formą finansowej zachęty dla danej osoby do rozwoju dotychczasowych działań i osiągania kolejnych sukcesów w nauce, są również nagrodą za te właśnie osiągnięcia. W takich przypadkach - gdy docenia się wyniki danego ucznia lub studenta - nikogo nie dziwi, że wysokość stypendium może być znacząca - osoba ta przecież włożyła wiele pracy i poświęcenia, aby osiągnąć określone rezultaty i należy ją za to nagrodzić. Tymczasem w polskim systemie edukacji finansowanym ze środków publicznych wszechobecne jest przekonanie, że celem stypendiów jest obdarowanie wszystkich po równo, bo wówczas będzie panowała powszechna szczęśliwość. Nic bardziej mylnego. Taki „ochłap” rzucony tym, którzy najbardziej inwestują w swoją edukację nie zachęca ich do dalszej pracy, zaś ci którzy dostali, „bo im się należało”, zawsze będą zgłaszać pretensje, że dostali za mało… W ten sposób w pierwszej grupie wzmacniamy zniechęcenie do aktywności naukowej, w drugiej wzmacniamy postawy roszczeniowe. Jak przyznają twórcy portalu mojestypendium.pl, prowadzimy w Polsce programy stypendialne szyte nie na miarę, które nie wyrównują szans w dostępie do edukacji, a nawet w pewien sposób przyczyniają się do trwonienia kapitału ludzkiego, jaki posiadamy w naszym kraju (czytaj: Stypendia szyte nie na miarę).
Na szczęście coraz więcej instytucji prywatnych zaczyna finansować programy stypendialne z głową, traktując środki przeznaczone na młodego, zdolnego ucznia czy studenta jako inwestycję społeczną, a nie zabawę w tzw. sprawiedliwość społeczną. Przydaliby się też odważni urzędnicy w oświacie, którzy będą rozumieć, że większe efekty dla budowy kapitału ludzkiego Polski przyniesie przeznaczenie dużych środków na 10 uczniów lub studentów, którzy dzięki temu będą mogli więcej osiągnąć, niż mizernych środków dla 100 osób.
To wszystko nie powinno jednak zniechęcać najzdolniejszych i najaktywniejszych uczniów i studentów do starania się o stypendia. Dla tych wszystkich młodych osób, którzy poszukują wsparcia finansowego dla rozwoju swojej edukacji, zamieściliśmy w portalu edunews.pl, przygotowany przez Akademię Rozwoju Filantropii w Polsce, przewodnik po stypendiach pt. „Studencka kieszeń” (PDF). Służyć on będzie wymierną pomocą przy zdobywaniu środków na finansowanie własnej nauki. Powodzenia!

 

 

Nie tak dawno Bill Gates zaprezentował światu TouchWall – prototyp nowego komputera w formie ekranu szerokości 4x6 stóp (ok. 1,2m x 1,8m). Gates uważa, że w niedalekiej przyszłości wszystko da się zamienić w komputery, w tym również ściany naszych domów i biur. O ile dziś takie komputery są jeszcze dość drogie (ok. 10 tysięcy USD), w niedalekiej przyszłości staną się osiągalne (również ich oprogramowanie) dla przeciętnie zarabiającego konsumenta. Zdaniem szefa Microsoftu, kiedy tylko będziemy chcieli skorzystać z takiego komputera, jego oprogramowanie będzie w stanie nas rozpoznać.

 

społeczeństwo informacyjne

Źródło: Microsoft

 

W ten sposób zbliżamy się krok po kroku do wizji przyszłości zaprezentowanej w filmie „Raport mniejszości”, w którym takie ekrany komputerowe były w stanie rozpoznać przechodzące obok nich osoby i przekazać im spersonalizowany komunikat.

Chociaż wydaje mi się, że to jeszcze mimo wszystko dość odległa przyszłość, to jednak może już dzisiaj mieć istotne konsekwencje dla nauki. Otóż planując dziś reformy kształcenia na różnych szczeblach edukacji, należy tak zaplanować programy nauczania, aby każdy uczeń był zmuszony pracować z komputerami na każdych zajęciach, w jakich bierze udział. Społeczeństwo wiedzy wymagać będzie nie tyle perfekcyjnej znajomości samych komputerów, ale przede wszystkim umiejętności ich wykorzystania w najróżniejszych sytuacjach życiowych, osobistych i zawodowych. Brak takiej edukacji dzisiaj może skutkować informatycznym analfabetyzmem jutro. Umiejętność wykorzystania komputerów do rozwiązywania zadań i problemów będzie bowiem decydowała wprost o naszym sukcesie życiowym.

