Czy mało liczne klasy są lepsze?

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Odpowiedź twierdząca wydaje się oczywista. Przekonani są o tym nauczyciele i rodzice. Nauczyciele wolą uczyć mniejsze klasy, bo mają więcej czasu dla indywidualnych uczniów, rodzice wybierają dla dzieci szkoły prywatne, bo z reguły maja mniejsze klasy. Przyjęło się sądzić, że najlepsza liczba uczniów w klasie to około 16, tak jak mała grupa warsztatowa.

Jednak badania nie potwierdzają naszego przekonania. Profesor John Hattie uważa, że samo zmniejszenie liczebności klasy ma bardzo mały wpływ na wyniki uczniów – 0,21. W „skali” Hattiego interwencje, które się opłacają mają co najmniej 0,4 i tak np. przekazywanie uczniowi przez nauczyciela informacji zwrotnej – 0,73; doskonalenie nauczycieli – 0,62. Odsyłam do książki Johna Hattiego – Widoczne uczenie się uczniów dla nauczycieli.

O co tu chodzi?

W tym artykule przytoczę jeszcze inne badania wykonane ostatnio w USA. Ale zanim to zrobię postaram się pospekulować samodzielnie. Dlaczego mylimy się w naszej opinii?

Moim zdaniem wynika to z tego, że nauczycielowi jest znacznie wygodniej uczyć małe klasy, ma więcej czasu dla poszczególnych uczniów, mniej sprawdzianów do sprawdzenia, mniej problemów. Ma szansę śledzić na bieżąco postępy uczniów i do nich dostosowywać swoje nauczanie. Ma też więcej czasu podczas lekcji, choćby dlatego, że zajmuje się mniejszą liczbą uczniów. To wszystko jest logiczne i tym też kierują się rodzice posyłając dzieci do szkoły. Moje doświadczenia nauczycielskie też to potwierdzają. Choć, gdy uczyłam bardzo małe klasy, to widziałam też negatywny wpływ na moich uczniów, polegał on na tym, że był mały wybór z kim można było razem wykonywać prace i uczniowie mieli mało możliwości uczenia się od siebie nawzajem. Ale nie zajmujmy się skrajnościami, zatrzymajmy się na liczebności klas od 15 uczniów wzwyż. Gdy zaczynałam pracę uczyłam klasy, które liczyły ponad 40 uczniów. Była to bardzo ciężka praca i wymagała innej „techniki”, której musiałam się sama uczyć. W tak licznych klasach trzeba organizować prace w mniejszych grupach, stawiać na uczenie się uczniów od siebie wzajemnie. Tak zwana indywidualizacja jest wtedy ograniczona albo dzieje się w malej grupie uczniowskiej. Bardzo ważna jest współpraca nauczyciela z uczniami, uczniowska samoocena i komunikacja z nauczycielem. Uczeń w większej klasie musi być bardziej samodzielny, w mniejszej ma szansę na prowadzenie indywidualne przez nauczyciela.

O tym, że można z powodzeniem uczyć klasy większe wiem z pedagogiki waldorfskiej, gdzie w szkołach prowadzonych tą metoda bywa dużo uczniów. Ale tam są też metody, które podpowiadają, jak uczyć takie klasy. Tam uczy się inaczej. Ale to jest zmiana całej koncepcji nauczania i nie daje jej się wprowadzić w zwyklej publicznej szkole, która ma wiele sztywnych ograniczeń.

Mój wniosek jest taki: jeśli mamy większe klasy, to musimy inaczej uczyć i musimy się tego nauczyć, jak to robić. Również system musi być w tym przypadku bardziej elastyczny, aby nauczyciel mógł efektywnie pracować. Niestety nie uczymy tego przyszłych nauczycieli na studiach i często nauczyciel stosując to, czego się nauczył podczas studiów, jest bezradny w dużej klasie. Duża klasa musi działać jak drużyna, a właściwie jak szczep harcerski, gdzie każdy zna swoje obwiązki i ma możliwość działania w mniejszej drużynie.

A teraz na poparcie tezy, że mniejsze klasy nie załatwiają sprawy, przytoczę fragmenty artykułu Jill Barshay (The Hechinger).

