Tylko jeden diabeł w szczegółach "małego expose"

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Na zakończenie miodowego tygodnia nowej ekipy zarządzającej MEN wiceministra Katarzyna Lubnauer udzieliła obszernego wywiadu „Rzeczpospolitej”. Nazywam go tutaj „małym exposé”, ponieważ zawarła w nim informacje na temat zamierzeń resortu, dobrane zapewne nieprzypadkowo. Warto przeanalizować treść tej wypowiedzi, by zorientować się, czego można się spodziewać w najbliższym czasie w sprawach interesujących środowisko oświatowe. Rozmowa dostępna jest wyłącznie dla czytelników „Rzepy”, ale w treści przytoczonego poniżej własnego wywiadu odnoszę się do wszystkich poruszonych w niej kwestii.

***

(Red) Ogłosił się Pan na blogu „Wokół szkoły” Doradcą Obywatelskim ds. Edukacji (DOE). Skąd ten pomysł?

(JP) Można to potraktować jako wybieg publicysty, któremu odrobina fejmu na pewno nie zaszkodzi. Albo – mówiąc już poważnie – jako wyraz przekonania, że wraz z nową władzą powstała przestrzeń dla wsparcia odbudowy polskiej edukacji, i że moje doświadczenia zawodowe mogą okazać się przydatne. A w tle tego – jak by to górnolotnie nie zabrzmiało – poczucie obywatelskiego obowiązku.

Ma Pan pomysły, jak uzdrowić polską oświatę?

Takie pomysły, mniej lub bardziej trafne, mają dzisiaj tysiące ludzi, a internet zapewnia im ogromne audytorium. Ja zapisuję swoje na blogu. Ale jako DOE oferuję coś więcej – pamięć wielu wydarzeń i doświadczeń. Obserwuję zmiany, jakie zachodziły w społeczeństwie, a w edukacji w szczególności, niemal tak długo, jak trwa III Rzeczpospolita, od 1990 roku, cały czas z tej samej perspektywy – dyrektora szkoły. Pisałem programy nauczania i podręczniki do pierwszej podstawy programowej, z 1999 roku. W kolejnych latach śledziłem skutki monstrualnego rozrostu egzaminów zewnętrznych oraz dokonywanych na żywym organizmie eksperymentów z przyspieszeniem obowiązku szkolnego, zewnętrzną ewaluacją placówek oświatowych, czy jedynym słusznym podręcznikiem dla najmłodszych uczniów szkoły podstawowej. Przekonałem się po wielokroć, że urzędnicy, niezależnie od opcji politycznej, często wdrażają pomysły, które, choć na pozór wygodne i atrakcyjne z punktu widzenia władzy, w praktyce rozmijają się z potrzebami społecznymi.

A co jest taką potrzebą w edukacji?

Pewien zasób wolności nauczyciela, dający przestrzeń dla pracy z różnymi uczniami, w różnych środowiskach, a przy tym motywujący do poszukiwania własnej drogi zawodowej. Tymczasem każda kolejna zmiana po reformie Handkego tę wolność tylko ograniczała. Bardzo liczę, że nadchodząca zmiany odwrócą tę wieloletnią tendencję.

Kiedy Katarzyna Lubnauer w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” naszkicowała plany Ministerstwa Edukacji Narodowej, Pańską pierwszą reakcją w internecie była radość z zapowiedzi przywrócenia przedmiotu przyroda w klasach 5-6 szkoły podstawowej. Czy to rzeczywiście było najważniejsze jego przesłanie?

Oczywiście, że nie, było wręcz marginalne, ale za to absolutnie dla mnie niespodziewane. Ucieszyłem się, bo od kilku lat wskazywałem tę możliwość odwrócenia jednej ze szkodliwych zmian, jakie wprowadziła reforma Zalewskiej. Jakkolwiek pani Lubnauer jako powód wskazała w wywiadzie przede wszystkim ułatwienie zatrudnienia kadry, dla mnie jest to krok w kierunku uczynienia szkoły podstawowej, do klasy szóstej, podstawową właśnie, czyli poświęconą poznawaniu świata, a nie systematycznego studiowania dorobku klasycznych dyscyplin naukowych. Natomiast niewątpliwie najważniejszym przesłaniem wywiadu wiceministry było potwierdzenie zapowiedzi wysokich podwyżek nauczycielskich wynagrodzeń.

Najważniejszym i, jak rozumiem, optymistycznym?

Oczywiście. Najwyraźniej nowa władza jest zdeterminowana, by dotrzymać obietnicy podwyżek dla nauczycieli o 30%, nie mniej niż 1500 złotych miesięcznie, jak również by traktować to jako rekompensatę za dramatyczną utratę wartości tych wynagrodzeń w relacji do płacy minimalnej. Doceniam też wyraźną deklarację, że ta zmiana nie będzie powiązana z żadnymi warunkami wstępnymi. Jeśli coś miałbym dodać, to tylko pytanie, czy planowane jest dotrzymanie zapowiedzi poprzedniego ministra w sprawie podniesienia do 600 złotych dodatku za wychowawstwo klasy? I czy jest może przewidywane, by również nauczyciele przedszkolni otrzymali w niedalekiej przyszłości gwarancję dodatku za wychowawstwo grupy, bo na razie zdani są na łaskę i niełaskę swoich władz samorządowych? Funkcja wychowawcy wiąże się dzisiaj ze znacznie większym obciążeniem, czasowym i psychicznym, niż zaledwie kilka lat temu. A nauczyciele przedszkolni wciąż czekają na nie tylko materialne, ale i symboliczne docenienie ich pracy, absolutnie kluczowej dla rozwoju najmłodszych dzieci.