W kontekście pomysłu na rozdawanie komputerów czy laptopów dla polskich uczniów – warto apelować o zmianę sposobu realizacji programów nauczania. Każdy nauczyciel powinien mieć obowiązek pracy z komputerami na swoich zajęciach, a zatem powinien być nie tylko odpowiednio przeszkolony aby mógł się sprawnie posługiwać komputerem (co najmniej równie sprawnie jak jego uczniowie), ale również dość kreatywny, aby mógł te komputery posiadane przez szkołę efektywnie wykorzystywać w nauczaniu. To jest moim zdaniem prawdziwe wyzwanie reformy edukacji, które spowoduje zmianę jakościową i przyczyni się do budowy społeczeństwa wiedzy.

Obserwując rozwój systemów edukacji na świecie nie sposób nie dostrzec, że formy audiowizualne, w tym krótsze lub dłuższe filmy, mają coraz większe znaczenie w nauczaniu i uczeniu się, tak na etapie szkolnym, jak i podczas studiów wyższych. Choć filmy w edukacji nie są zjawiskiem nowym – wykładowcy od dawna korzystali z nich na zajęciach, to jednak dopiero dziś, dzięki Internetowi, rozwojowi technologii cyfrowych, dostępności urządzeń mobilnych pozwalających rejestrować i odtwarzać pliki wideo, komputerom w klasach, wykorzystanie filmu jako narzędzia edukacji staje się zjawiskiem powszechnym. Przyczynia się do tego również ogromna popularność internetowego serwisu YouTube (i wielu podobnych), uświadamiając nauczycielom, jakie formy przekazu najchętniej akceptują w dzisiejszych czasach młode uczące się osoby.

Coś, co można chyba już określić mianem „edukacji wizualnej” (ang. Visual Learning), staje się powoli jednym z ważniejszych światowych trendów w nauczaniu. Nie tylko zasoby filmów tworzonych przez osoby uczące się rosną w szybkim tempie, ale również coraz częściej to nauczyciele prowadzą zajęcia korzystając z kamery cyfrowej, aparatu cyfrowego lub nawet telefonu komórkowego. Trend ten wspierają coraz częściej również telewizje, które produkują programy już nie tylko do emisji telewizyjnej, ale również z myślą o odbiorcach w Internecie.

Wydaje się, że to dobry czas na tworzenie kanałów nowoczesnej edukacji w oparciu o materiały filmowe, gdyż miliony uczniów na świecie, mając styczność z Internetem (w tym YouTube), aparatami telefonicznymi wyposażonymi w kamery cyfrowe, odtwarzaczami multimedialnymi, są już świetnie przygotowani do korzystania z takich narzędzi podczas lekcji, co więcej, jak potwierdzają wyniki badań w różnych krajach, chcą tego i oczekują, że filmy będą częściej wykorzystywane w ich edukacji szkolnej. 

Jak zauważają amerykańscy specjaliści od nowoczesnej edukacji z wykorzystaniem cyfrowych filmów wideo, „podstawową sprawnością w XXI wieku będzie umiejętność rozumienia obrazów: filmów, grafik, zdjęć wszelkiego typu… nie wystarczy już tylko pisanie i czytanie. Nasi uczniowie muszą nauczyć się przetwarzać zarówno słowa, jak i obrazy. Muszą mieć zdolność poruszania się swobodnie i płynnie pomiędzy tekstem i obrazami, pomiędzy słowem pisanym i światem obrazowym.

Zapraszamy do lektury najnowszego raportu EDUNEWS.PL na temat cyfrowych filmów wideo w edukacji. Premierę raportu zaplanowaliśmy na 17 maja br. - czyli na Światowy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego. Kolejne odsłony raportu ukazywać się będą co drugi dzień.

