Dlaczego amerykańskie uniwersytety zwyciężają w rankingach?

Szkoły i uczelnie
Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
system oświaty Odpowiedzią na wyzwania globalizującego się rynku jest kształcenie ludzi, którzy będą potrafili sprostać międzynarodowej konkurencji. Rankingi pokazują, że taki model edukacji najlepiej realizują uczelnie amerykańskie. Może dla polskich szkół wyższych to sygnał, że warto korzystać z dobrych wzorców i podążać ścieżkami wytyczanymi przez takie uczelnie jak Harvard czy Yale?
 
Warto zastanowić się nad charakterystycznymi cechami uczelni amerykańskich. Dążenie do amerykanizacji szkolnictwa wyższego - rozumiane jako wzorowanie się na szkołach zza oceanu - to nie tylko działania związane z wymianą studentów i kształcenie w ramach programów anglojęzycznych. To także zmiana samej istoty, czy filozofii tego, jak powinien wyglądać i funkcjonować uniwersytet. Zasadniczo, proces amerykanizacji kształcenia przebiega w trzech obszarach – zarządzania szkołą, oferty dydaktycznej oraz priorytetów i wyznawanej filozofii kształcenia. Zobaczmy, czym tak naprawdę różni się kształcenie polskich (a w zasadzie europejskich) studentów od ich kolegów po drugiej stronie Atlantyku?

Szkoła jako przedsiębiorstwo
Polskie szkolnictwo wyższe nadal pozostaje bardzo mocno scentralizowane, a podział na uczelnie prywatne i państwowe jest bardzo znaczący. Uniwersytety państwowe polegają w zasadzie w całości na środkach budżetowych, a przez to są mniej elastyczne, a bardziej zbiurokratyzowane. Natomiast uczelnie prywatne, utrzymując się w większości z własnego budżetu, stosują bardziej menedżerski sposób zarządzania. To również cecha amerykańskich uczelni, jednak tam podział na placówki publiczne i prywatne nie odgrywa już tak istotnej roli jak w Polsce. W Stanach działa obecnie ponad 3 tysiące uczelni wyższych, a w każdym stanie jest co najmniej jeden uniwersytet. Większość z nich to placówki prywatne (fundacyjne) dofinansowywane przez państwo, jednak więcej osób wybiera szkoły publiczne, zazwyczaj w obrębie stanów w którym mieszkają, gdyż to tam oferowane jest kształcenie w kolegiach 2 i 4 letnich. Oczywiście najwyżej w hierarchii akademickiej stoją te uniwersytety, które kształcą zarówno na poziomie B.A. czyli odpowiedniku naszego licencjatu oraz na studiach magisterskich (M.A.) i doktoranckich (PhD).

Uczelnie zza oceanu większość środków generują same, pozyskując sponsorów i rozsądnie nimi gospodarując. Do kierowania uczelnią nie są zatrudniane osoby jedynie o wybitnym dorobku akademickim, ale przede wszystkim takie, które będą sprawnie nią zarządzać i mają za sobą menedżerskie doświadczenie. To myślenie nadal bardzo dalekie od tradycyjnych sposobów wybierania władz uczelni w polskich szkołach wyższych.

Największe uczelnie amerykańskie dysponują wielomilionowymi budżetami, co powoduje, że są w stanie zatrudniać najlepszą światową kadrę, zapewnić nowoczesną infrastrukturę i przede wszystkim finansować badania naukowe. To właśnie w laboratoriach amerykańskich szkół dokonuje się największych odkryć i stamtąd pochodzą wybitni nobliści, szczególnie w nowoczesnych dziedzinach nauki. Badania prowadzone są nie tylko „dla dobra nauki” jako takiej, ale ceniona jest ich praktyczna wartość. Wiele firm nawiązuje współpracę z uczelniami, sponsorując badania, które potem mogą wykorzystać w swojej działalności. Taka współpraca świata nauki i biznesu rodzi pozytywne skutki dla obu stron. Nacisk na badania naukowe i rozwój technologii jest więc kolejnym ważnym elementem wyróżniającym amerykańskie szkoły wyższe. Zarządzanie uczelnią polega również na odpowiedniej polityce kadrowej. Trudno nie zauważyć, że w wielu polskich uczelniach, szczególnie państwowych, awans zawodowy często zależy od wysługi lat. W Stanach, duży nacisk kładziony jest na rozwój zawodowy – wykładowcy, których kariera utknęła w miejscu, którzy nie mogą pochwalić się żadnymi nowymi publikacjami, mają małą szansę na angaż na dobrym uniwersytecie.
 
