O innowacji pedagogicznej

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Od dawien dawna „innowację” odmieniamy przez wszystkie przypadki. Dzięki dopływowi funduszy unijnych codziennie „innowacjonujemy” (proszę wybaczyć ten neologizm) naszą rzeczywistość gospodarczą, społeczną, naukową, oświatową itp. Efekty? Eee, więc… pewnie nie bardzo widać, jedynie tych pieniędzy ciągle ubywa. Jest mi znane takie powiedzenie, które funkcjonuje w rzeczywistości szkolnej: „Jak zniszczyć innowacyjność i kreatywność wśród nauczycieli? Trzeba kazać im zrealizować innowację pedagogiczną”. Znają to Państwo?

Od publikacji rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej i Sportu w sprawie warunków prowadzenia działalności innowacyjnej i eksperymentalnej przez publiczne szkoły i placówki, w którym zdefiniowano „innowację pedagogiczną” minęło… 14 lat (2002)! Tylko raz po drodze rozporządzenie zmieniono (2011), nie zmieniając jednak definicji. Czy zapisana w nim innowacja nie trąci przypadkiem myszką?

Innowacją pedagogiczną są nowatorskie rozwiązania programowe, organizacyjne lub metodyczne, mające na celu poprawę jakości pracy szkoły (§1 ust. 1 Rozporządzenia).

Niby brzmi nieźle. Ale czy na pewno to innowacja dobra dla uczniów i nauczycieli? Może warto ponownie zastanowić się nad tym, czym jest innowacja i czemu powinna służyć w szkole? Może ją zbyt wąsko pojmujemy?

Rozumienie innowacji (pedagogicznej)

Jedną z najbardziej znanych definicji innowacji pedagogicznych jest ta zaproponowana przez Wincentego Okonia (Nowy słownik pedagogiczny, 2001): „Innowacją pedagogiczną jest zmiana struktury systemu szkolnego (dydaktycznego, wychowawczego) jako całości lub struktury ważnych jego składników – w celu wprowadzenia ulepszeń o charakterze wymiernym. Składniki te obejmują m.in.: nauczycieli, uczniów programy i podręczniki, wyposażenie zakładów wychowawczych, środki masowego przekazu i środowisko wychowawcze.” Moim zdaniem to zła definicja i nieprzystająca do realiów szkolnych. Ma też już swoje lata (dotyczy XX-wiecznego rozumienia innowacji). „Zmiana struktury systemu szkolnego lub ważnych jego składników…” – czy każda innowacja w oświacie kończy się zmianą struktury systemu lub „ważnych” elementów systemu? Oczywiście, że nie i nie można tak patrzeć na zagadnienie innowacji. Jest wielka liczba innowacji nie prowadzących do tak głębokich zmian, a jednak wpływających na poprawę jakości kształcenia.

Osobiście skłaniałbym się do poszukiwań nowej definicji korzystając z dorobku nauk o zarządzaniu i praktyki społeczno-gospodarczej. Punktem wyjścia może być np. takie ujęcie: „innowacja jest procesem polegającym na przekształceniu istniejących możliwości w nowe idee i wprowadzenie ich do praktycznego zastosowania” (E.Okoń-Horodyńska). Z kolei wg Słownika Języka Polskiego PWN pod red. W. Doroszewskiego innowacja to po prostu „wprowadzenie czegoś nowego”. Jeśli mówimy o innowacjach pedagogicznych, a zatem dotyczących procesu kształcenia, to może trzeba przyjąć definicję odpowiednią dla procesów? „Innowacje zorientowane na proces dotyczą rozwoju nowych metod, instrumentów i podejść, jak również poprawy istniejących metod” (Encyklopedia Zarządzania). A może posłużyć się pewną analogią korzystając z definicji ekonomistów. Skoro innowacja w ekonomii to „zastosowanie nowej wiedzy w procesie produkcji” (D. Begg), to w edukacji można trzeba byłoby podobnie ująć: „zastosowanie nowej wiedzy w procesie kształcenia”? Dla poszerzenia punktu widzenia dodam jeszcze definicje z literatury anglojęzycznej: emergence of new learning models supported by the use of technology and networking technologies (powstanie nowych modeli uczenia się wspieranych przez użycie technologii i sieci technologicznych - autorstwa S.Aceto, C. Dondi, P. Marzotto, 2015) lub new idea or a further development of an existing product, process or method that is applied in a specific context with the intention to create a value added (nowa idea lub rozwinięcie istniejącego produktu, procesu lub metody, które zostaje użyte w specyficznym kontekście z zamiarem tworzenia wartości dodanej - autorstwa - K. Kirkland, D. Sutch, 2009). Oczywiście w literaturze znajdziemy jeszcze setki innych podejść, więc jest z czego wybierać.