Brak warunków wstępnych dla podwyżek oznacza zachowanie tzw. godzin czarnkowych, co również potwierdziła w wywiadzie pani Lubnauer. To chyba nie jest dobra wiadomość?

Nie upamiętniajmy już w tej nazwie niesławnego pana Czarnka. Mówmy o godzinie dostępności nauczyciela. Wiceministra doskonale zdaje sobie sprawę, że praktyka jest fatalna. To już kolejna próba – po dwóch tzw. godzinach karcianych, wprowadzonych przez poprzednią koalicję PO-PSL, a tryumfalnie zniesionych przez Annę Zalewską – sformalizowania choćby kawałka, poza pensum dydaktycznym, wymiaru czasu pracy nauczyciela. I podobnie nieudana, bo specyfika rozmaitych przedmiotów nauczania oraz potrzeby uczniów i ich rodziców na różnych szczeblach systemu są tak zróżnicowane, że rozwiązanie uniwersalne po prostu nie istnieje. Pani Lubnauer wyraźnie zapowiada konieczność podjęcia debaty nad warunkami pracy nauczycieli, m.in. awansem zawodowym, więc pozostawienie tymczasem godzin dostępności w niezmienionej formie można rozumieć jako przygotowanie pozycji do przyszłych negocjacji.

Była też mowa o tzw. odchudzeniu podstaw programowych…

I bardzo dobrze. Jak słusznie zauważyła pani wiceministra, to warunek niezbędny zwiększenia autonomii nauczycieli. Inna sprawa, że osobiście bardzo obawiam się sytuacji, w której poszczególne grupy specjalistów będą lobbować za ograniczeniem cięć w swoich dziedzinach, argumentując, że w podstawie ujęto tylko problemy fundamentalne. Pocieszam się natomiast, że nieskoordynowane cięcia nie zniszczą spójności podstawy, bo nie można zniszczyć czegoś, co nie istnieje. Podstawę trzeba po prostu napisać od nowa, szczególnie od poziomu klasy czwartej szkoły podstawowej. Rozumiem, że musi to potrwać, ale oby jak najkrócej, bo szkoda każdego rocznika uczniów, który będzie wchodził w kolejny etap edukacyjny na bazie obowiązującego dzisiaj dokumentu, nawet po jego odchudzeniu!

Z treści wywiadu Katarzyny Lubnauer pozostała jeszcze matura i egzamin ósmoklasisty. Co Pan na to, że „w tym roku na pewno zmian nie będzie”?

To moim zdaniem jedyny diabeł, który na pewno tkwi w szczegółach. O ile bowiem wszystkie deklaracje wiceministry mogłem docenić, niektóre nawet bardzo, a co najmniej zrozumieć, to w tym przypadku przyznaję, że nie sięgam pojęciem decyzji o pozostawieniu pana Marcina Smolika na stanowisku przewodniczącego CKE. Że nie zmienia się reguł w trakcie gry? Chyba nie jest regułą gry pełnienie funkcji państwowej przez konkretną osobę?! A co do reguł sensu stricte – są takie, szczególnie w zakresie egzaminu maturalnego z języka polskiego, które zmienić można i należy, tymczasem trwanie pana Smolika oznacza zgodę na zachowanie status quo. A poza tym, dalsze rządy człowieka w pełni dyspozycyjnego politycznie, potwierdzającego wspólnie z ministrem Czarnkiem rzekomy sukces reformy Zalewskiej, są po prostu niemoralne. Rozumiem, że nie można unieważnić całego dorobku instytucjonalnego komisji egzaminacyjnych, ale jeśli nowe władze chcą w przyszłości wspólnie z CKE dokonywać korekt sposobu oceniania, to udział w tym osoby w pełni odpowiedzialnej za błędy i wypaczenia tego systemu, jest po prostu absurdem.

Czyli znaleźliśmy coś w deklaracjach pani Lubnauer, z czym się Pan nie zgadza!

Nie jest zadaniem doradcy potwierdzanie dobrego samopoczucia osób, którym doradza, ale wskazywanie mocnych i słabych punktów ich działań, a także rysujących się możliwości.

To jakie możliwości chciałby Pan jeszcze wskazać władzom MEN?

Kilka porad zawarłem w tym wywiadzie, wyłącznie w sprawach, jakie poruszyła sama pani Lubnauer. Wujków Dobra Rada jest obecnie na pęczki, więc na tym chwilowo poprzestańmy.

A nie czuje Pan żalu, że w swoim wywiadzie wiceministra nie wspomniała w ogóle o szkołach niepublicznych?

Rozumiem, że powinienem żałować, bo sam pracuję w takiej placówce? Tyle że ja chcę być doradcą, a nie lobbystą! Jako obywatel jestem żywo zainteresowany, aby cały system funkcjonował jak najlepiej. To szkolnictwo publiczne ma dzisiaj najwięcej problemów. A poza tym, jeżeli poprawi się jego sytuacja, np. znacząco wzrośnie subwencja albo ulegnie zmianie podstawa programowa, to i nam w szkołach niepublicznych będzie łatwiej. Najkrócej mówiąc, jeśli przewietrzmy pokój, wszystkim będzie łatwiej oddychać.

 

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.