W wielu krajach, a szczególnie w USA w ciągu ostatnich 50 lat zainwestowano w mniejsze klasy. Średnio w roku 1970 było w klasach 22,3 dzieci; w 1985 -17,9 ; w 2008 – 15,3 roku. Potem w wyniku pogorszenia się sytuacji gospodarczej zwiększono liczbę dzieci w klasach w roku 2014 średnio do – 16,1.

Badania przeprowadzone w październiku 2018 r pokazały jednak, że korzyści z obniżenie liczebności klas np. w dziedzinie czytania są bardzo małe, a w umiejętnościach matematycznych nie ma ich w ogóle.

Zmniejszenie liczby uczniów w klasach jest za to bardzo kosztowne. Dodatkowo zauważono, że małe klasy mogą przynieść w stosunku do niektórych uczniów efekty wprost odwrotne niż byśmy chcieli.

Campbell Collaboration przeprowadziło 127 badań w 41 krajach obejmujących klasy od przedszkola do matury. Badania uwzględniały porównywanie wyników testów uczniów w mniejszych klasach i w klasach liczebnie większych.

Odrzucono badania, które mogłyby być zaburzone przez stronniczość lub przez inne czynniki „mylące”. Na przykład, nie brano pod uwagę szkół i klas, gdzie rodzice mogli mieć wpływ na wybór klasy, do której uczęszcza dziecko lub klasy, gdzie właśnie realizowano jakiś eksperyment. Starano się również, aby uczniowie z badanych klas pochodzili z podobnych środowisk i aby wyniki początkowe uczniów były zbliżone.

Ostatecznie zakwalifikowano do analizy tylko 10 badań, ze szkół Stanów Zjednoczonych, Holandii i Francji.

Stwierdzono, że losując wynik ucznia w czytaniu, mamy tylko 53 procent szansy, że losowo wybrany wynik ucznia z małej klasy będzie lepszy niż losowo wybrany wynik testu ucznia z większej klasy. „To bardzo mały efekt” – napisali naukowcy. W gruncie rzeczy jest to niewiele więcej niż wynik rzucania monetą.

W matematyce ogólne wyniki testów były nieco niższe w małych klasach, ale nie było statystycznie istotne.

Autorzy badań uważają, że taka konkluzja wynikająca z badań, może być wynikiem tego, że przy redukcji liczebności klas szkoła potrzebuje zatrudnić więcej nauczycieli, nowi nauczyciele mogą być mniej doświadczeni i mniej skuteczni niż ci, co prowadzili zajęcia wcześniej. Inny badacz uważa, że przyczyna może leżeć gdzie indziej – w większych klasach szkoła może organizować więcej zajęć dodatkowych dla uczniów, którzy mają trudności.

Andreas Schleicher, dyrektor Wydziału ds. Edukacji i Umiejętności w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju twierdzi, że w USA przeceniają wartość małych klas, a nie doceniają dostatecznie doskonalenia dobrego nauczania. W swojej książce World Class (2018) Schleicher obala „mit”, że „mniejsze klasy zawsze oznaczają lepsze wyniki”. Jego zdaniem dobre edukacje np. w Japonii, Korei Południowej i Chinach mają większe klasy, ale wydają więcej na doskonalenie pracy nauczyciela, szczególnie w umiejętności planowanie dobrych lekcji i poświęcania więcej efektywnej uwagi uczniom poza zajęciami. Zasadnicze pytanie jest, gdzie rozlokujemy środki na edukację. Jeśli mamy je ograniczone, to pytaniem jest: czy lepiej jest zmniejszyć klasy, zwiększyć pensje nauczycieli, przeznaczyć środki na dodatkowe zajęcia dla uczniów, czy wydłużyć godziny pracy nauczycieli? Okazuje się, że lesze wyniki od zmniejszenia liczby uczniów w klasach może dać każda z pozostałych inwestycji.

 

Notka o autorce: Danuta Sterna – była nauczycielka matematyki i dyrektorka szkoły, ekspertka merytoryczna w programie Szkoła Ucząca Się (SUS) (prowadzonym przez CEO i PAFW), autorka książek i publikacji dla nauczycieli, propaguje ocenianie kształtujące w polskich szkołach. Niniejszy wpis pochodzi z jej bloga w partnerskiej platformie Edunews.pl – www.osswiata.pl.