Zaproponowanie nowego podejścia to odpowiednie zadanie dla naukowców – wydaje mi się, że współczesne czasy wymagają szerszego rozumienia innowacji pedagogicznych, niż to zapisane w Rozporządzeniu czy w słownikach pedagogicznych.

Oczywiście, nie wszystko jest i będzie innowacją w szkole (żeby nie było tak – Polak potrafi! – że okaże się, iż w szkołach pracują wyłącznie innowatorzy). „Innowacje są ciężką, celową, skoncentrowaną pracą wymagającą wiedzy, pilności, wytrwałości, zaangażowania: wymagają od innowatorów wykorzystania swoich najsilniejszych stron” (Encyklopedia Zarządzania). Także w szkołach!

Co z tym Rozporządzeniem?

Rozporządzenie z 2002 r. powinno być zmienione, jeśli faktycznie zależy nam na innowacyjności nauczycieli i szkoły. Oto kilka problemów, z którymi musimy się mierzyć:

1. Papiery. Pierwszym problemem jest zbiurokratyzowanie procedury innowacji pedagogicznej. Spotkałem niedawno nauczycielkę, która na hasło „innowacja pedagogiczna” odpowiedziała mi: „o rany, ile to jest papierów” (vide pkt 4 poniżej). Podczas panelu poświęconego innowacjom na konferencji „Pokazać – Przekazać” ta papierologia była podnoszona przez wielu nauczycieli. Możemy to uprościć, zastanówmy się jak. To pierwsza bariera do zniesienia.

2. Cel innowacji pedagogicznej (§1 ust. 1 Rozporządzenia): „poprawa jakości pracy szkoły”. Plusem jest zapis, że chodzi o „poprawę jakości” – to ważny wyznacznik dla innowacyjności w szkole. Ale dlaczego „pracy szkoły”? To moim zdaniem poważna barierą dla rozwoju innowacyjności dydaktycznej, która powinna być zupełnie naturalnym stanem funkcjonowania nauczyciela w szkole. Skoro taka definicja, to czytając literalnie trzeba założyć, że w polskim prawie oświatowym nie ma czegoś takiego jak innowacja na poziomie mikro (oddział, grupa uczniów, nauczyciel, grupa nauczycieli) – od razu musi być przełożenie na całą szkołę, czyli poziom mezo [1], a zatem musi mieć od razu wpływ na kulturę nauczania w całej szkole, sposobie zarządzania całą szkołą, całą szkolną infrastrukturę, lokalną społeczność i władze lokalne itp.). A przecież większość innowacji podejmowanych niemal na co dzień przez nauczyciela zachodzi na poziomie procesu uczenia i relacji nauczyciel/e-uczniowie w klasie lub nauczyciel-nauczyciel. I one są najbardziej wartościowe dla poprawy jakości kształcenia w szkole!

3. Rozpoczęcie innowacji (§2. ust. 2 Rozporządzenia): „rozpoczęcie innowacji lub eksperymentu jest możliwe po zapewnieniu przez szkołę odpowiednich warunków kadrowych i organizacyjnych, niezbędnych do realizacji planowanych działań innowacyjnych i eksperymentalnych.” Niby wygląda sensownie. Ale literalnie czytając, to nauczyciel sam nie może rozpocząć innowacji („kiedy mu się chce”), ponieważ rozpoczęcie jest zależne od szkoły – co najmniej dyrekcji, która zapewni odpowiednie „warunki”. A jeśli dyrektor będzie z tych, co powiedzą – „Pani Zosiu dajmy spokój – koledzy i koleżanki będą krzywo patrzeć…”. Znam setki wspaniałych innowatorów oświaty w polskich szkołach. Wszyscy dokonują wspaniałych innowacji pedagogicznych nielegalnie! Normalnie kryminał proszę Państwa… Ale właśnie chwała im za to!

4. Uchwalenie innowacji. (§4. ust. 1 Rozporządzenia). Niestety, samo „zapewnienie warunków” przez szkołę jeszcze nie wystarczy. Trzeba „uchwalić” innowację pedagogiczną! „Uchwałę w sprawie wprowadzenia innowacji w szkole podejmuje rada pedagogiczna”, a uchwała ta „może być podjęta po uzyskaniu: 1) zgody nauczycieli, którzy będą uczestniczyć w innowacji, 2) opinii rady szkoły, 3) pisemnej zgody autora lub zespołu autorskiego innowacji na jej prowadzenie w szkole, w przypadku gdy założenia innowacji nie były wcześniej opublikowane.” To jest moim zdaniem najpoważniejszy mankament obecnego rozwiązania. Żeby podjąć się innowacji pedagogicznej trzeba zyskać akceptację całej rady pedagogicznej. A przecież nam zależy na tym, żeby każdy nauczyciel był innowacyjny w sposób absolutnie naturalny, żeby mógł wprowadzać ciągłe zmiany (nowości!) w swojej praktyce dydaktycznej (na nikogo się nie oglądając) i żeby mógł się tym pochwalić, dzielić z innymi kolegami i koleżankami, ale może i dalej na poziomie lokalnym. Takie powinno chyba być właściwe rozumienie innowacyjności w edukacji. Dzięki istniejącemu zapisowi w rozporządzeniu jest ono zupełnie niewidoczne z poziomu systemu edukacji. Eksperci z OECD podkreślają: pedagogical practice always needs to be innovative (praktyka pedagogiczna zawsze musi być innowacyjna)[2]. I dalej z badania TALIS: „innowacje czasem oznaczają radykalne zmiany, ale bardzo często skutkują one jedynie niewielkimi adaptacjami dobrze znanej praktyki. Te adaptacje mogą być uznane za innowacje, jeśli są one oparte o nowe idee, pomysły i kiedy niosą w sobie potencjał do poprawy uczniowskiego uczenia się albo gdy są powiązane z innymi wynikami (np. poprawą zdrowia uczniów, zmniejszeniem poziomu przemocy wśród nastolatków, zmniejszenia uzależnienia od narkotyków wśród młodzieży, czy nawet poprawy satysfakcji z pracy i dobrego samopoczucia wśród nauczycieli)”.

Zbyt dużo barier

Przeglądając literaturę zagraniczną natrafiłem na świetne opracowanie brytyjskiego instytutu Futurelab poświęcone przezwyciężaniu barier w innowacjach edukacyjnych: Overcoming the barriers to educational innovation. A literature review. Otóż w tym opracowaniu znajduje się interesujący rysunek pokazujący czynniki wpływające na opór brytyjskich nauczycieli we wprowadzaniu innowacji pedagogicznych. No to do niego dołóżmy parę klocków, które wynikają z polskich przepisów oświatowych…


Rys. 1. Czynniki hamujące innowacyjność nauczycieli. Źródło: Futurelab, 2009.

Spośród dziesięciu podjętych innowacji, wszystkich wspaniałych, dziewięć kończy się w kompletnej ciszy - Antonio Machado

„Innowacja pedagogiczna” zrobiła się aktualnie popularna. Ministerstwo Edukacji Narodowej i Kuratoria Oświaty zachęcają właśnie nauczycieli do realizacji pilotażu nowej podstawy programowej z informatyki w szkołach (w tym zajęć z programowania) z wykorzystaniem istniejącego mechanizmu innowacji pedagogicznej… Moim zdaniem nie zrobimy jakościowego skoku w polskiej edukacji z takim rozumieniem i organizowaniem innowacji w szkole, jak to wynika z przepisów. Spróbujmy to zmienić, ułatwić organizację, zmniejszyć papierologię. A może także warto pomyśleć o lepszych mechanizmach zachęcania nauczycieli do podejmowania innowacji?

 

(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Jest również członkiem grupy Superbelfrzy RP).

 

Przypisy:

[1] Za: K. Kirkland, D. Sutch, Overcoming the barriers to educational innovation. A literature review, Futurelab, 2009; https://www.nfer.ac.uk/publications/FUTL61/FUTL61.pdf. Dostęp: 24.08.2016
[2] Teaching practices and pedagogical innovation: Evidence from TALIS, OECD, 2012