Zmierzch narodowych uniwersytetów
Pozornie oczywista odpowiedź na pytanie – po co w zasadzie istnieją uniwersytety - okazuje się być kluczem do zrozumienia różnic między szkolnictwem amerykańskim i europejskim. Największe uniwersytety europejskie zakładane były w czasach, w których państwa narodowe były nadal bardzo silne. Ich misją było wykształcenie narodowej elity, osób o silnej tożsamości narodowej, gdzie dużą rolę odgrywała tradycja i kodeks moralny. W nowej, zglobalizowanej gospodarce rola uczelni zmienia się diametralnie. Ich główną funkcją jest wspieranie wzrostu gospodarczego, konkurencyjności oraz powodowanie, że gospodarka staje się bardziej nowoczesna i innowacyjna. Szkoły amerykańskie stają się też bardziej pluralistyczne i przyciągają studentów oraz kadrę z zagranicy. Jednym słowem, kształcą specjalistów, którzy odnajdą się na rynku pracy niezależnie od położenia geograficznego. Poza tym widać zdecydowane oderwanie się systemu szkolnictwa wyższego od państwa i większą autonomię uczelni, również w kwestii standardów uczenia i oferowanych kierunków, jak i finansowania nauki z budżetu państwa.
 
Generalnie istnieją 4 zasadnicze obszary, w których zachodzą zmiany na amerykańskich uczelniach:
1. Uczelnie stają się przedsiębiorstwami o korporacyjnym charakterze. Kształtują swój ustrój zgodnie z rachunkiem ekonomicznym i maksymalizowaniem efektywności swojej działalności – niezależnie czy chodzi o profil kształcenia, czy zarządzanie budżetem.
2. Jasno widać proces urynkowienia szkolnictwa wyższego – uczelnie konkurują ze sobą jako niezależne, w większości prywatne podmioty. Dzięki oderwaniu się od państwa mogą lepiej dopasowywać swoje środki do bieżących potrzeb, nie są uzależnione od jednego sponsora.
3. Uniwersytety dbają o jakość kształcenia oraz o jego wydajność. Monitorują swoje działania wprowadzając różne wskaźniki, które mierzą w sposób obiektywny ich edukacyjne wyniki. Oczywiście odnoszą się one również do badania jakości zatrudnianej kadry.
4. Fundamentalną zmianą, którą obserwować można od początku rewolucji informatycznej, jest udział w kształceniu studentów nowoczesnych technologii, szczególnie jeżeli chodzi o wykorzystanie Internetu oraz wszelkich metod nauki na odległość.
 
Amerykanizacja ważna, ale z umiarem i rozsądkiem
Amerykanie znani są z pragmatycznego podejścia do życia i przejawia się to również w sposobie kształcenia studentów. Również pojęcie rentowności ekonomicznej stanowi poważny argument dla każdego menedżera, także tego zarządzającego uczelnią wyższą. Ale pojawiają się tutaj dwie pułapki, w które bardzo łatwo popaść. Krytycy amerykańskiego systemu akademickiego, twierdzą, że zabija on to, co od zawsze było jego najważniejszym elementem – samodzielność oraz poznawanie wiedzy teoretycznej, a nacisk kładzie na to, co powierzchowne i użyteczne. Oprócz tego, posądzany jest o ekskluzywność i brak egalitarnego dostępu do wyższych szczebli kształcenia, szczególnie dla osób ubogich. To duża bolączka amerykańskich uniwersytetów i podstawa zażartych edukacyjnych debat w Stanach Zjednoczonych.

Dostosowując się do amerykańskich standardów każda uczelnia musi wziąć pod uwagę zarówno jej pozytywne, jak i negatywne aspekty. Z tymi ostatnimi można, a nawet trzeba walczyć. Odpowiedzią na wykluczenie osób niezamożnych są stypendia i zwolnienia z płacenia czesnego dla osób osiągających dobre wyniki w nauce. Zbyt pragmatyczne podejście równoważy się przez przyciąganie do uczelni najlepszych uczniów szkół średnich, którzy mogą na przykład uzyskać obniżki czesnego, ale też poszerzająca się i różnorodna oferta edukacyjna, wspomagana przez dużą liczbę zajęć dodatkowych i fakultatywnych. Absolwenci XXI wieku mogą w ten sposób uzyskać zawodowe przygotowanie, niezbędne  w przyszłej pracy, ale też wszechstronną wiedzę ogólną potrzebną każdemu wykształconemu młodemu człowiekowi. Wielebny John Harvard na pewno jest zadowolony…