Z opublikowanych przed kilkoma dniami przez Komisję Europejską danych wynika, że 40% Polaków jest wykluczonych finansowo, czyli nie korzysta i/lub nie ma dostępu do podstawowych produktów finansowych dostępnych na rynku. Problem ten dotyczy głównie Polaków poniżej 25. roku życia, emerytów, osób mało zarabiających, niewykształconych i bezrobotnych.
Według raportu, w 15 krajach starej UE tylko dwóch na dziesięciu dorosłych mieszkańców nie korzysta z usług banków, co trzeci nie ma oszczędności, zaś 40% - nie ma kredytu, choć tylko jeden na dziesięciu przyznaje, że mu go bank odmówił. W nowych krajach członkowskich UE połowa mieszkańców nie ma konta (w Polsce 56%), tyle samo nie ma żadnych oszczędności (w Polsce 60%), a około trzy czwarte nie ma dostępu do kredytu odnawialnego (w Polsce 73%).
Danym tym trudno się dziwić. Rynek finansowy rozwija się bardzo szybko – powstają nowe produkty, stwarzane są nowe możliwości inwestycji, ale za tym nie idzie edukacja inwestorów. Od kilkunastu lat edukacja finansowa – tak młodzieży, jak i osób dorosłych - w Polsce leży odłogiem. Żaden z rządów nie przywiązywał do niej nigdy uwagi, uważając, że Polacy nauczą się przecież zarządzać własnymi finansami w praktyce, najlepiej na własnych błędach. Nie ma też żadnej debaty publicznej, która sprzyjałaby podjęciu skoordynowanych działań edukacyjnych na poziomie ogólnokrajowych. Nie ma też woli wprowadzenia takiego przedmiotu do szkół – pomimo, że umiejętność zarządzania finansami jest podstawową kompetencją życiową, dla władz oświatowych jest to nic nie znacząca umiejętność, znacznie mniej przydatna niż nauka o tańcu
Pozostają zatem inicjatywy oddolne, pozarządowe, dzięki którym Polacy mogą pogłębiać swoją wiedzę. Jednak mimo , że takie programy edukacyjne jak „Moje finanse”, „Z klasy do kasy”, czy „Szkolna Internetowa Gra Giełdowa” docierają do kilkuset tysięcy uczniów, to zdecydowanie za mało, aby młodzi ludzie byli przygotowani do samodzielności finansowej. Mamy w Polsce paradoksalnie sytuację identyczną jak w Stanach Zjednoczonych. Analitycy rynku finansowego zauważyli tam, że „zbyt  mało młodych ludzi nabywa umiejętności finansowych. Rzadko uczą się tego od rodziców, a jeszcze rzadziej otrzymują odpowiednią edukację w szkole (…) Nie chodzi o to, aby uczyć, jak wykorzystać zwyżkę na giełdzie aby zarobić, ani jak zdywersyfikować swój portfel inwestycyjny. Tu chodzi o zupełne podstawy – budżet domowy, zrównoważone wpływy i wydatki, oszczędzanie na ważne cele życiowe takie jak mieszkanie czy emerytura albo o umiejętność racjonalnego korzystania z karty kredytowej.” (czytaj więcej: Za mało edukacji finansowej). Bez podjęcia zdecydowanych działań na poziomie ogólnopolskim i przeznaczenia na nie środków publicznych, problem wykluczenia finansowego w Polsce będzie się z roku na rok pogłębiał.

Kilka dni temu przeczytałem w „Dzienniku” ciekawy wywiad z prof. Tomaszem Szlendakiem, który zajmuje się socjologią młodzieży. Opowiadał o dzisiejszych 18-19 latkach, którzy zdają właśnie egzaminy maturalne, jako o osobach, które dopiero podczas studiów zaczynają tak naprawdę dojrzewać. Ma to konsekwencje także dla procesu edukacji, bowiem dzisiejsza młodzież wymaga, innego podejścia do nauczania niż kiedyś.
„Maturzyści wymagają od nauczyciela akademickiego, żeby się nimi zajął, zaopiekował, zachęcił ich do własnego przedmiotu. To pokolenie patrzące na świat okienkowo, tak jak na ekran. Siedzi taki dzieciak przed komputerem i co dwie, trzy minuty coś go od niego odrywa. Jak wynika z badań amerykańskich i kanadyjskich, może skupić się na jednym zadaniu najwyżej 10-11 minut. To buduje specyficzne spojrzenie na świat. Powoduje mętlik poznawczy. I to pokolenie 18-19-latków jest przyzwyczajone do takiego mętliku.” Zdaniem profesora dzisiejsza młodzież to pokolenie, które cechuje duża kreatywność. „Potrafią się poświęcić rzeczom, które ich zaciekawią, które sprawią im przyjemność. Jeśli coś ich zniechęci albo uznają to za nieatrakcyjne, to absolutnie nie będą się tym zajmować.(…)”. Dzisiejszy maturzyści są zdaniem prof. Szlendaka bardziej twórczy, bo mniej się boją i mniej stresują. A przeżywają mniej stresów, głównie dlatego, że nie angażują się w działania, które mogłyby im przynieść porażkę. Są elastyczni, szybko się uczą nowych zadań, dobrze radzą sobie z różnymi sytuacjami w życiu.
Cóż, dla tego pokolenia metody nauczania, z którymi spotkają się na studiach na pewno nie okażą się atrakcyjne. Nudne i monotonne wykłady będą zapewne stratą czasu, kolejnym przykrym doświadczeniem ze „szkołą z innej bajki”. To jeszcze jeden dowód na to, że trzeba dokonać głębokiej reformy systemu edukacji, aby był on bardziej dopasowany do oczekiwań jego najważniejszych uczestników – uczniów i studentów.

Dla edukatorów powyższa wypowiedź prof. Szlendaka zawiera cenną wskazówkę - trzeba uczyć modułowo - przeznaczając na dane zagadnienie nie więcej niż 10 minut i zmieniać formy pracy i narzędzia, aby stale utrzymać "twórcze napięcie".

Więcej artykułów…

Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie